Tegoroczny PŚ w skokach narciarskich rozpocznie się 21 listopada. Ponownie jako pierwsza zawodników przyjmie Wisła, gdzie zaplanowano konkurs drużynowy i indywidualny. W ostatnich latach inauguracja w Polsce stała się normalnością.
Pandemia przeszkadza
Nadchodzący sezon zacznie się bez udziału publiczności. Ma to oczywiście związek z pandemią koronawirusa, która w wielu miejscach osiągnęła tzw. drugą falę. Tym samym skumulowanie wielu tysięcy ludzi na trybunach byłoby po prostu bardzo ryzykowne.
Takie decyzje bardzo mocno uderzają jednak w ośrodki organizujące zawody. Zamiast wielkiego święta oraz bardzo dużego ruchu w danym mieście, ulice zaświecą pustkami. Taki scenariusz jest trudny dla burmistrza Wisły, Tomasza Bujoka.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: zwariowana akcja na wagę 3 pkt.! Najpierw trafił kolegę w pośladki, a potem...
- Nawet w trakcie martwego sezonu wydarzenia sportowe przyciągały do nas wiele osób. Tak było z Pucharem Świata, gdyż listopad to dość trudny czas, a mimo to miesiąc stał się dla nas ważny gospodarczo. W tym roku niestety musimy zamknąć się na kibiców skoków. To też problem dla samych organizatorów PŚ muszących przemodelować całą organizację - w rozmowie stwierdził burmistrz.
Straty sięgają milionów
Brak fanów oddziałuje na wiele rynków, które liczyły na znaczne wpływy do swoich działalności. Decyzje ws. konkursu sprawiły, iż morale sporego grona osób znacznie spadło. - Pojawiają się głosy smutku, ale one nawet nie są już głośne z powodu przygnębienia, jakie nas dotyka. Na głośny sprzeciw nie ma chyba sił. Po to organizujemy takie wydarzenia, by ludzie byli razem, kibicowali i się nim cieszyli. Tym bardziej że sport jest odskocznią od obecnych problemów - powiedział Bujok.
Burmistrzowi trudno oszacować dokładne straty poniesione przez miasto. Kwota sięga jednak 7 cyfr. - Z pewnością można powiedzieć, że chodzi o kilka milionów złotych. Na to składa się szereg czynników wykraczających poza sam konkurs jak hotele, restauracje, transport itd. Duże pieniądze nie trafią do przedsiębiorców oraz budżetu miasta. Pozbawienie gospodarki weekendu wartego ok. 3-4 miliony złotych lub więcej ma dla małej miejscowości duże znaczenie - dodał polityk.
Sytuacja jest o tyle gorsza, że Wisła nie nie ma przychodów za samo organizowanie zawodów. Można zatem stwierdzić, iż listopad zamiast świętem i pokaźnym zastrzykiem gotówki, zamieni się w bezzwrotną inwestycję. Mimo wszystko miasto widzi inne cele, dla których warto zorganizować zawody.
- Bezpośrednio miasto zarabia na organizacji jedynie wizerunkowo. Najważniejsze są zyski pośrednie, których teraz zabraknie. Organizujemy jednak konkurs, by o sobie przypomnieć oraz wesprzeć dyscyplinę. Istotna jest również współpraca z FIS-em, by potwierdzić, że federacja może na nas liczyć. O zyskach nie ma jednak mowy - zakomunikował Bujok.
Mimo niepowodzeń Wisła nie rezygnuje
Najgorsze dla miasta może dopiero nadejść. Od rozwoju pandemii zależy, czy Puchar Świata w ogóle zostanie rozegrany. - Mimo wszystko chcieliśmy zorganizować PŚ. Czy ostatecznie się on odbędzie, zależy od rozwoju wydarzeń. Sytuacja jest dynamiczna, ale mam nadzieję, że przy odpowiednich warunkach i obostrzeniach międzynarodowe turnieje zostaną rozegrane. My jesteśmy gotowi, obiekt również został przygotowany. Pozostało jedynie rozłożenie śniegu na zeskoku - stwierdził burmistrz.
Obecne trudne czasy nie zrażają miasta do sportu. Wręcz przeciwnie, Tomasz Bujok jest bardzo zdeterminowany, by w przyszłości Wisła wciąż znajdowała się na mapie skoków. Polityk zwrócił uwagę, że zawody to też dobra okazja dla lokalnych zawodników na pokazanie się w rodzinnym mieście, które zrobiło wiele, by "zaszczepić" dyscyplinę w swoim rejonie.
- Chcemy nadal mieć Puchar Świata. Stawiamy na rozwój sportu. W tej dyscyplinie mamy wielu świetnych reprezentantów. Chcemy zatem organizować wydarzenia, w których nasi mieszkańcy mogą się pokazać. Poza tym nie po inwestowaliśmy w obiekt, by tylko stał - powiedział Bujok.
Czytaj także:
Piotr Żyła szykuje się na wybory prezydenckie. "Ktoś musi zrobić z tym porządek"
Skoki narciarskie. Odbudowa Andrzeja Stękały. "Chcę być po prostu dobry" [WYWIAD]