Przez wiele lat Rafał Kot był fizjoterapeutą polskiej kadry skoczków. Po zakończeniu pracy z reprezentacją pozostał przy skokach jako ekspert Telewizji Polskiej. Często analizuje najnowsze wydarzenia w skokach również dla naszego portalu. Na co dzień Rafał Kot pracuje w Klinice Ortopedii i Rehabilitacji w Zakopanem.
Szymon Łożyński, WP SportoweFakty: Zdrowie dopisuje?
Rafał Kot: Teraz już tak. Jestem ozdrowieńcem, byłem zakażony koronawirusem.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Nowa rola Anity Włodarczyk
I jak pan to przeszedł?
Na szczęście chorowałem tylko lekko przez tydzień. Straciłem węch i smak. Czułem się osłabiony. Nie miałem jednak gorączki, kaszlu ani duszności.
Gdy wynik testu okazał się pozytywny, był duży stres?
W klinice, jako pracownicy, jesteśmy cyklicznie badani, żeby nie narażać siebie i pacjentów. Po jednym z badań kilka osób miało wynik pozytywny, w tym ja. W pierwszym momencie trochę się bałem, żyłem jak na bombie. Czekałem na te wszystkie objawy: gorączkę, kaszel, duszności.
Podświadomość podpowiadała mi, że to musi nastąpić. Pytanie tylko kiedy? Rozmawiałem też z innymi osobami, które przeszły koronawirusa, kiedy i jakie miały objawy. Gdy przez kolejne dni, oprócz utraty węchu, smaku i osłabienia, nie działo się nic poważnego, uspokoiłem się, że nic poważnego mi się nie stanie.
Ktoś z pana rodziny też się zakaził?
Żona. Nie miała jednak żadnych objawów.
Pandemia wpływa na pana pracę w szpitalu?
Oczywiście, że tak. Pracuję w Klinice Ortopedii i Rehabilitacji w Zakopanem. Jesteśmy ściśle ortopedyczną kliniką, ale przyszło polecenie od wojewody, żeby całe jedno piętro wydzielić dla pacjentów z koronawirusem.
To paraliżuje pracę kliniki?
Na inne oddziały nie przyjmujemy pacjentów albo przyjmujemy ich tylko na drobne zabiegi. Zobaczymy, jak sytuacja z pandemią się rozwinie. Na razie jesteśmy w zawieszeniu.
Małopolska jest jednym z najbardziej dotkniętych koronawirusem województw. Sytuacja rzeczywiście jest bardzo zła?
Gdyby nie było w służbie zdrowia chaosu, jaki mamy obecnie, to byłoby znośnie.
Co jest największym problemem?
Odpowiedzialność zrzuciło się na wojewodów. To oni mają wyznaczać szpitale, w których będą zwiększane łóżka dla pacjentów z koronawirusem. Tymczasem wojewodowie nie mają pojęcia, jak wygląda struktura pracy szpitali i całej służby zdrowia.
Niepotrzebnie likwiduje się oddziały pediatryczne, kardiologiczne czy onkologiczne. Wojewodowie próbują się wykazać przed rządem, że działają, ale nie tędy droga. To nie pomoże pacjentom.
Biorąc pod uwagę sytuacje w Polsce, inauguracja Pucharu Świata w skokach narciarskich w Wiśle się odbędzie?
Wiemy już, że bez kibiców. Tego byłem pewny już od dłuższego czasu, bo nie wyobrażam sobie, by teraz można było wpuścić fanów pod skocznię. Na tę chwilę same zawody bez problemu można przeprowadzić, ale tak naprawdę nie wiemy, co będzie jutro.
Jak w tej sytuacji odnajdują się zawodnicy?
Zrobili wszystko, co mogli, żeby być dobrze przygotowanymi do sezonu. Większość zgrupowań się odbyła. Z kilku wyjazdów zagranicznych przez pandemię trzeba było zrezygnować. To jednak nie kłopot, ponieważ Polska ma świetne obiekty i tutaj skoczkowie mogli trenować.
Problemem jest brak porównania formy z zagranicznymi zawodnikami. Latem odbyły się tylko dwa konkursy Grand Prix. Do tego nie wiadomo, czy przeciwnicy nie przygotowali jakichś niespodzianek sprzętowych.
Syn Maciej Kot i inni kadrowicze są gotowi na to, że być może czeka ich dłuższa niż zazwyczaj rozłąka z rodziną? Zawodnicy mogą na dłużej być w jednym kraju, by uniknąć tylu podróży.
Każdy z nich oswaja się z taką sytuacją. Możliwy jest scenariusz, że nie będą co tydzień wracać do domu. Trenerzy przygotowują ich do takiej sytuacji. Na razie z pandemią musimy nauczyć się żyć, także sportowcy. Przed sezonem wszystkim skoczkom i trenerom trzeba życzyć tylko jednego: zdrowia, bardzo dużo zdrowia.
Czytaj także:
Adam Małysz zdradził kolejne tajniki skoków. Te ćwiczenia to obowiązek dla zawodników
Puchar Świata w Wiśle. Oficjalnie: konkursy bez udziału publiczności