Skoczkowie na górę obiektu wyjeżdżają w maseczkach ochronnych. Zakładają je na nowo po skoku. Nie było zawodnika, który nie podporządkowałby się tym zasadom.
- To nic nowego. Na skoczni mamy jasno określone warunki, co, gdzie i jak. Wiemy, co nas obowiązuje. Jasne określenie zasad jest dla nas tylko ułatwieniem. Każdy z nas wie, gdzie jest płyn, gdzie są maski, gdzie trzeba zwrócić szczególną uwagę na trzymanie odległości. Nie musimy się nad tym zastanawiać. Bardzo sprawnie to wszystko zagrało - twierdzi Dawid Kubacki, sobotni zwycięzca konkursu letniego Grand Prix.
Reżim noszenia maseczek na terenie skoczni dotyczy wszystkich. Dziennikarze przestrzegają go pedantycznie, kibice mniej, ale na ogół również stosują się do panujących tutaj reguł.
Zasady działania mediów znacząco różnią się od tych sprzed pandemii. Każdy dziennikarz ma imienne miejsce w centrum prasowym. Stoły są na tyle długie, aby zachować dystans w trakcie pracy. Obowiązek noszenia maseczek można pominąć wyłącznie podczas picia i jedzenia. Poza tym, dziennikarze muszą zasłaniać usta i nos bez przerwy.
Zawodników od przedstawicieli mediów oddziela strefa odgrodzona ciężkimi metalowymi barierami. Rozmowy po skokach są przeprowadzane, jak zawsze. Jednak krócej i na dystans. Konferencje po zawodach przewidziano w pobliżu podium, a nie, jak zawsze miało to ma miejsce - w centrum prasowym na specjalnie przygotowanym do tego podeście.
Zawody w Wiśle są poligonem doświadczalnym przed Pucharem Świata w sezonie zimowym. Więcej letnich zawodów nie będzie, a więc wszystko musi idealnie funkcjonować już teraz. FIS ustalił, że zimą dodatkowo zawodnicy będą przechodzili regularne testy na obecność koronawirusa. Mają być przeprowadzane co trzy lub cztery dni. Kolejnym testom mają być poddawani przedstawiciele FIS, członkowie sztabów reprezentacji, a także dziennikarze. Wyniki starsze niż 96 dni nie będą respektowane.
PŚ ma wystartować 21 listopada w Wiśle, czyli od inauguracji dzielą nas zaledwie trzy miesiące. Nie martwi się tym prezes Polskiego Związku Narciarskiego Apoloniusz Tajner.
- Ja do tego podchodzę elastycznie. Niewiele da się przewidzieć w tej kwestii, a tym problemom będą podlegać wszyscy. Nie czuję niepokoju, z każdą sytuacją sobie trzeba poradzić. Nie zadziałało to w żaden sposób negatywnie też na psychikę zawodników. Na ogół wybierają hotele, gdzie są całkiem sami. A potem przebywają w dość szerokiej grupie zawodników, więc budują relacje i nie są samotni. Ponadto, na razie człon finansowania PZN-u z ministerstwa się nie zmienił. Sponsorzy zostali, a kwoty się nie zmniejszyły - podkreśla Tajner w rozmowie z WP SportoweFakty.
Prezes zaznacza też, że przerwa od regularnych treningów po sezonie zimowym i nowe zasady panujące podczas przygotowań do sezonu wręcz mogły pomóc zawodnikom.
- Oni i tak realizowali swoje zadania. A do tego w naturalny sposób odpoczywali. A od co najmniej czterech lat praktycznie nie mieli przerw między sezonem a okresem przygotowawczym. Myślę, że tego im było trzeba. Sprawdza się stara sportowa zasada superkompensacji. Bardzo aktywny trening i potem odpoczynek. Organizm utrzymuje się na ponadnormatywnym poziomie. W osiągnięciu takiego stanu pomagają właśnie przerwy i odpoczynek. Dlatego wręcz cieszę się, że zawodnicy mogli spokojnie odpocząć - konkluduje prezes PZN.
Z Wisły Dawid Góra
Przebudzenie Tomasza Pilcha. "Skaczę dla siebie. To przynosi efekty" >>
Show Polaków! Pewny triumf Dawida Kubackiego >>
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: kapitalna sztuczka Manuela Neuera