Z Bischofshofen - Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty
Dawid Kubacki w poniedziałek, 6 stycznia 2020 roku, na skoczni imienia Paula Ausseleitnera nie miał sobie równych. W pięknym stylu wygrał zarówno finałowy konkurs Turnieju Czterech Skoczni, jak i cały niemiecko-austriacki cykl. Zwyciężył na oczach ojca Edwarda i żony Marty, którzy przyjechali z rodzinnych Szaflar specjalnie na zawody.
Marta Kubacka dotarła do Austrii z zapaleniem krtani i niestety nie była w stanie rozmawiać z mediami. W tej sytuacji w rolę rzecznika rodziny wcielił się pan Edward.
- Na poprzednich konkursach nie byłem, ale do Bischofshofen postanowiłem przyjechać. Tym bardziej, że bardzo daleko nie mamy. Marta też chciała jechać, więc spakowaliśmy się i ruszyliśmy w drogę. Być tutaj w takiej chwili to sama radość - mówił ojciec najlepszego zawodnika turnieju kilkadziesiąt minut po zwycięskim skoku syna.
ZOBACZ WIDEO: Skoki narciarskie. Jakub Kot o sytuacji kadry B. "Ciężko w tej chwili oceniać formę tych zawodników"
Kubacki był w poniedziałkowy wieczór klasą sam dla siebie. Wylądował najdalej w obu seriach konkursowych i wygrał ze sporą przewagą nad drugim Karlem Geigerem. Mimo to oglądanie zawodów kosztowało pana Edwarda dużo nerwów.
Czytaj także:
TCS. Grzegorz Wojnarowski: Cierpliwość i praca. Wieczny drużba Dawid Kubacki wreszcie panem młodym
TCS. Karl Geiger z uznaniem o Kubackim: Jest niesamowity!
- Jego drugi skok był dla mnie bardziej stresujący, niż pierwszy. W pierwszej serii wylądował daleko, w ładnym stylu, wiedziałem, że jest dobrze. W rundzie finałowej, gdy zobaczyłem, że w okolicach 110. metra wciąż jest dość wysoko i odleci jeszcze kawał drogi, byłem przekonany, że zwycięstwo jest nasze. Ale denerwowałem się do samego końca - przyznał ojciec zwycięzcy TCS.
- Lata pracy, treningów i wyrzeczeń dają teraz efekty. Konkurs w Bischofshofen pokazał, że Dawid jest mocny i potrafi utrzymać nerwy na wodzy. Zwyciężył w świetnym stylu - podkreślił pan Edward. Dodał, że gdy syn wrócił do domu, wielkiego świętowania nie będzie ze względu na brak czasu.
- Przywitamy Dawida ulubionym ciastem, które zwykle piecze jego siostra. A zaraz potem znowu pożegnamy, bo pojedzie do Val di Fiemme na kolejne konkursy Pucharu Świata - wyjaśnił.