Z Innsbrucka - Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty
[tag=4930]
[/tag]Stoch był wymieniany jako jeden z głównych faworytów sobotnich zawodów na Bergisel, obok lidera Pucharu Świata Ryoyu Kobayashiego i skaczącego "u siebie" Austriaka Stefana Krafta. Żaden z wymienionej trójki nie stanął na podium. Kobayashi był czwarty, Stoch piąty, a Kraft szósty. Wygrał Niemiec Markus Eisenbichler, przed swoim rodakiem Karlem Geigerem i Szwajcarem Killianem Peierem.
- Jest niedosyt, ze względu na ten słabszy pierwszy skok - powiedział po konkursie 31-letni zawodnik z Zębu. Po pierwszej serii i skoku na 128,5 metra zajmował siódmą pozycję, z wyraźną stratą do podium. - Miałem po nim wrażenie, że mogłem go wykonać lepiej. Pojawiły się tam błędy związane z kierunkiem odbicia, ale nie było to nic takiego, z czym nie byłbym w stanie sobie poradzić. Przez te kilka dni nie zapomniałem przecież, jak się skacze - dodał.
Czytaj także: MŚ Seefeld 2019: Kilian Peier: Powiedziałem sobie: Chłoń tę pozytywną energię i walcz!
- Z drugiej strony walczyłem do samego końca, w rundzie finałowej starałem się zrobić to, co potrafię najlepiej i moja próba była naprawdę udana - kontynuował Stoch. 129,5 metra w pięknym stylu (58,5 punktu od sędziów, Norweg dał mu 20) pozwoliło mu awansować na piąte miejsce. I choć do medalu zabrakło sporo (6,7 punktu), trzykrotny mistrz olimpijski sprawiał wrażenie zadowolonego ze swojego występu. - Bardzo się cieszę, że właśnie tak zakończyłem te zawody. To był skok, który pokazał, że jestem w dobrej dyspozycji i daje mi pozytywną energię - podkreślił.
ZOBACZ WIDEO: Witold Bańka: Powinniśmy wyrzucać oszustów ze sportu
W sobotę na Bergisel warunki wietrzne nie były idealne. Co chwila zmieniał się kierunek i siła wiatru. Pod koniec pierwszej serii, gdy skakali Stoch, Piotr Żyła czy Dawid Kubacki, zielona linia oznaczająca skok na miarę prowadzenia wyświetlała się w okolicach rekordu obiektu (138 metrów). W teorii oznaczało to, że wieje mocno pod narty, ale w rzeczywistości warunki wcale nie były tak korzystne.
- Nie chcę mówić, że los mnie pokrzywdził, a innym pomógł. W skokach nigdy nie będzie idealnie. Zawsze jeden będzie miał trochę więcej szczęścia, a inny trochę mniej. Taki jest ten sport i zdążyliśmy się do tego przyzwyczaić. Ja patrzę na to, co sam mogę zrobić lepiej i tylko tym się zajmuję - zaznaczył Stoch. Decyzji jury o utrzymaniu 12. belki w końcówce pierwszej serii, gdy według wskaźników najmocniej wiało pod narty, nie chciał oceniać. - To nie ma już znaczenia i nie muszę tego komentować - powiedział.
Czytaj także: MŚ w skokach 2019. Dawid Góra: Nie tego oczekiwaliśmy. Ale jeszcze może być pięknie
Eisenbichler, zwycięzca konkursu MŚ na dużej skoczni, do tej pory nigdy nie wygrał zawodów Pucharu Świata. Tymczasem w Innsbrucku zwyciężył z dużą przewagą. - Markus skoczył dwa razy super i dzięki temu wygrał. Medali nie dostaje się za zasługi, a za to, co pokaże się w dniu mistrzowskich zawodów - skomentował wygraną Niemca lider polskiej kadry.
Po sobotnich zawodach niemiecka drużyna wydaje się głównym faworytem do złotego medalu w "drużynówce", która odbędzie się w niedzielę (24 lutego). Bardzo mocni są również Austriacy i Norwegowie. Stoch wierzy jednak, że Biało-Czerwonych stać na zespołowy sukces.
- Nie uważam, że musimy zrobić coś ponad nasze siły. Każdy z nas jest na takim poziomie, że wystarczy mu zrobić to, co umie najlepiej i tyle w zupełności wystarczy. Mamy możliwości i odpowiedni materiał, żeby w pełni się na tych mistrzostwach realizować - powiedział złoty medalista MŚ w drużynie z 2017 roku.