Kamień milowy w skokach narciarskich. 30 lat od rewolucji Jana Bokloeva

Getty Images / Clive Mason / Skoki narciarskie
Getty Images / Clive Mason / Skoki narciarskie

Jego nieudana próba zapoczątkowała nową erę. Wyszydzany przez sędziów Jan Boekloev 30 lat temu odkrył styl V, który zrewolucjonizował skoki narciarskie. Na zawsze zapisał się w historii sportu, choć od dzieciństwa zmagał się z padaczką.

W tym artykule dowiesz się o:

Po 10 grudnia 1988 roku skoki nie były już takie same. Jan Bokloev, dziwoląg, promujący swój pokraczny styl, wygrał zawody w Lake Placid. Szwed poszedł pod prąd, zerwał z kanonem. Po wyjściu z progu rozkładał narty zamiast trzymać je równolegle jak przekazywano z dziada pradziada. Sędziowie odejmowali mnóstwo punktów, ale po wielu miesiącach buntownik dopiął swego. Odlatywał tak daleko, że niskie noty nie mogły zabrać mu triumfów.

Ze średniaka stał się czołowym zawodnikiem świata, zdobył Puchar Świata w sezonie 1988/89. Przemknął przez skocznie jak meteor, jego kariera szybko zgasła, ale zostawił w spadku rewolucyjną zmianę.

Eureka

Przełomowego odkrycia dokonał przypadkiem. Trzy lata wcześniej, podczas treningu w Falun, koślawo wyszedł z progu, dostał mocny podmuch i nie utrzymał nart równolegle. Walka o przetrwanie przerodziła się w niebywale długi lot. Poczuł się jak poduszka powietrzna, wręcz płynął. Na skoczni o punkcie konstrukcyjnym K70 wylądował około 20 metrów więcej.

ZOBACZ WIDEO Co z następcami polskich skoczków? "Wyrwa może być widoczna"

- Postanowiłem, że wykonam dziesięć kolejnych prób w ten sposób. Jeśli upadnę, przestanę - tłumaczył w wywiadzie dla blick.ch. Za każdym razem bezpiecznie lądował, a to o tyle istotne w tej historii, że Bokloev mocno pogruchotał się po jednym ze skoków "klasykiem". Spadał ze znacznie niższej wysokości i przekonywał, że jego idea ograniczy liczbę poważnych wypadków. 
 
Styl nie był jego autorskim pomysłem, takie próby w latach 70. podejmował Polak Mirosław Graf, ale nieustępliwy Szwed konsekwentnie trzymał się swojego wyboru. Odkąd w 1986 r. zadebiutował w Pucharze Świata, skakał tylko z rozstawionymi nartami.

Łabędź z brzydkiego kaczątka

Żaba, nietoperz, wrona. Styl hemoroidowy. To tylko niektóre z epitetów pod adresem Szweda. Porównywano go do nieporadnego Brytyjczyka, Eddiego Edwardsa. Szef sędziów FIS Torbjoren Yggeseth - pod groźbą utraty pracy - zakazał przyznawania ocen powyżej 12-13 punktów. Arbitrzy podchodzili do Szweda i mówili: - Przepraszam, więcej nie mogę. Bokloev przeskakiwał wtedy rywali o przynajmniej kilka metrów, a zajmował dalekie miejsca, okazjonalnie zbliżał się do dziesiątki.

Przełom nastąpił w 1988 roku. Dwa razy stanął na podium w Lahti, sędziowie zaczęli patrzeć na niego przychylniej, choć nadal tracił mnóstwo oczek w notach. Kilka miesięcy później zadomowił się w czołówce, wygrał cztery konkursy. Na koniec sezonu wzniósł Kryształową Kulę, wyprzedził największych w historii dyscypliny.

Ryzykant

Do przełomu mogło w ogóle nie dojść, bo lekarze zastanawiali się, czy powinni dopuścić nastolatka do treningów.

Jako 11-latek przebył pierwszy atak padaczki. Rokrocznie około 40 razy dochodziło do napadów. - Myślałem, że zabronią mi uprawiać sport. Na szczęście powiedzieli, że nie muszę się obawiać - wyjaśnił.

Boekloev miał olbrzymie szczęście, bo choroba była na tyle kontrolowana, że atak nie dopadł go w trakcie zawodów. Przed i po konkursach dolegliwości wracały. - Raz do napadu doszło w Szwajcarii. Nagle ocknąłem się na ziemi - opowiadał.

Naśladowcy

Federacja narciarska i jego konkurenci stopniowo przekonywali się do stylu. W 1992 roku najlepsi na świecie skakała już "po nowemu". Większość skoczni musiała zostać zmodernizowana, bo nie było przystosowana do innowacji.

Okazało się, że siła Szweda tkwiła głównie w elemencie zaskoczenia. Gdy inni powielili jego koncepcję, zaczęli go wyprzedzać. Z czasem reformator w ogóle przestał się liczyć. Podczas igrzysk w 1992 roku w Albertville był dopiero 47., nie zdobył żadnego medalu wielkiej imprezy. Na początku 1993 roku dał sobie spokój ze sportem, nie wrócił do formy po poważnym złamaniu obu nóg.

- Po kontuzji nie potrafiłem przyjąć prawidłowej pozycji, walczyłem z rotacją w powietrzu. Po prostu doszedłem do swojego sufitu - tłumaczył. Po karierze pracował w przedszkolu, przez 10 lat mieszkał w Luksemburgu, potem w Brukseli, razem z żoną, będącą politykiem. Bokloev nie ma już wielkiego związku ze sportem, promuje tylko jeden z klubów w Szwecji. - Mój czas już się skończył - przyznaje. Na zawsze jednak zapisał się w historii. Dzięki niemu doszło do rozwoju skoków, a same próby stały się znacznie bezpieczniejsze.

Źródło artykułu: