Serie treningowe i kwalifikacyjne z reguły gromadzą zdecydowanie mniej widzów, niż same konkursy. Ci, którzy postanowili jednak przyjść pod skocznię w Planicy już w czwartek, na pewno nie żałują. Byli oni bowiem świadkami fantastycznego lotu Gregora Schlierenzauera. Austriak pofrunął na odległość 253,5 metra, ale niestety skoku nie ustał. Mimo to, znakomity niegdyś skoczek, czuł tak ogromną radość i satysfakcję, że... zaniemówił.
- W trakcie pierwszej godziny po kwalifikacjach praktycznie nie mogłem mówić. Potem położyłem się na trochę, ale to też nie pomogło. Dopiero po południu poszedłem biegać, i wreszcie poziom adrenaliny trochę spadł - zdradził w rozmowie z gazetą "Tiroler Tageszeitung" Schlierenzauer. Jak przyznał, fakt, iż jego skok nie został uznany za rekord świata, nie ma dla niego najmniejszego znaczenia.
- To nieważne, czy skok traktuje się jako rekord świata, czy nie. To był najdłuższy lot w moim dotychczasowym życiu, a to uczucie, którego nie da się opisać, zostanie na zawsze. Moje wrażenia są wyłącznie pozytywne i nie ma ani cienia złości - wyjaśnił austriacki skoczek.
"Kosmiczny" lot dał Schlierenzauerowi ostatecznie 10. lokatę w serii kwalifikacyjnej. Obecnie Austriak plasuje się na 35. miejscu w generalnej klasyfikacji Pucharu Świata.
ZOBACZ WIDEO Stefan Hula. "Nie miał za co żyć. Z żoną zaczęli szyć stroje"