Porządkowy na torach najazdowych. 30 lat od skandalu w Garmisch-Partenkirchen

Getty Images / Alexander Hassenstein / Skocznia w Garmisch-Partenkirchen
Getty Images / Alexander Hassenstein / Skocznia w Garmisch-Partenkirchen

1 stycznia minie 30 lat od jednego z największych skandali w dziejach Turnieju Czterech Skoczni. Vegard Opaas, lider po zawodach w Oberstdorfie, odepchnął się z belki startowej i z przerażaniem zauważył, że na tory najazdowe wszedł porządkowy...

[b]

Po triumf w Oberstdorfie[/b]

To miał być najlepszy rok w karierze Vegarda Opaasa. W czołówce był już od kilku sezonów, potrafił wygrywać konkursy Pucharu Świata, miał też za sobą debiut na igrzyskach olimpijskich w Sarajewie. Dorósł sportowo, nabrał niezbędnego doświadczenia, i szykował się do ataku na pozycję numer jeden na świecie. Czas był na to dobry - sezon pełny wielkich imprez, z mistrzostwami świata i Turniejem Czterech Skoczni na czele. Norweg od początku zimy 1986/1987 prezentował się bardzo dobrze. Sezon rozpoczął się od konkursów kanadyjskich i amerykańskich - tam Opaas trzy razy stał na podium, w tym raz na jego najwyższym stopniu. Przed Turniejem Czterech Skoczni był więc jednym z głównych faworytów.

Zaczęło się, jak zawsze, w Oberstdorfie. Niespełna 26-letni Norweg uzyskał w pierwszej serii 106,5 metra - najlepsza odległość kolejki na nieprzebudowanej jeszcze niemieckiej skoczni. Druga runda i ponownie dominacja Opaasa, który powtórzył swój pierwszy wynik. Nota 195,7 punktu dała mu zwycięstwo w inauguracyjnym konkursie Turnieju Czterech Skoczni.

O krok od tragedii

1 stycznia 1987 roku Norweg miał wygrać ponownie, tym razem w Garmisch-Partenkirchen. Nie przypuszczał, że te zawody zapiszą się w jego pamięci i przejdą do historii z powodu skandalu, a niewiele brakło do tego, by również z powodu tragedii. Opaas kończył kolejkę skacząc w roli zarówno lidera Pucharu Świata, jak i Turnieju Czterech Skoczni. W pierwszej serii nikt nie przekroczył granicy 100 metrów. Ci, którzy dobrze wypadli w Oberstdorfie, tym razem nie zajmowali najwyższych miejsc. Norweski zawodnik miał więc realną szansę na powiększenie swojej przewagi w klasyfikacji generalnej cyklu.

Wreszcie odepchnął się z belki startowej i rozpoczął najazd. W tym samym momencie jeden z członków służb technicznych zechciał poprawić coś na torach dojazdowych. Porządkowy znalazł się na drodze zawodnika, który nie mógł już nic zrobić, tylko z coraz większą prędkością zbliżał się w stronę progu. Zderzenie wisiało na włosku. W ostatniej chwili porządkowy zbiegł na bok. Chwilę później Opaas minął feralne miejsce i skoczył. Ale jaki był to skok. Zupełnie zdezorientowany całym wydarzeniem Norweg nie miał najmniejszych szans na oddanie normalnej próbie. Wylądował po pokonaniu zaledwie 87 metrów, mogąc przede wszystkim cieszyć się z tego, że nie doszło do wypadku.

ZOBACZ WIDEO Sektor Gości 52. Rafał Kot: decyzja Łukasza Kruczka zabolała Maćka [1/3]

Protest i jego nieuznanie

Cała sprawa nie mogła się jednak na tym zakończyć. Ekipa norweska momentalnie złożyła protest i zaczęła wnioskować o możliwość powtórzenia skoku przez Opaasa. Argumenty były logiczne i oczywiste - zawodnik uzyskał słabą odległość, ale przecież nie ze swojej winy, bo ta spoczywa wyłącznie na niefrasobliwym porządkowym, który nadgorliwie wykonując obowiązki nagle znalazł się na torach najazdowych. Wydawało się, że Norweg dostanie zgodę na powtórzenie swojej próby i pozostanie w grze o wygraną. Zgody jednak nie było. Norwegowie robili co mogli, ale wynik Opaasa został zaliczony.

Niewielkim pocieszeniem dla lidera Turnieju Czterech Skoczni był fakt, że w tamtych czasach nie rozgrywano kwalifikacji. W Garmisch-Partenkirchen wystąpiła ponad setka zawodników, a do drugiej serii zgodnie z ówczesnymi przepisami wchodziła najlepsza pięćdziesiątka. Opaas był akurat na granicy piątej i szóstej dziesiątki i mógł oddać drugi skok. W Norwegu zagotowała się krew i za drugim razem pokazał, na co go stać. 105,5 metra - była to najlepsza odległość całego dnia. Opaas objął prowadzenie i zaczął czekać na rywala, który go pokona. Oczekiwanie było długie - lepszą łączną notę osiągnęli dopiero skoczkowie, którzy po pierwszej serii byli w drugiej dziesiątce. Ostatecznie norweski narciarz zajął w Garmisch-Partenkirchen piętnaste miejsce.

W pogoni za rywalami

Wydarzenia z drugiego konkursu radykalnie skomplikowały sytuację Opaasa w klasyfikacji generalnej. Triumfator z Garmisch-Partenkirchen, Andreas Bauer, miał tego dnia notę wyższą o ponad dwadzieścia punktów. Mimo to Norweg wciąż nie był bez szans. Życiowa forma dawała mu nadzieję, że zdoła jednak odrobić wszystkie straty i wygra cały Turniej. W Innsbrucku stanął na podium, ale tylko na jego najniższym stopniu. Taki wynik dał wyraźny awans w klasyfikacji łącznej, jednak rywale też skakali dobrze i przed Bischofshofen Opaas był trzeci.

Ostatni konkurs rozgrywany był w trudnych warunkach. Aura sprawiła, że zawody nie były pozbawione loteryjności. Udało się rozegrać tylko jedną serię, po której konkurs zakończono. Opaas był w nim dopiero czwarty. Wystarczyło to na wyprzedzenie Ulfa Findeisena w klasyfikacji końcowej, ale Ernst Vettori utrzymał prowadzenie. Austriak pokonał Norwega o 6,9 punktu. Gdyby nie Garmisch... Opaasowi pozostało już tylko gdybanie i poczucie skrzywdzenia, wszak porządkowy na pewno nie powinien był niczego poprawiać w momencie, gdy zawodnik rozpoczął już skok.

Wiecznie drugi

Vegard Opaas zakończył Turniej Czterech Skoczni 1986/1987 na drugim miejscu. Ta lokata prześladowała go także podczas mistrzostw świata w Oberstdorfie kilka tygodni później - drugi w drużynie, drugi indywidualnie na dużej skoczni. Mniej niż punktu zabrakło mu do drugiej pozycji także na normalnym obiekcie, w którym zdobył ostatecznie brąz. Tej zimy miał jednak wygrać coś wielkiego - triumfował na Holmenkollen, a dobra forma prezentowana przez cały sezon sprawiła, że to właśnie on uzyskał największą liczbę punktów w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. W końcu był więc numerem jeden.

Opaas skakał jeszcze trzy sezony, wygrał nawet dwa konkursy na ulubionej skoczni w Lake Placid (łącznie był tam najlepszy czterokrotnie), ale już nigdy nie był tak mocny jak zimą 1986/1987. Nie zdołał więc triumfować w Turnieju Czterech Skoczni, który mógł być jego, gdyby nie feralne wydarzenia w Garmisch-Partenkirchen.

W kolejnych latach takich skandali w skokach już nie było, ale w Pucharze Świata w narciarstwie alpejskim zdarzały się sytuacje, gdy na stoku przed zawodnikiem niespodziewanie przejeżdżał nagle jakiś trener czy porządkowy. W takich przypadkach narciarze dostawali zgodę na powtórkę swojego przejazdu. Vegard Opaas takiej zgody nie dostał...

Daniel Ludwiński

Źródło artykułu: