Problemy Słoweńca zaczęły się jeszcze na początku października w Klingenthal - najprawdopodobniej właśnie tam doszło do urazu kolana, który początkowo nie został prawidłowo zdiagnozowany. - Nic nie przeszkadzało. Po powrocie do Słowenii udałem się do lekarza, ale ten stwierdził, że nic nie jest zwichnięte. Mogłem więc jechać na kolejne zgrupowania do Garmisch-Partenkirchen i Innsbrucka, gdzie skakałem dobrze, ale przy naprawdę dalekich lotach czułem, że nie mogę normalnie lądować - wspomina Kranjec.
Powtarzające się problemy sprawiły, że skoczek postanowił poddać się rezonansowi magnetycznemu. Czekając na wyniki, udał się na kolejne zgrupowanie kadry, tym razem do Oberstdorfu, gdzie znowu normalnie trenował i ponownie miał problemy przy dalekich skokach. W połowie zgrupowania Kranjec otrzymał wynik badania rezonansem, który był dla niego szokiem - uraz więzadła krzyżowego w prawym kolanie. Skoczek przerwał treningi i wrócił do ojczyzny.
- Mogłem zdecydować, czy chcę się teraz poddać operacji, ale gdybym z niej zrezygnował, to nie byłoby to dla mnie dobre. Jakieś dodatkowe problemy z chrząstkami mogłyby sprawić, że nie tylko zakończę karierę, ale później będę miał kłopoty z normalnym chodzeniem. Operacja jest więc konieczna, przecież za rok będzie sezon olimpijski - stwierdził 35-letni Kranjec, który mimo bycia jednym z najstarszych skoczków, nie zamierza rezygnować z dalszych startów po wyleczeniu urazu.
Zabieg ma być wykonany 8 lub 9 listopada. Słoweniec planuje wznowić treningi w styczniu, jednak nie będą to ćwiczenia na skoczni. Oddanie pierwszych skoków ma być realne w maju 2017 roku.
Kranjec w ubiegłym sezonie zajął 13. miejsce w klasyfikacji generalnej PŚ. W 2016 roku wygrał dwa konkursy lotów w Vikersund i Planicy. Loty od lat są domeną słoweńskiego skoczka.
ZOBACZ WIDEO Jarosław Hampel: Trudno to nawet nazwać sezonem