Spalarnia talentów. Takiego dramatu dawno nie było

Getty Images / Lars Baron / Na zdjęciu: Dawid Kubacki
Getty Images / Lars Baron / Na zdjęciu: Dawid Kubacki

Reprezentacja Polski w skokach narciarskich zaliczyła najgorszy występ na mistrzostwach świata w XXI wieku. Winne temu są wieloletnie zaniedbania. Czy polskie skoki mają przed sobą jakąkolwiek przyszłość, a może stoczą się w otchłań beznadziei?

Niech dobre występy Pawła Wąska nie zaciemniają obrazu - to są najsmutniejsze mistrzostwa świata od czasu ery sprzed Małysza. W XXI wieku jeszcze nigdy nie było tak źle. Od 2011 roku reprezentanci Polski w skokach narciarskich zawsze przywozili przynajmniej jeden medal z mistrzostw świata. Teraz o podium mogli marzyć tylko najwięksi optymiści.

W tym stuleciu tylko dwa razy Polacy nie stali na podium na MŚ: w 2009 i 2005 roku. Liczyli się jednak realnie w walce o medal. Kamil Stoch w 2009 roku na skoczni normalnej był czwarty, cztery lata wcześniej Adam Małysz zajął szóste miejsce.

Mimo że Paweł Wąsek zajął 10. miejsce na skoczni normalnej i 11. na dużej, to po pierwszym skoku trudno było się łudzić, że ma jakiekolwiek szanse na medal. Drużyna zajęła wprawdzie 6. miejsce, ale do trzecich Norwegów straciła ponad 100 punktów. To różnica klas.

Spalarnia talentów

I żeby nie było, że mam pretensje do samych skoczków. To nie oni są winni. Ta tragiczna sytuacja to produkt kilkunastu lat zaniedbań w polskim systemie szkolenia talentów. Nie jest tak, że ich nie mieliśmy. Ale po prostu nie potrafiliśmy sprawić, by zdolny junior przerodził się w klasowego seniora. To największy grzech PZN i polskich skoków - brak wypracowania systemu dla młodych zawodników.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Inaczej być nie mogło. Pudzianowski pokazał, co robił w weekend

To właśnie pokolenie skoczków, które obecnie ma trzydzieści lat, powinno stanowić o sile naszej kadry. A co się z nim stało?

Klemens Murańka i Jakub Wolny - odpowiednio indywidualny wicemistrz i mistrz świata juniorów, na poważnie nie zaistnieli w seniorskich skokach. Ani razu nie znaleźli się na podium w Pucharze Świata. Krzysztof Biegun wygrał jeden loteryjny konkurs w Klingenthal, ale później mu nie szło i przedwcześnie zakończył karierę. Skrzydeł nie rozwinęli także Tomasz Byrt i Bartłomiej Kłusek.

Ale są jeszcze gorsze wiadomości. Wśród skoczków w wieku 25-30 lat nie mamy nikogo poza Wąskiem. Młode talenty? Także jest z tym fatalnie. I znów nie jest tak, że nie mamy obiecujących skoczków.

W 2023 roku Jan Habdas zdobył indywidualny brąz mistrzostw świata juniorów. Teraz? Kompletnie się pogubił i nie jest w stanie załapać się do kadry. W tym samym roku wraz z nim srebro w drużynie zdobyli Kacper Tomasiak, Klemens Joniak i Marcin Wróbel. Gdzie oni są? Nie potrafią nawet błysnąć na poziomie Pucharu Kontynentalnego.

Na teraz nie ma jakiekolwiek skoczka powyżej 20. roku życia, w którym moglibyśmy pokładać nadzieję, że niedługo stanie się zawodnikiem ścisłej czołówki Pucharu Świata. Ich jednak da się uratować, ale potrzeba jakiegoś planu, zalążków koncepcji. Tego nie widzę zarówno na poziomie związku, jak i na poziomie trenerów reprezentacji.

Nasuwa się jedno pytanie

Warto krótko podsumować występy naszej kadry w Trondheim. Jedynym, który po tych mistrzostwach zasługuje na pochwały jest Wąsek. Kubacki i Żyła od dwóch lat w niczym nie przypominają siebie z najlepszych lat. Aleksander Zniszczoł po wybitnej poprzedniej zimie, teraz jest tylko swoim cieniem, a na MŚ ledwo wchodził do trzydziestki. Jakub Wolny zanotował postęp i w PŚ ponownie zdobywa punkty, ale to wszystko, na go stać. W Trondheim ledwo kwalifikował się do trzydziestki.

Mało by brakowało, żeby w sobotnim konkursie na skoczni dużej w drugiej serii było tylko dwóch Polaków. Timi Zajc oraz Karl Geiger dali tak naprawdę prezent Jakubowi Wolnemu oraz Aleksandrowi Zniszczołowi, bowiem ich w drugiej serii tak naprawdę nie powinno być. To najlepiej pokazuje, że Polscy skoczkowie na najważniejszej imprezie sezonu byli bez formy.

W takim wypadku należy sobie po fakcie jeszcze raz zadać pytanie: czy na pewno nie można było wziąć Stocha? Mam wrażenie, że nie zaprezentowałby się gorzej i nie miałby problemów z wejściem do drugiej serii. Być może stanowiłby wzmocnienie drużyny. Ale to już tylko gdybanie.

Na niecały rok przed igrzyskami olimpijskimi w Mediolanie reprezentacja Polski jest w fatalnym stanie i znikąd nie widać światełka w tunelu. Thomas Thurnbichler będzie musiał wiele zmienić, by nasza kadra wróciła na szczyt. Pytanie, czy Adam Małysz da mu na to szansę.

Arkadiusz Dudziak, dziennikarz WP SportoweFakty

Komentarze (9)
avatar
Jaro k
7 h temu
Zgłoś do moderacji
3
0
Odpowiedz
Nie robić afery tylko zmienić trenera zobaczmy jak trenerem był Stefan Horngacher Polacy odnosili sukcesy po przyjściu Thurnbichlera zaczął się upadek polskich skoków tak jakby skoczkowie z sez Czytaj całość
avatar
Mrusia
9 h temu
Zgłoś do moderacji
3
0
Odpowiedz
Co na ten temat mają do powiedzenia Tajner,Małysz, tata Kot i reszta tego towarzystwa? Czy Kamil,Dawid i Piotr nagle zapomnieli jak się skacze? Gdzie system szkolenia Panie Tajner? Gdzie olbrzy Czytaj całość
avatar
Jan Blekota
9 h temu
Zgłoś do moderacji
5
0
Odpowiedz
Dekarz wziął się za robotę,
Nową skocznię dam wam w złocie!
Lecz coś krzywo dach układa…
i już skoki szlag dopada! 
avatar
Gregory57
10 h temu
Zgłoś do moderacji
5
1
Odpowiedz
Prawda jest taka, że jak jakiś juniorek zaczyna być dobry, to już mu się w główce zaczyna przewracać. 
avatar
gmmax
11 h temu
Zgłoś do moderacji
12
2
Odpowiedz
Związkiem rządzi dekarz z kolesiami, to mamy efekt... 
Zgłoś nielegalne treści