Przez 12 ostatnich lat konkurs drużynowy skoczków na mistrzostwach świata rozpalał Polaków jeszcze długo przed startem. Biało-Czerwoni przyjeżdżali na najważniejsze zawody w sezonie mocni, potwierdzali potem formę w treningach i konkursach indywidualnych, przez co apetyty na medal w drużynówce mieliśmy zaostrzone do granic możliwości.
To już jednak historia. Od ponad półtora roku polskie skoki zmierzają w przepaść i nie widać żadnego światła w tunelu. Trener Thomas Thurnbichler ciągle powtarza, że jego kadrowicze robią kroki do przodu, ale nie widać tego na skoczni w oficjalnych seriach.
ZOBACZ WIDEO: Problemy wielkich klubów w nowym formacie Ligi Mistrzów. "Wnioski zostaną wyciągnięte"
Od początku tego sezonu, poza Pawłem Wąskiem, pozostałych polskich skoczków dzieli przepaść od najlepszych i przez trzy miesiące nic się nie zmieniło. W pierwszej serii, zanim swój skok oddał Wąsek, Polacy byli na ósmym miejscu w konkursie! Przegrywali z Finlandią i USA. Wstyd. Z otchłani wyciągnął nas dopiero 25-latek. Po jego skoku Polacy mogli odetchnąć, że kompromitacji nie będzie. Tylko tyle i aż tyle.
O medalu kibice, jak i skoczkowie nie marzyli. Nie było ku temu żadnych podstaw. Kadra nie robi postępu i mało kto ufa już Thurnbichlerowi, że będzie w stanie wyciągnąć coś więcej z tą reprezentacją. Po nieudanym poprzednim sezonie młody Austriak dostał od PZN kredyt zaufania, ale "go nie spłacił". Niemal pewne jest, że kadra wróci z mistrzostw świata bez medalu. Z czołówką potrafi walczyć tylko Wąsek, ale i jemu sporo brakuje do najlepszych.
Jeśli po sezonie, związek nie podejmie żadnych mocnych decyzji, to bardzo realny jest scenariusz, że taka sama sytuacja powtórzy się także na przyszłorocznych igrzyskach olimpijskich we Włoszech. Pisząc mocne decyzje, mam na myśli zmianę pierwszego trenera. Zdania nie zmieniam, Thurnbichler nie sprawia wrażenia osoby, która potrafi przywrócić blask polskim skoczkom.
Skoro nie zrobił tego w poprzednim sezonie, jak i obecnym, to jak możemy zaufać Austriakowi, że poprawi formę swoich podopiecznych na sezon olimpijski? To, że da się nawet w trakcie sezonu poprawić dyspozycję swoich skoczków, udowodnił trener Słoweńców. Jego podopieczni, podobnie jak Polacy, nie rozpoczęli Pucharu Świata imponująco. Niemal z konkursu na konkurs poprawiali się, a w czwartek sprawili sensację. Pokonali fenomenalnych w tym sezonie Austriaków i sięgnęli po złoto. Da się? Oczywiście, że się da.
A my, zamiast emocjonować się walką o medal, nieśmiało braliśmy do rąk kalkulatory i patrzyliśmy, czy Polacy wyprzedzą piątych Japończyków, czy jednak skończą na 6. lokacie. To policzek, biorąc pod uwagę, że w poprzednich siedmiu edycjach MŚ do ostatniej serii Biało-Czerwoni walczyli o medale i najczęściej na tym podium stawali. Teraz się nawet do niego nie zbliżyli. Do trzecich Norwegów stracili ponad 100 punktów. Przepaść, za którą odpowiada główny trener.
To, że Austriak nie sprawdza się w swojej roli, zaczyna też dostrzegać Adam Małysz. Przed drużynówką, w wywiadzie dla Dzień Dobry TVN, prezes PZN powiedział: - Zarząd bardzo mocno się zastanawia, co zrobić dalej. Czy idziemy w tę stronę, że dajemy Thomasowi 100 proc. zaufania i wolną rękę, czy zaczynamy coś robić, by na igrzyskach był sukces (więcej TUTAJ).
Ciężko uwierzyć, by na igrzyskach był sukces z Thurnbichlerem w gnieździe trenerskim, skoro takowego nie możemy się doczekać od bardzo dawna. Na kolejny kredyt zaufania Austriak nie zasłużył, a polskie skoki - jeśli chcą przetrwać - nie mogą sobie pozwolić na trzeci z rzędu sezon bez sukcesów. Już teraz kibice odwracają się od dyscypliny, a ci, którzy zostali, kolejnych upokorzeń także nie chcą już oglądać.
Szymon Łożyński, dziennikarz WP SportoweFakty
Skoki narciarskie w Trondheim - oglądaj na żywo w TVN w Pilocie WP (link sponsorowany)