Adam Małysz został prezesem PZN w czerwcu 2022 roku. W tym sezonie musi mierzyć się ze sporą krytyką. Jest to spowodowane zarówno rozczarowującymi wynikami polskich skoczków, jak i sytuacją panującą wewnątrz związku.
Dużym echem odbiła się zwłaszcza rezygnacja Alexandra Stoeckla z roli dyrektora sportowego PZN. Austriak w wydanym przez siebie oświadczeniu informował, że jednym z powodów tej decyzji była publiczna krytyka jego pracy ze strony Małysza podczas wywiadu dla TVP.
ZOBACZ WIDEO: Artur Siódmiak przyszedł do poprawczaka. Straszne, jak zareagował jeden z chłopców
Sam Małysz w rozmowie z Interią przekazał, że zdaje sobie sprawę z negatywnej atmosfery wokół jego prezesury. Wskazał również, że polskie narciarstwo zmaga się z problemami wewnętrznymi, które utrudniają mu pracę. Ponadto nie określił jednoznacznie, czy będzie ubiegał się o reelekcję.
- Nie wiem. Powiem szczerze, że poważnie się nad tym wszystkim zastanawiam. Kiedy kandydowałem ostatni raz, to nie chciałem się wycofywać z obietnicy danej pewnym osobom. Poza tym chciałem też zrobić coś dla polskiego narciarstwa. Rzeczywistość pokazała, że to wcale nie jest takie proste, choć wydarzyło się wiele rzeczy. Przeprowadziliśmy wiele reform, ale jednak całe narciarskie środowisko wciąż rzuca kłody pod nogi - mówił.
Kadencja Małysza dobiega końca w przyszłym roku. Przypomnijmy, że zanim został on prezesem, przez sześć lat był dyrektorem koordynatorem ds. skoków narciarskich i kombinacji norweskiej w PZN.
W trakcie tej rozmowy Małysz odniósł się również do przyszłości Thomasa Thurnbichlera. Zapewnił, że Austriak dokończy sezon jako trener Polaków. Ostateczna decyzja ws. jego dalszej pracy została odroczona do momentu zakończenia zmagań. Potem mają odbyć się z nim "trudne rozmowy".
Nie jest ważne dobro sportu (PZN), zwłaszcza poza skokami...