Osoby odpowiedzialne za skoki narciarskie doprowadziły do sytuacji, w której przed każdym konkursem nie zastanawiamy się, jacy zawodnicy powalczą o czołowe miejsca, tylko co takiego zrobią jury oraz organizatorzy konkursu, przez co znów najwięcej będziemy dyskutowali na ten temat.
Zaznaczę jednak, że tym razem nie odnoszę się do sobotnich zawodów. Czytałem już opinie, że niesprawiedliwie został potraktowany Aleksander Zniszczoł. Być może obniżenie belki przed jego skokiem nie było potrzebne, ale nie usprawiedliwiajmy w ten sposób jego wyniku. Olek jest po prostu w słabej formie, popełnia błędy, przez co ląduje blisko. Zresztą moim zdaniem po weekendzie w Willingen powinien zostać odesłany do Polski na treningi.
Chciałbym usprawiedliwić pracę jury w sobotnim konkursie. Naprawdę, nie mieli łatwego zadania. Wiatr mocne kręcił, a w takiej sytuacji trudno ustawić odpowiednią wysokość belki. Czasami przecież siła podmuchu może się zmienić w trakcie odbicia z progu. Starano się zrobić wszystko, aby było jak najsprawiedliwiej. Pewnie, szkoda, że nie oglądaliśmy skoków po 150 metrów, lecz tym razem praca została wykonana poprawnie.
ZOBACZ WIDEO: Tomasz Majewski ma trójkę dzieci. "To przede wszystkim frajda"
Nie zmienia to jednakże faktu, że piątkowe zdarzenia przejdą do historii skoków narciarskich. Całe szczęście, że mamy w stawce tak wyraźnych zawodników jak Timi Zajc, który wprost mówi, co myśli. Jednym się to spodoba, innym nie. Dobrze, że w końcu to ktoś ze środka Pucharu Świata powiedział, jak wygląda sytuacja z kontrolami i sprzętem.
Słoweniec potwierdził to, co od dawna, chociażby w rozmowach z naszym portalem mówi Jakub Kot. Obecnie nie ma reprezentacji, która przestrzegałaby wszystkich zasad. A może nawet inaczej, każda z nich stara się to robić, ale na zdecydowanym limicie. Dlatego ostatecznie nie jest aż tak istotne, jak kombinezon został uszyty, tylko w jaki sposób skoczek ustawi się w trakcie kontroli.
I to moim zdaniem jest skandal. Skoki narciarskie są porównywane do Formuły 1. Tylko to nie ma żadnego sensu. W tym pierwszym przypadku zakładasz dwie deski na nogi, zjeżdżasz z wysokości i lecisz. Oczywiście, ekstremalnie trudny sport, lecz jego poziom skomplikowania ma się nijak do tego, co jest w F1. Tam każdy element bolidu to zaawansowana technologia. Zupełnie dwa różne światy.
Jedyne, w czym obie dyscypliny są podobne, to wyścigi zbrojeń. I to jest smutne. Pora zatrzymać ten samolot, gdyż niebezpiecznie zbliżamy się do góry, o którą się za chwilę rozbijemy. Zastanówmy się, dla kogo tworzone są widowiska sportowe? Dla specjalistów czy osób, które nie śledzą czegoś na co dzień, ale raz w tygodniu usiądą sobie w przysłowiowym fotelu z jakimś dobrym napojem.
Gdy poczynania Adama Małysza obserwowało ponad 10 milionów Polaków, to każdy z nich był ekspertem? Sport jest dla ogółu społeczeństwa. A w tym momencie skoki takie przestają być. Pewnie, dziennikarze, eksperci telewizyjni czy kibice mocniej zagłębieni w to wszystko doskonale się orientują w tym, co się dzieje. Jednakże zdecydowana większość śledzących zawody, robi to wyłącznie w weekend.
A potem widzi, że jednemu zawodnikowi odjęto 10 punktów, drugi skoczył osiem metrów bliżej, lecz miał dodane "oczka" za wiatr i wyszedł na prowadzenie. Za chwilę zostaje zdyskwalifikowany, potem oddaje próbę w tym samym sprzęcie i już przechodzi kontrolę. Przecież to jest jakaś abstrakcja. Co taka osoba ma myśleć? Że regulamin się zmienił w ciągu kilku godzin? Ta niszowa dyscyplina, bo taka ona jest, z roku na rok staje się coraz bardziej niszowa.
Osobiście jestem za przelicznikami wiatru. Według mnie w jakimś stopniu pozwalają na sprawiedliwsze rozstrzygnięcia, choć oczywiście i w tej materii jest ogromne pole do popisu. Rozumiem też wyścig zbrojeń, bo każdy szuka, chociażby drobnej przewagi w czymkolwiek tylko się da. Tylko teraz jest to zabawa w kotka i myszkę, która ośmiesza tę dyscyplinę.
A co najgorsze, jestem przekonany, że w Sapporo i Lake Placid będziemy świadkami kolejnych dyskwalifikacji. Tylko po to, aby na samych mistrzostwach świata ich praktycznie nie było. Nagle wszyscy zaczną wtedy przestrzegać zasad? Wiadomo, że nie. Tylko tak jest w każdym sezonie z wielką imprezą. Aczkolwiek tym razem wymsknęło się to spod kontroli FIS-u, ponieważ Słoweńcy mają dość.
Żeby nie było, wina nie leży wyłącznie po stronie osób zarządzających skokami narciarskimi. Same sztaby szkoleniowe również mają w tym wszystkim swój udział. Przecież każdy z nich mógłby przygotowywać kombinezon idealnie według przepisów. Tylko sam FIS pozwolił, aby można było naginać regulamin. Dzięki temu widzimy te wszystkie dziwne ruchy skoczków narciarskich przed i po swoich próbach.
Tak naprawdę dyskwalifikacja obecnie w głównej mierze zależy od loterii. I to przykre. W tym sezonie już nic się nie zmieni i będziemy świadkami kolejnych afer. Jakie jest idealne rozwiązanie? Trudno w tej chwili jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Trochę przekonuje mnie pomysł, aby sprawdzone przed zachipowaniem kombinezony nie były już kontrolowane po skokach.
Tylko to nadal daje pole manewru do jakichś przekrętów. Taki strój wciąż da się lekko przeszyć czy dokonać innych zmian. Być może zawodnicy powinni być idealnie zmierzeni we wszystkich istotnych parametrach, aby dokładnie przedstawić kadrom, w jaki sposób kombinezon ma być uszyty. Później to on powinien być sprawdzony, a w samym sezonie brany wyrywkowo na kontrolę, czy nie było w nim jakiejś ingerencji. Jeśli by takowa była, można myśleć o poważnych konsekwencjach, jak dyskwalifikacja na kolejne konkursy czy odebranie punktów. Musiałaby być to tak mocna kara, aby faktycznie bano się konsekwencji.
Czy to dobry pomysł? Nie wiem. Wiem za to, że trzeba coś zrobić i to już, po sezonie 2024/2025, gdyż w innym wypadku kolejny raz zbliżymy się do góry i będziemy o krok od katastrofy.
Program zawodów Pucharu Świata w Willingen:
Niedziela, 02.02.2025
14:30 - Kwalifikacje
16:10 - Konkurs indywidualny
Relację tekstową "na żywo" ze wszystkich serii przeprowadzi portal WP SportoweFakty.
Mateusz Kmiecik, dziennikarz WP SportoweFakty