Polskie skoki narciarskie w ostatnich miesiącach przeżywają spory kryzys sportowy. Dalecy od optymalnej formy oraz wyników są Dawid Kubacki, Kamil Stoch oraz Piotr Żyła. Ich następcy na razie nie są w stanie, chociaż w połowie dorównać do rezultatów trójki legendarnych reprezentantów naszego kraju.
Nie jest żadną niespodzianką, że brak sukcesów pociąga za sobą mniejsze wpływy od sponsorów. Jeszcze pod koniec 2024 roku sporo mówiło się o braku loga jakiejkolwiek z firm na kasku Żyły. Niektórzy uważają nawet, że jest to powiązane z informacją na temat potencjalnej walki we freak fightach dwukrotnego indywidualnego mistrza świata.
Na temat 37-letniego skoczka narciarskiego, ale również całej sytuacji finansowej polskich skoków narciarskich porozmawialiśmy z Janem Winkielem, który zajmuje się marketingiem i sponsoringiem w Polskim Związku Narciarskim.
ZOBACZ WIDEO: Siatkarz kandydował w wyborach do sejmu. "Nie chodziło o to, żeby się tam dostać"
Mateusz Kmiecik, WP SportoweFakty: Mam wrażenie, że sprawa braku sponsora na kasku Piotra Żyły zrobiła się zbyt dużą sensacją. To chyba nie jest nic wyjątkowego, a sponsorzy się zmieniają?
Jan Winkiel: Zgadzam się. Wiadomo, czasami nowego znajdzie się szybciej, a innym razem później. Nie mam poczucia, aby był to koniec świata czy jakaś trudna sytuacja. Trendy rynkowe ulegają modyfikacji. Kiedy jest wynik sportowy, logo automatycznie się z nim kojarzy. Gdy brakuje rezultatów, trzeba szukać alternatyw.
Aczkolwiek miejsca z przodu kasku jest najlepiej wyceniane?
Jeżeli chodzi o sporty zimowe, reklama w tym miejscu jest tą najcenniejszą. Dlatego oddaliśmy ją zawodnikom.
Jaką kwotę można za nią otrzymać?
Od 500 złotych do czterech milionów nawet.
Widełki są naprawdę szerokie.
Jest tak wiele czynników, że trudno podać je konkretniej. Wiadomo, w przypadku słabszych i młodszych zawodników, to bardziej mecenas niż porządny sponsoring. Im wyżej czuba sportowego, tym te kwoty bardziej rosną.
Samo wycofanie się Grupy Azoty to również żadna sensacja?
Mieli przymus zrezygnowanie z wszelkiego sponsoringu, żeby uzyskać gwarancje bankowe, więc wycofali się z całego sportu.
Polski Związek Narciarski pomaga sportowcom szukać sponsorów?
Staramy się to robić. Wiadomo, nie czynię tego na pełen etat, ale przy różnych spotkaniach poruszam te tematy i jeśli ktoś złapie bakcyla, to szukamy konkretnych rozwiązań oraz zawodników.
Najtrudniej znaleźć sponsora jest pewnie tym najmłodszym?
Strasznie nakręciliśmy się na to, że każdy, który coś robi w sporcie, musi otrzymywać pieniądze. Myślę, że większym kłopotem jest brak strukturalnego i usystematyzowanego systemu stypendialno-etatowego. Austriacy, Niemcy czy Włosi dają sobie bardzo dobrze radę. U nas tego na pewno brakuje.
Często jednak kibice się dziwią, że sportowiec musi jeszcze dodatkowo pracować. Z drugiej strony żadna firma nie da swoich pieniędzy, jeśli jej reklama jest praktycznie niewidoczna.
Niestety, sport jest brutalny i jeśli jest się poza najlepszą dziesiątką, trudno się utrzymywać.
Słabsze wyniki polskich skoczków spowodowały spadek marketingowy?
Na razie nie.
Czyli obecnie nie ma żadnego niebezpieczeństwa?
Trzeba się przygotować, że w przypadku słabszych rezultatów do końca tego sezonu, przyszły może być trudniejszy. Aczkolwiek kręgosłup finansowania jest zachowany, więc nie powinno być "dramatu".
Zmiana stacji pokazującej skoki narciarskie w Polsce wpłynęła na wartości kontraktów sponsorskich? Mówi się, że oglądalność w tym momencie spadła.
Na pewno, choć osobiście nie patrzę na podstawowe wyniki oglądalności, a na średni udział widowni skoków w porównaniu ze wszystkimi osobami, które oglądają telewizję w określonym odcinku czasu. Te wskaźniki zmniejszyły się o dwa lub trzy procent, więc to nie jest zły wynik. Po prostu telewizja staje się coraz mniej popularna. Co prawda nadal jest najważniejszym nośnikiem dla sportu, ale już niejedynym. Ubolewam, że nie uzyskujemy danych oglądalności w aplikacjach TVN-u. A myślę, że tam rezultaty mogą być całkiem przyzwoite.
Nie chcę być źle odebrany, ale mimo wszystko mam wrażenie, że skoki narciarskie są bardziej dopasowane do Telewizji Polskiej. Oglądalność była wyższa ze względu na jakąś tradycję, stałe godziny oraz kanał, który pokazywał zawody. Teraz FIS kombinuje z porą rozpoczęcia konkursów, a dodatkowo mamy inną stację i to troszeczkę zniszczyło pewne przyzwyczajenia.
Sporo się mówiło potencjalnej walce Piotra Żyły w Clout MMA. To wpływa na renomę zawodnika czy Polskiego Związku Narciarskiego?
Trochę zależy to od klienta. Są tacy, którym najpewniej freak fighty by pasowały. Sam mówiłem, że nie zatrzymamy Piotrka i będzie trzeba z tego wyciągnąć dla dobra skoków najwięcej, ile się da. To także możliwość przyciągnięcia trochę innej grupy odbiorców. Aczkolwiek są tacy, dla których jest to zła sytuacja. Jeśli ktoś posiada markę, która ma się kojarzyć miło i ciepło, to freak fighty będą sporym zagrożeniem wizerunkowym.
Staram się do życia dopasowywać, a nie je kształtować. Jestem przekonany, że freak fighty by nie zniweczyły kariery Piotrka, ale na pewno utrudniły niektóre rozmowy z firmami. Polscy skoczkowie jednak kojarzyli się z ciepłymi oraz rodzinnymi wartościami.
Będą zwycięstwa będzie oglądanie.