Zmiany klimatu coraz bardziej dają się we znaki organizatorom rywalizacji w sportach zimowych. Najdobitniej w ostatnich dniach przekonują się o tym w Wiśle, gdzie w dniach 7-8 grudnia mają zostać rozegrane dwa konkursy indywidualne w ramach Pucharu Świata w skokach narciarskich.
Organizatorzy muszą jednak zmagać się z pogodą, która utrudnia naśnieżenie Skoczni im. Adama Małysza w Wiśle-Malince. Opady deszczu sprawiają, że śniegu jest coraz mniej i nie jest wykluczone, że zawody rozegrane zostaną w formule hybrydowej. Co to oznacza? Że konkursy odbędą się na igielicie i przy wykorzystaniu torów lodowych.
- Nie będę ukrywał. Jest źle. Zrobimy jednak wszystko, żeby obiekt był gotowy. Wiele nam rujnują te ciągłe opady - powiedział Andrzej Wąsowicz, który odpowiada za organizację PŚ w Wiśle.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie Co za figura! Piękna dziennikarka poleciała na wakacje
Wąsowicz dodał, że poza wytwarzaniem sztucznego śniegu, na skocznię zwożony jest naturalny biały puch z przełęczy w Kubalonce.
Organizatorzy liczą jednak, że warunki będą na tyle dobre, by udało się do końca ośnieżyć obiekt i możliwe będzie rozegranie zawodów w tradycyjnej formule. Jeśli jednak przez weekend nie uda się przygotować skoczni, to pod uwagę będzie brana formuła hybrydowa.
Decyzja ma zapaść w poniedziałek. Jak dodał Wąsowicz, dyrektor PŚ Sandro Pertile rozumie, że w Wiśle walczą z przeciwnościami natury. - Ja już się przyzwyczaiłem do tego, że coś zawsze przed tymi zawodami jest nie tak. Nie wyobrażam sobie, że te konkursy się nie odbędą - dodał.
Jeśli zawody odbędą się na igielicie, to organizatorzy będą musieli odśnieżyć obiekt, zdemontować siatki podtrzymujące śnieg i przygotować igielit.