W pierwszej serii Aleksander Zniszczoł poszybował na odległość 146 metrów i był liderem niedzielnego konkursu w Willingen. Nasz reprezentant otrzymał za tę próbę 131,5 pkt.
W drugiej części zawodów Polak nie utrzymał jednak wysokiej pozycji. Poszybował na 130,5 m. Ostatecznie z sumą 218 punktów zajął w niedzielnym konkursie ósmą pozycję (więcej tutaj). Powtórzył tym samym sobotni rezultat. To dla 29-letniego skoczka najlepsze wyniki w karierze w ramach Pucharu Świata.
- Skok był na progu dobry, ale zepsułem go trochę na buli, bo tam mnie skręciło. Prawa narta zaczęła mi uciekać. Musiałem wyprowadzić lot na prosto i tam straciłem równowagę i straciłem prędkość - powiedział Zniszczoł w rozmowie z Eurosportem.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: można im pozazdrościć. Bajeczny urlop dziennikarki i piłkarza
Dziennikarz Kacper Merk dopytywał, jak się czuł nasz skoczek po tym, jak stracił prowadzenie po pierwszej serii. - Jestem zły, bo jestem ósmy, no to chyba dobrze - stwierdził ze śmiechem nasz reprezentant.
- Można być nieładnie zdenerwowanym i taki jestem. Oczywiście chciało się więcej. Trudno, trzeba jeszcze poczekać - powiedział Zniszczoł. - Uważam, że na razie wytrzymałem presję. Przynajmniej nie nakładałem na siebie jeszcze większej presji, niż była. Może spaliło i tyle - dodał.
Reporter Eurosportu zapytał Polaka o jego pierwszą próbę, po której objął prowadzenie. - To była naprawdę petarda. Wszystko się zgrało. Dobra rotacja, dobre połączenie i od razu za progiem z nartami. Super prędkość. I tam malutka pomoc na dole - stwierdził Zniszczoł.
Pierwszy skok był więc znakomity, a drugi gorszy. Ostatecznie jednak nie udało się nawet utrzymać miejsca na podium. - Szkoda, że nie wystarczyło - ocenił urodzony w Cieszynie zawodnik.
Czytaj także:
Kolejne polskie podium w Pucharze Kontynentalnym
W końcu! Maciej Kot wygrał zawody w Lillehammer