Sukcesy - jakie przez lata osiągnęli na skoczniach Kamil Stoch, Dawid Kubacki i Piotr Żyła - można wymieniać w nieskończoność. Przez lata zapewniali ogromne emocje, a przełom grudnia i stycznia jeszcze długo kojarzyć nam się będzie z triumfami Stocha i Kubackiego w prestiżowym Turnieju Czterech Skoczni.
Przed mistrzostwami świata w ciemno można było zakładać, że Polacy wrócą z nich z przynajmniej jednym medalem z rywalizacji indywidualnej i drużynowej. Na skoczni mniejszej od czterech lat niepokonany jest Piotr Żyła, a drużyna od 2013 roku przywiozła cztery medale, w tym jeden złoty.
Od około trzech lat, gdy zaczyna się sezon, obawiamy się jednak, że Stoch, Kubacki i Żyła już nie zniosą jego trudów i będą odstawać od najlepszych. Tymczasem Polacy dalej regularnie stawali na podium kolejnych konkursów Pucharu Świata. Odkładaliśmy zatem nasze obawy o kolejny rok, aż niestety stały się rzeczywistością.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: co tam się działo! Oprawa godna finału
W dwóch pierwszych weekendach nowego sezonu trójka liderów Biało-Czerwonych nie była w stanie nawiązać równorzędnej walki ze światową czołówką. Najmocniej odstawał Kamil Stoch, ale Piotr Żyła i Dawid Kubacki także nie zbliżyli się do poziomu, jaki prezentowali chociażby w poprzednim sezonie.
Lawina krytyki ruszyła od razu. Z jednej strony nie można się jej dziwić. Poprzednie lata na tyle przyzwyczaiły nas do sukcesów Biało-Czerwonych, że trudno nam zaakceptować aż tak poważny kryzys. Od razu szukamy przyczyny nagłego spadku formy i winnych. Z drugiej strony, czy tak naprawdę mamy jeszcze prawo cokolwiek oczekiwać od Stocha, Żyły i Kubackiego?
Niech każdy sam odpowie sobie na to pytanie. Nie można wykluczyć, że nastał już czas, gdy na przestrzeni całego sezonu - zwłaszcza 36-letni Stoch i jego rówieśnik Żyła - mogą już nie być w stanie utrzymać przez dłuższy czas poziomu najmocniejszych rywali. Oczywiście wciąż potrafią przygotować wysoką formę na konkretną imprezę sezonu, ale w wycieńczającym wyścigu o kryształową kulę siłą rzeczy mogą już zostać za przeciwnikami.
Opinii publicznej byłoby łatwiej "przełknąć" kłopoty liderów, gdyby za Stochem, Kubackim i Żyłą stała grupa młodych skoczków, gotowych "wejść w buty" mistrzów. Niestety wciąż czekamy na takich zawodników w Pucharze Świata i to jest największy kłopot polskich skoków narciarskich.
Gdy Stoch, Kubacki i Żyła mają problemy, nie ma kto wziąć na siebie walki ze światową czołówką. Talentów nam przecież nie brakuje. Problem, o którym wiemy nie od dzisiaj, polega jednak na tym, że młodzi Biało-Czerwoni potrzebują wielu lat, by zabłysnąć w Pucharze Świata. Stanowczo za długo.
I właśnie w Thomasie Thurnbichlerze pokładałem nadzieję na zmianę takiego obrazu polskich skoków. Mimo kryzysu na początku tego sezonu wciąż wierzę, że młody, ambitny Austriak będzie w stanie wprowadzić swoje pomysły na przyspieszenie przejścia młodych z rywalizacji juniorskiej do zmagań z seniorami. Austriacy znają się na tym jak mało kto.
Oczywiście Thurnbichler ma teraz na głowie wyjście z kryzysu liderów, ale o młodych nie może zapomnieć. Bo to oni muszą być priorytetem dla polskich skoków narciarskich. Kryzys liderów był nieunikniony. Żeby jednak uniknąć zapaści tej dyscypliny w Polsce, jak najszybciej potrzebni są młodzi Biało-Czerwoni, gotowi do walki nie o trzydziestkę, ale o czołowe miejsca w PŚ.
Szymon Łożyński, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj także: Szymon Łożyński: Decyzja ryzykowna, a czas płynie [OPINIA]