W końcu powiedział to głośno. "Chodzi o pieniądze"

PAP / Grzegorz Momot / Na zdjęciu: Thomas Thurnbichler
PAP / Grzegorz Momot / Na zdjęciu: Thomas Thurnbichler

- Rozmawiał z zawodnikami, również ze mną, pomógł mi sobie poradzić z tą sytuacją - mówi Thomas Thurnbichler o człowieku, który pomógł kadrze po tragedii Dawida Kubackiego. Poza tym uderza w organizację PŚ. - Chodzi tylko o pieniądze - stwierdza.

[b]

Arkadiusz Dudziak, WP SportoweFakty: To był dla pana pierwszy rok pracy z polską kadrą. Jak pan ją ocenia?[/b]

Thomas Thurnbichler, trener reprezentacji Polski w skokach narciarskich: To była zima pełna sukcesów. Kubacki wiele razy wygrywał, stawał na podium, Żyła także. Byliśmy na podium dwóch konkursów drużynowych. Ekipa wróciła na dobre tory. Zyskaliśmy sporo doświadczenia. Znamy się lepiej nawzajem. Teraz musimy stworzyć system, który ułatwi młodszym skoczkom dołączenie do czołówki światowej.

A dla pana, osobiście, jaki to był rok?

Był to najbardziej wymagający sezon w życiu. Praca w Polsce, z uwagi na duże zainteresowanie, wytwarza presję. Ale to świetnie, to był wspaniały czas. Najważniejsze, że federacja jest otwarta na moją wizję.

Na czym ona polega?

Nie można zdziałać cudów w rok. Przez ten czas przyglądałem się systemowi. W ostatnich tygodniach opowiedziałem osobom na szczycie związku o swoim pomyśle, jak poprawić system. Teraz piłka jest po ich stronie.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: On się nic nie zmienia. Ronaldinho nadal czaruje

Gdzie jest zatem pole do poprawy?

Jeśli popatrzy się na historię skoków w Polsce, wszystko zaczęło się od małej grupy z Adamem Małyszem, która walczyła o to, by być na szczycie. To prawda, że praca w niewielkich grupach jest dobra, by dołączyć do czołówki. Teraz potrzebujemy ramy systemu, żeby szkoły, kluby, kadry wiedziały, jak działać, by być w czołówce. Chcę stworzyć system, który będzie obejmował wszystkie szczeble.

No właśnie - to jeden problem, bo obecnie mamy trzech wybitnych skoczków, którzy niebawem zakończą kariery. Mimo 33 lat Dawid Kubacki zaliczył jednak najlepszy sezon w swojej karierze. Jak tego dokonaliście?

To Dawid tego dokonał. Miał bardzo solidne treningi latem i to można jeszcze poprawić, żeby był jeszcze silniejszy. W środku sezonu miał drobny spadek parametrów fizycznych, co przełożyło się na rezultaty. Znaleźliśmy również rezerwy w technice lotu, co sprawiło, że stał się bardziej pewny siebie.

W poprzednich latach prezentował się znakomicie latem, a zimą zawsze coś tracił.

Właśnie skończył 33 lata, a jest w perfekcyjnej formie. To prawdziwy sportowiec. Jestem pewny, że w przyszłym sezonie też może skakać dobrze. Musimy jednak poczekać na jego decyzję, która zależy od tego, jak będzie czuła się jego żona. Nie będziemy na niego nakładać żadnej presji. Najważniejsza jest rodzina.

Jak te problemy Marty, żony Dawida, wpłynęły na pana i drużynę?

To miało na nas ogromny wpływ. Wszyscy są blisko z Dawidem i choroba żony zszokowała wszystkich w drużynie. Część osób zna go już pewnie od 20 lat, Kamil, nasi serwismeni, fizjoterapeuta. Każdy miał w głowie wiele znaków zapytania, bo tak naprawdę nikt nie wiedział, co się dzieje.

Dobre wieści, które nadeszły w dzień konkursu drużynowego w Lahti, były ogromną ulgą dla wszystkich. Cała ekipa spędza ze sobą mnóstwo czasu w przeciągu roku, wszyscy są zżyci i traktuje się to jako tragedię przyjaciela.

W tym sezonie pracę z kadrą zaczął psycholog Daniel Krokosz. Jaka była jego rola?

To aspekt tak samo ważny jak trening fizyczny. Bardzo nam pomógł w trakcie sezonu. A gdy wydarzyła się ta sytuacja z Martą i Dawidem, rozmawiał z zawodnikami, również ze mną, pomógł mi sobie poradzić z tą sytuacją. Jego praca jest bardzo pożyteczna dla zespołu.

Niektórzy skoczkowie pracowali z nim trochę bardziej, niektórzy trochę mniej, bo sami wypracowali sobie odpowiednie umiejętności. Przez cały sezon bardzo pomógł, otrzymaliśmy od niego duże wsparcie.

Którzy zawodnicy wcześniej wypracowali sobie systemy mentalne?

Piotrek wcześniej wymyślał swoje własne strategie, które działały świetnie. Z Danielem jeszcze je ulepszył. Kamil i Dawid także wcześniej pracowali z psychologami, ale wszystko można oczywiście poprawić.

Piotr Żyła miał dobry sezon, zdobył mistrzostwo świata na skoczni normalnej, choć wcześniej niewiele wskazywało, że tej zimy może osiągnąć aż takie sukcesy.

Pracował znakomicie całe lato, choć faktycznie zajęło mu trochę więcej czasu, by poszczególne rzeczy poskładać w całość. Wszystko sobie ułożył tak naprawdę dopiero na jesieni i wtedy sobie pomyślałem, że w tym sezonie może być w czołowej piątce zawodników świata.

Kamil Stoch otarł się o dziesiątkę klasyfikacji Pucharu Świata, a na mistrzostwach świata przegrał z Dawidem Kubackim medal o włos. Ale nie wskoczył na podium podczas zawodów Pucharu Świata. Dlaczego?

Kamil i Dawid latem byli u nas najlepsi. Jeśli popatrzy się na historię występów Stocha tej zimy, to miał sporo pechowych sytuacji. Gdy wydawało się, że wracał już na właściwe tory, to coś zawsze się działo. Zaczęło się już w Wiśle od dyskwalifikacji. Później często był w świetnej formie, ale w konkursie trafiał na fatalne warunki.

Kiedy coś takiego się zdarza, skoczkowie zaczynają za dużo myśleć. A to nie jest dobre w tej dyscyplinie. Są wciąż pewne problemy techniczne, które trzeba naprawić, by wrócił na podium. Na pewno ma wciąż potencjał, by zdobywać miejsca w czołowej trójce.

Jakie więc elementy należy naprawić?

Powiedziałem już mu o tym, więc mogę teraz ci to zdradzić. W tym sezonie pracowaliśmy nad zmianą techniki, więc sprawy fizyczne zeszły na dalszy plan. Musimy popracować też nad fazą przejścia: kiedy po wybiciu przechodzi się do pozycji w locie.

Przez niemal cały sezon Paweł Wąsek i Aleksander Zniszczoł walczyli o miano czwartego do drużyny.

Na pewno ta rywalizacja wiele daje wiele. Paweł świetnie zaczął, później miał kryzys, ale teraz wraca na właściwe tory. Musi jeszcze nauczyć się radzić z napięciami całego sezonu. Właśnie w tym widzę pole do poprawy.

Z kolei Olek jest stabilny i skacze na wysokim poziomie. Ostatnio zajmuje miejsca w drugiej dziesiątce, ale musimy sprawić, by zrobił jeszcze krok dalej, by znalazł się w czołowej dziesiątce.

Jan Habdas zdobył medal na mistrzostwach świata juniorów, a Kacper Juroszek i Tomasz Pilch prezentowali się dobrze. Ci młodzi zawodnicy dołączą do walki o miano czwartego w zespole?

Oczywiście. Dla nich ważne było także zbieranie doświadczenia, dlatego dawaliśmy im szanse m.in. w Turnieju Czterech Skoczni. Dlatego też zabraliśmy Janka do Planicy, bez żadnych oczekiwań, bo chcieliśmy, by miał za sobą pierwsze loty. Ma znakomite warunki do skoków i musimy popracować nad jego techniką.

Kacper był znakomity na jesień, ale później walczył z problemami z plecami. Tomek ma znakomitą fizykę, ale musimy popracować z nim nad podstawami technicznymi. Mają ogromny potencjał na przyszłość. Będziemy tak adaptować system, ustalać grupy na przyszły sezon w ten sposób, by pomóc im się rozwinąć. Wszyscy mają ogromny potencjał.

Zarówno Maciej Kot, jak i Andrzej Stękała nie byli w stanie zadomowić się w trzydziestce. Jak sprawić, by znowu zdobywali punkty?

Zwłaszcza w przypadku Kota na treningach widziałem znakomite skoki. Obaj mają potencjał i są kluczowi dla całego systemu. Mamy też tego typu sportowców w Austrii jak Thomas Lackner czy Clemens Aigner.

Rozmawiałem z Maciejem Maciusiakiem i w przypadku Kota to bardziej problem ze stroną mentalną, a Andrzej ma problem z techniką. Bardzo się z tym męczył latem. Trzeba im pomóc, bo mogą być chłopakami, którzy wesprą kadrę dobrymi wynikami. To wciąż możliwe.

Pozostaje jeszcze kwestia loteryjnych konkursów. W Lahti blisko dwie godziny trwała pierwsza seria skoków, drugą odwołano. Krytykował pan organizatorów, że na siłę rozpoczęli konkurs mimo fatalnych warunków pogodowych.

Wszystko zaczęło się od wietrznego konkursu w Zakopanem. Od tego momentu praktycznie wszystkie konkursy były przynajmniej trochę loteryjne. A zawody w Lahti już były ekstremalne. Czasem, gdy zapalało się zielone światło, już sekundę później wiatr był poza korytarzem, podmuchy były boczne. Powiedziałem dyrektorowi całego cyklu Sandro Pertile, że to było na granicy bezpieczeństwa. To były zawody, w którym potrzebne były szczęście i umiejętności.

A jak ocenia pan pracę jury?

Wszystko jest robione pod naciskami telewizji. Chodzi o pieniądze. Odwołanie konkursu to duże straty i to wpływa na decyzję, a tak nie powinno być. Były pomysły, by trenerzy byli doradcami w jury. W każdym konkursie 2-3 szkoleniowców byłoby wyznaczonych, by brać udział w dyskusjach, ale to na razie tylko pomysł.

Czy korytarze wiatrowe, przy których można rozgrywać zawody, nie są zbyt szerokie?

Mówiłem to Borkowi Sedlakowi, ale jego odpowiedź była taka, że w takim wypadku konkursy nie zmieściłyby się w czasie antenowym. A to złe dla telewizji i znowu wracamy do punktu wyjścia. Przecież w Niemczech na mistrzostwach świata na skoczni normalnej zawodnicy z tego kraju zdobyli dwa medale. Ale konkurs był za długi i po prostu przestali go transmitować.

Czyli kluczem do problemów, jakie widzieliśmy w tym sezonie, jest telewizja?

Tak. Wszystko kręci się wokół pieniędzy, telewizji, a tak nie powinno być.

Rozmawiał Arkadiusz Dudziak, WP SportoweFakty

Czytaj więcej:
Piękny gest skoczków dla Marty Kubackiej

Źródło artykułu: WP SportoweFakty