Weekend Pucharu Świata w Sapporo pozwolił powspominać kibicom sukcesy, jakie na Okurayamie odnosili reprezentanci Polski. Niespełna sześć lat temu, właśnie w Japonii, swoje pierwsze zwycięstwo w zawodach Pucharu Świata odniósł Maciej Kot. Reprezentant Polski już w pierwszej serii huknął 139 metrów.
W drugiej wylądował o metr bliżej, ale to wystarczyło do wielkiego zwycięstwa. Wraz z Polakiem na najwyższym stopniu podium stanął Peter Prevc (obaj uzyskali identyczną notę).
Pięć dni później Kot był najlepszy już samodzielnie, triumfując w zawodach rozegranych w Pjongczangu. Jak pokazała historia, były to dwa jedyne zwycięstwa utalentowanego skoczka w historii jego występów w Pucharze Świata. Nastąpiły dziesięć lat po debiucie w zawodach najwyższej rangi. A ten wydarzył się, gdy Kot miał zaledwie 15 lat.
ZOBACZ WIDEO: To on może być gwiazdą polskich skoków. "Jeszcze popełniam błędy"
Właśnie wtedy olbrzymi potencjał dostrzegł w nim słynny fiński szkoleniowiec, Hannu Lepistoe. Trener od razu wypuścił Kota na głęboką wodę, bo w debiucie wystawił go do czwórki na konkurs drużynowy.
Zanim jednak skoczek na dobre przebił się na solidny poziom Pucharu Świata, musiał wykazać się olbrzymią cierpliwością. Pierwsze punkty w zawodach najwyższej rangi przyszły cztery lata po debiucie. A wspomniane zwycięstwo dziesięć lat po pierwszym występie.
Kiedy wydawało się, że Kot na długo zadomowi się w ścisłej czołówce Pucharu Świata, wypadł z niej jeszcze szybciej, niż się do niej dostał. I to z hukiem, bo skoczek już od pięciu lat nie może odnaleźć drogi do właściwych skoków. Jego wielka ambicja sprawia, że przez ten czas wciąż się nie poddał, choć niewiele było sygnałów, które wskazywałyby, że powrót może zakończyć się powodzeniem.
W pięciu ostatnich sezonach, włączając ten aktualny, Kot zdobył tylko 82 punkty w PŚ, w tym ani jednego w cyklu 2021/22 i 2022/23. Mało tego, niedawno wrócił do Sapporo - na zawody Pucharu Kontynentalnego - i nawet na tym poziomie był tylko tłem dla rywali. W konsekwencji stracił także miejsce w składzie na kolejne drugoligowe zawody.
Kariera Kota to istna podróż rollercoasterem. Najpierw długo jechał w górę, później szybko zmienił kierunek i zjechał w dół, a od lat skoczek robi wszystko, aby jeszcze raz znaleźć się w lepszym położeniu. Cierpliwości, ambicji i charakteru nie można mu odmówić.
Czytaj także:
- Złe informacje dla Polaków. Zabrakło czterech punktów
- "Koniec czarnej serii". Media po loteryjnym konkursie w Sapporo