Holmlund specjalizowała się w skicrossie. W swojej konkurencji była jedną z najlepszych na świecie. W 2010 roku na igrzyskach olimpijskich w Vancouver zajęła szóste miejsce, a rok później na mistrzostwach świata w Deer Valley zajęła trzecie miejsce. Cztery lata później potwierdziła swój rozwój, w Soczi sięgnęła po olimpijski brąz.
Kolejne sezony również były bardzo udane. Start w Pucharze Świata 2014/15 zakończyła na drugim miejscu, w 2016 roku powtórzyła ten wyczyn.
Niestety 19 grudnia 2016 roku stało się coś, co zmieniło całe życie reprezentantki Szwecji. We włoskim Bolzano podczas treningu na stoku Holmlund miała wypadek, doznała obrażeń głowy. Została przetransportowana do szpitala, gdzie przeszła operację.
- Doszło do niewielkiego krwotoku mózgowego. Po operacji Anna jest utrzymywana w stanie śpiączki farmakologicznej - mówił niedługo po zdarzeniu dyrektor sportowy Szwedzkiego Związku Narciarskiego Joar Baatelson.
Pierwsze doniesienia mówiły wprawdzie o urazie mózgu, ale nikt nie wiedział, jak poważnych obrażeń doznała 29-letnia zawodniczka. Komunikaty były stonowane, media przypominały, że Szwedka miała już poważną kontuzję tuż przed igrzyskami w Vancouver, ale szybko doszła do siebie.
Niestety tym razem obrażenia okazały się poważniejsze. W czterostopniowej skali uraz Holmlund zdiagnozowano jako trzeci. Czwarty oznacza śmierć mózgu.
W rozmowie z "Dagens Nyheter" matka zawodniczki Margaretha opowiedziała o swoich pierwszych chwilach po informacji o wypadku Anny. - Tuż po tym jak o tym się dowiedziałam, myślałam praktycznie. O tym, że trzeba zarezerwować loty, ile czasu tam zostaniemy. O tym, że kwiaty w domu muszą być podlewane. Piszę dziennik. Zapisałam to wszystko. Dziwnie to się czyta, podeszłam do tego wszystkiego racjonalnie - przyznała.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: bramkarz Syrii wymyślił szalony sposób na wznowienie gry!
Kiedy rodzice Anny przybyli do szpitala w Bolzano, narciarka walczyła o życie. Małżeństwo dowiedziało się o tym dopiero później. Dopiero 18 maja Holmlund została wybudzona ze śpiączki.
"Czy jestem najlepszą narciarką na świecie?" - zapytała tuż po wybudzeniu. Nie pamiętała wiele ze swojej kariery. Od dziecka byłego dyrektora sportowego kadry Tommy'ego Eliassona dostała rysunek, na którym była namalowana. Obraz był podpisany "Anna - najlepsza zawodniczka ski crossowa na świecie".
Ojciec zawodniczki poprosił ją, by napisała na tablicy imiona członków rodziny. Anna zapisała imiona rodzeństwa. Następnie została zapytana, czy chciałaby zapisać coś jeszcze. Dopisała jedno słowo: "Victor". To imię jej chłopaka. Victor Ohling Norberg, który również uprawia tę dyscyplinę sportu, przyjechał do szpitala. Równo dwa miesiące przed wybudzeniem ukochanej ze śpiączki sięgnął w Sierra Nevada po złoto mistrzostw świata w skicrossie.
Z Anną można się już w miarę normalnie porozumiewać, ale do codziennego funkcjonowania potrzebuje pomocy. - Kiedy wstaje rano przynajmniej dwie osoby muszą jej towarzyszyć, bo jej ciało jest tak niestabilne - powiedziała Margaretha Holmlund.
Lekarze są zadowoleni z postępów Anny, ale przyznali w rozmowie z rodziną, że zawodniczka nie wróci do sprawności sprzed wypadku. Obecnie prawa strona jej ciała jest sparaliżowana, 29-latka ma też trudności z mówieniem. Zawodniczka jest jednak zmotywowana, by pracować nad powrotem do normalnego życia.
- Lekarze mówią, że nie są w stanie zrobić wiele więcej niż zostało zrobione. Jeśli jest jednak jakaś osoba, która może to wszystko przezwyciężyć, to właśnie Anna - nie wątpi jej ojciec.