W tym artykule dowiesz się o:
Debiut w wieku 27 lat
Na premierowy występ w igrzyskach czekał do 2004 roku. Cztery lat wcześniej był na liście rezerwowych olimpijczyków, ale ostatecznie nie wskoczył do składu w miejsce żadnego z kolegów. Podczas turnieju w Atenach, już jako niespełna 27-letni siatkarz, odgrywał natomiast w reprezentacji USA kluczową rolę. Był podstawowym graczem kadry prowadzonej przez Douga Beala. Amerykanie dotarli do strefy medalowej, ale musieli w niej uznać wyższość Brazylii i Rosji (dwukrotnie 0:3). Priddy wrócił do kraju bez medalu, by po czterech latach wyruszyć na kolejną misję olimpijską. Głodny i żądny sukcesu.
Spełniony amerykański sen
Podczas olimpijskich zmagań w Pekinie (2008), kadra Stanów Zjednoczonych pokazała wielkich charakter. Nie tylko sięgnęła po złoty medal, ale także nie przegrała ani jednego spotkania! Potrafiła wytrzymać ciśnienie w trudnych momentach ćwierćfinałowej rywalizacji z Serbią (3:2) i półfinałowej z Rosją (3:2), by w finale, w wielkim stylu, ograć 3:1 Brazylię. Priddy po raz kolejny był fundamentem zespołu. Właśnie wtedy odniósł największy sukces w swojej reprezentacyjnej karierze. W kolejnych latach życie zaczęły mu utrudniać problemy zdrowotne.
Człowiek w masce
Podczas jednego z treningów w sierpniu 2011 roku, zderzył się przypadkowo z łokciem Maxwella Holta, który próbował dołączyć do niego w celu uformowania szczelnego bloku. Uderzenie okazało się na tyle poważne, że po zejściu opuchlizny musiał poddać się operacji, polegającej na zespoleniu złamanej kości przy użyciu dwóch metalowych płytek. Kontuzjowanego Priddy'ego od razu ciągnęło na boisko. Skontaktował się ze specjalistą od przygotowywania masek ochronnych dla sportowców. Zamówił jedną dla siebie i wznowił treningi. Początkowo nie mógł się do niej przyzwyczaić, a także miał także lekkie problemy z widzeniem i powracającą opuchlizną. Szybko jednak się z nimi uporał, dzięki czemu zdołał wrócić do reprezentacji na listopadowy Puchar Świata. Znacznie gorszego urazu doświadczył niecałe trzy lata później.
Kontynuacja kariery pod znakiem zapytania
24 maja 2014 roku był jednym z najczarniejszych dni w karierze Amerykanina. Jego drużyna rozgrywała wtedy w Sofii drugi pojedynek Ligi Światowej z Bułgarią. Zakończyła go zwycięstwem 3:1, ale po ostatnim gwizdku Priddy wcale nie myślał o zdobytych 3 punktach. Nie dograł go bowiem do końca, z powodu bardzo poważnej kontuzji. Zerwał więzadła krzyżowe w prawym kolanie. - A miał wtedy najlepszy okres w swojej karierze - wspominał Matthew Anderson. - Przejdę operację kolana i natychmiast rozpocznę agresywną walkę o powrót do szczytowej formy i kondycji - zapowiadał z kolei sam poszkodowany. Jak zadeklarował, tak zrobił. Ponownie wskoczył na poziom, który pozwolił mu wyruszyć z reprezentacją na czwarty olimpijski turniej.
Wymarzone pożegnanie
W Rio de Janeiro po raz pierwszy musiał się jednak pogodzić z rolą rezerwowego. Był jednym z najstarszych uczestników całego turnieju, a przy okazji najbardziej zaawansowanym wiekowo członkiem amerykańskiej kadry. Pierwsze skrzypce odgrywał na przyjęciu duet Taylor Sander - Aaron Russell. Przyszedł jednak moment, w którym doświadczenie Priddy'ego okazało się niezbędne. Stało się tak podczas starcia o "brąz". 38-letni siatkarz wcielił się w rolę "strażaka", zastępując słabo dysponowanego Russella. I Rosjanie nie mogli znaleźć żadnego sposobu na jego powstrzymanie. Zamienił na punkt aż 17 z 26 ataków (65 procent), a ekipa Stanów Zjednoczonych odwróciła na swoją korzyść losy meczu ze stanu 0:2. Priddy został bohaterem, zawiesił na szyi brązowy medal i ogłosił zakończenie przygody z reprezentacją.
ZOBACZ WIDEO: Mistrzyni olimpijska zachwycona wyczynem Anity Włodarczyk. "To deklasacja!"