"Wariat", który wciąż szuka talentów - rozmowa z Wojciechem Szczuckim, pierwszym trenerem Bartmana i Nowakowskiego

Kiedy Wojciech Szczucki prowadził pierwsze treningi z Piotrem Nowakowskim i Zbigniewem Bartmanem nie przypuszczał, że obaj tak szybko zawędrują na szczyty europejskiej siatkówki. To pierwsi medaliści seniorskich mistrzostw Europy, którzy zaczynali w Metrze. O ursynowskich początkach przygody z siatkówką najlepiej porozmawiać z pierwszym trenerem mistrzów. Zbigniew Bartman i Piotr Nowakowski zgodnie bowiem podkreślają, że nie kto inny tylko Szczucki miał ogromny wpływ na ich siatkarski rozwój. O początkach karier Nowakowskiego i Bartmana prezes i trener Metra opowiedział naszemu portalowi. Zdradził też, że do reprezentacji pukają kolejni wychowankowie stołecznego klubu.

Wojciech Potocki: Co pan myślał, kiedy w finałowym meczu mistrzostw Europy z Francją, na podwyższenie bloku wchodził Piotr Nowakowski i zachowywał się jak stary wyjadacz? Serce biło szybciej?

Wojciech Szczucki: Przede wszystkim bardzo się cieszyłem, bo po to pracujemy z dzieciakami w Metrze, by przeżywać właśnie takie chwile. Wchodził co prawda na pojedyncze piłki, ale i Piotruś, i Zbyszek Bartman mają w tym sukcesie swój udział, a ich pozycja w reprezentacji będzie dalej rosła. To przecież jedni z najmłodszych mistrzów Europy.

Wysłał im pan życzenia?

- Oczywiście. Muszę zresztą przyznać, że z naszymi wychowankami mam stały kontakt, a że Zbyszkiem i Piotrkiem spotkałem się już w Warszawie i serdecznie pogratulowałem chłopakom tak ogromnego sukcesu.

Obaj mistrzowie Europy zaczynali swoją przygodę z siatkówką w ursynowskim Metrze. Jak się znaleźli w waszym klubie? Jak wyglądały ich pierwsze siatkarskie kroki?

- Od razu widać było, że mają ogromny talent, chociaż ich droga była zupełnie inna. Piotra Nowakowskiego "wyłuskaliśmy" w Szkolnej Lidze Siatkówki. Miał chyba 16 lat i próbował grać w podwarszawskim Wrzosie Międzyborów. Nie bardzo miał z kim, więc zaproponowaliśmy, by zaczął poważnie trenować w Metrze.

Od początku grał na środku siatki?

- W zasadzie tak, bo decydował o tym jego wzrost. Chociaż, był moment kiedy myśleliśmy, że będzie również mógł grać jako atakujący. Okazało się jednak, że jako środkowy spisuje się zdecydowanie lepiej.

Za to z drugiej linii atakował już wtedy Zbyszek Bartman. Kiedy on zjawił się w ursynowskiej hali?

- Zbyszek, to zupełnie inna bajka. Jego tata grał w siatkówkę, był działaczem, nawet kierownikiem reprezentacji. Trudno by w takich warunkach syn robił coś innego. Ale wiem, że zaczynał od koszykówki. Siatkarskie treningi rozpoczął w wieku 10 lat i od razu widać było, że zajdzie bardzo wysoko. Na jednym z naszych obozów w Łukcie na Mazurach spotkaliśmy się z Leonem Bartmanem i tam namówiliśmy go, by Zbyszek zaczął trenować w Metrze.

To prawda, że tata Bartmana wynajmował prywatnie sale, by dodatkowo trenować z synem?

- Zdarzały się i takie epizody(śmiech) i muszę powiedzieć, że "Zibi" dużo zawdzięcza ojcu, chociaż nie wszystkim to się nie podobało.

Kiedy młodzi chudzielcy trenowali w Metrze, wierzył pan, że za kilka lat zostaną mistrzami Europy?

- Wiedziałem, że chłopcy mają ogromne predyspozycje, by być mistrzami. Nie myślałem jednak, że stanie się to aż tak szybko. Piotrek był i jest talentem czystej wody, ale jak to bywa w takich przypadkach, diamenty trzeba jeszcze oszlifować. Musiał nabrać doświadczenia, rozwinąć się fizycznie, a naszą rolą było nie rezygnować z pracy z nim. Inne kluby często przestają się zajmować chłopami, którzy trochę później rozwijają się fizycznie, a to duży błąd. Oni potrafią wybuchnąć jak bomba z opóźnionym zapłonem, a trenerzy tych młodych chłopaków muszą mieć wiele cierpliwości..

Niewiele brakowało, a mistrzem Europy zostałby jeszcze trzeci wychowanek Metra, Karol Kłos.

- Karol, musi jeszcze nabrać trochę siły fizycznej, ale jest niewątpliwie ogromnym talentem. Kto wie czy nie większym niż Piotrek i Zbyszek?

Podobno w kolejce czekają kolejni? Jeszcze chwila i wychowankowie Metra zdominują reprezentację.

- Jeśliby tak by się stało, to nie muszę mówić, że byłbym bardzo szczęśliwy. Czy to możliwe? Licząc tych, którzy już teraz trenują w kadrze B, to rzeczywiście kilku by się zebrało (śmiech). O Kłosie była już mowa, a na swoją szansę czekają jeszcze Andrzej Wrona, Adrian Stańczak, Jakub Radomski. W kadrze juniorów jest Jan Król, a kadetów Maciek Olenderek.

Jak wy to robicie? Przecież trenujecie w obskurnej hali przy ulicy Hirszfelda, gdzie trudno mówić o radości z gry.

- Jest u nas kilku "wariatów", którzy wciąż szukają nowych talentów i czerpią z tego satysfakcję. A halę, mamy taką, na jaką nas po prostu stać. O jej "walorach" wołałbym jednak nie mówić. Najważniejsze, że dzieciaki garną się do siatkówki i chcą trenować nawet w takich warunkach.

Teraz dopiero zacznie się szturm.

- Ten boom trwa już od kilku lat. Po mistrzostwach świata w Japonii drzwi się nie zamykały. Nie wiem jak to teraz przeżyjemy (śmiech). Naszą rolą, jak zwykle, będzie wybrać z tej rzeszy dzieciaków te, które mają talent i … szlifować, szlifować, szlifować.

Złote medale Nowakowskiego i Bartmana to ogromna motywacja dla nastolatków w Metrze.

- To prawda. Tym bardziej, że niektórzy z naszych młodych zawodników jeszcze z nimi trenowali. Oczywiście w innych grupach wiekowych, ale doskonale pamiętają jak Piotrek czy Zbyszek grali na Ursynowie. Ich sukces nie jest więc abstrakcyjny.

W Metrze co roku spotykają się wychowankowie. Zaprosicie mistrzów Europy?

- Oczywiście. Może nawet zagrają? Co roku w grudniu obchodzimy urodziny klubu - w tym roku będą piętnaste - i zawsze zapraszamy naszych wychowanków. Zbyszek Bartman pewnie nie wyrwie się z Rosji, ale Piotrek Nowakowski z Częstochowy powinien przyjechać. Zresztą Piotrek będzie w Warszawie już na Memoriale Zdzisława Ambroziaka, a ze Zbyszkiem niektórzy nasi młodzi zawodnicy spotkają się na uroczystości, którą na cześć mistrza Europy przygotowuje Urząd Dzielnicy Warszawa-Ursynów.

Komentarze (0)