Na początku zaznaczę, że jestem przeciwnikiem zarówno powiększonej formuły europejskiego czempionatu zarówno w piłce nożnej, jak i siatkówce. Jednak przy tej pierwszej dyscyplinie argumentem za jest frekwencja na trybunach i oglądalność w meczach z udziałem tzw. średniaków - zarówno w fazie grupowej, jak i na początku pucharowej.
Szefom Europejskiej Konfederacji Siatkówki najprawdopodobniej chodziło przede wszystkim o większą liczbę meczów i utworzenie 1/8 finału, czyli jeszcze jednej rundy w fazie pucharowej. Tyle że Europa nie ma tylu drużyn siatkarskich, żeby mecze te trzymały poziom rangi imprezy mistrzowskiej.
W turnieju głównym biorą udział 24 reprezentacje. W rankingu CEV klasyfikowanych jest 47 drużyn. W EuroVolley 2021 udział miało okazję wziąć 39 zespołów (a po wycofaniu się Danii - 38). 12 ekip miało zapewniony udział - czołowa ósemka ostatnich ME + czterech gospodarzy.
ZOBACZ WIDEO: Kamil Semeniuk wprost o presji na mistrzostwach Europy. "Każdy medal będzie fajny. Czekamy na kolejnego rywala"
Po zestawieniu wszystkich tych danych wychodzi, że zaledwie 13 najsłabszych drużyn na europejski czempionat nie przyjechało. Są to drużyny pokroju Mołdawii, Cypru, Albanii, Norwegii czy Azerbejdżanu. O sile i potencjale dwóch ostatnich zespołów przekonaliśmy się podczas tegorocznego Memoriału Huberta Jerzego Wagnera.
Na Starym Kontynencie jest grupa potentatów. Mowa tu o drużynach Serbii, Rosji, Polski, Francji czy Włoch. Od 1967 roku tylko dwa razy mistrzem Europy została inna drużyna niż ta z pięciu wymienionych (oczywiście jeśli zakwalifikujemy Rosję jako ZSRR, a Serbię zaliczymy do Jugosławii, ale to już niezależne od nas) - w 1997 roku Holandia i 10 lat później Hiszpania. To nie przypadek.
24-zespołowym formatem mistrzostw Europy dopuszczamy do turnieju drużyny, z krajów, które siatkówki nie traktują zbyt poważnie. Oczywiście, dla samych zawodników z Portugalii, Grecji, Czarnogóry czy Łotwy to ogromne wyróżnienie brać udział w wielkiej imprezie i nie można im zabierać takiej możliwości. Jednak to wszystko jest próbą wyrównania poziomu rywalizacji... w dół.
Wróćmy do bardzo niepoprawnego i nielubianego porównania z piłką nożną. Mecze 1/8 finału mistrzostw Europy przyciągają na trybuny pełne stadiony, przed telewizory większe rzesze kibiców i powodują wewnętrzną ekscytację. Wszak faza pucharowa, a więc zasada "przegrywający odpada" dodaje dramaturgii.
W tym roku na ME siatkarzy mecze 1/8 finału nie przyciągnęły na trybuny tłumów (poza spotkaniami gospodarzy, co oczywiste) i stały w większości na wątpliwym poziomie sportowym. Spotkania Polaków z Finami czy Włochów z Łotyszami mówią same za siebie, ale nawet zacięte starcia Holendrów z Portugalczykami czy Serbów z Turkami, które kończyły się w pięciu setach, nie powalały poziomem sportowym na kolana.
Jak w takim razie sklasyfikować niespodziewaną wygraną Czechów z Francuzami? Cóż, w każdym turnieju musi dojść do sensacji. Świeżo w pamięci mamy wyczyny Słoweńców. To normalna rzecz w sporcie, zwłaszcza że w tym roku mistrzostwa Europy wypadły w cyklu olimpijskim.
Dobrze byłoby wrócić do 16-zespołowego formatu mistrzostw Europy, by zawęzić grono drużyn, które na turniej jadą przypadkowo, a także okroić grupę ekip z zapewnionym prawem startu w imprezie na przykład do 4 półfinalistów i gospodarzy. Wtedy na znaczeniu zyskają eliminacje.
Inna sprawa to rozbicie turnieju na cztery kraje, co sprawia, że atmosfera mistrzostw Europy zdecydowanie się rozmywa. A być może jest tak również dlatego, że walka o medale na Starym Kontynencie odbywa się zbyt często? W kontekście przeładowanego siatkarskiego terminarza warto byłoby rozważyć powrót do cyklu czteroletniego?
Wszystko po to, by mistrzostwa Europy były naprawdę świętem, a nie dodatkowym ciężarem dla siatkarzy, organizatorów i kibiców. Siatkówka poprzez rozwałkowanie różnych formatów dużo traci.
Czytaj też: Vital Heynen: Kluczowy dzień i kluczowy mecz