Roman Gulczyński zmarł nagle w górach. "Wydawał się być niezniszczalny"

PAP / Krzysztof Świderski / Na zdjęciu: Roman Gulczyński
PAP / Krzysztof Świderski / Na zdjęciu: Roman Gulczyński

- Nie znałem drugiej takiej osoby, o której nikt nie powiedziałby złego słowa. A teraz? My, stare chłopy, nie wstydzimy się łez. Bo odszedł świetny człowiek i super kumpel - mówi o śmierci Romana Gulczyńskiego kolega z boiska, Wojciech Szczurowski.

Informacja o odejściu "Gulczasa", jak nazywali go koledzy z boiska, nadeszła w niedzielę 17 stycznia. Wieść była szokująca, tym bardziej, że mowa o 37-letnim mężczyźnie, który prowadził aktywny tryb życia. W styczniowy weekend przebywał na terenie Śnieżnickiego Parku Krajobrazowego. Wybrał się na górski wypad razem ze znajomym.

Roman Gulczyński zmarł w nocy, w jednym z górskich ośrodków, we śnie.
- W niedzielę zadzwonił do mnie Szymon Kostecki, nasz klubowy statystyk. Romek, on i ja graliśmy przed laty w Cuprum Lubin. Kiedy powiedział o śmierci "Gulczasa", nie wierzyłem. Minęło kilkanaście godzin i nadal to do mnie nie dociera. Dejan Brdjović, to było moje pierwsze skojarzenie. Pamiętam jak wyjechał ze Szczecina na święta do rodziny. I już do nas nie wrócił - mówi Krzysztof Antosik, zawodnik drugoligowego SPS Chrobry Głogów. Kapitan głogowian nawiązuje do śmierci jugosłowiańskiego trenera i świetnego siatkarza, który zmarł nagle w grudniu 2015 roku. Dejan Brdjović pracował wówczas w Espadonie Szczecin, którego rozgrywającym był Antosik.

Niemożliwe, że to "Gulczas"

Gulczyński pochodził z Będzina. Sukcesy młodzieżowej siatkówki osiągał jednak pod Jasną Górą. W barwach AZS Częstochowa "Gulczas" trzykrotnie zdobywał złote medale juniorskich mistrzostw Polski. W swojej seniorskiej karierze występował w takich klubach jak: Płomień Sosnowiec, Górnik Jaworzno, AZS Częstochowa, Gwardia Wrocław, GTPS Gorzów Wielkopolski, Wanda Kraków, czy Cuprum Lubin. W ostatnich latach zaliczył też występy w niższych ligach siatkówki na Dolnym Śląsku.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: niesamowity efekt. Zobacz, co się stało z wylanym wrzątkiem przez siatkarza

- Serdeczny gość, bardzo szkoda człowieka. Spotykaliśmy się w ostatnich latach w turniejach oldbojów, ale dobrze pamiętam też czasy, kiedy grał w Gwardii Wrocław. Choć paradoksalnie w roli Gwardzistów się minęliśmy, nie graliśmy razem. "Gulczas" to był okaz zdrowia, mocno o siebie dbał po zakończeniu regularnego grania. Kiedy przeczytałem w niedzielę o tym co się stało, zdębiałem. To niemożliwe, pomyślałem w pierwszej chwili, nie on... - mówi Krzysztof Janczak, trener eWinner Gwardia Wrocław.

Roman Gulczyński nie żyje... Bardzo smutne wiadomości obiegły w niedzielę siatkarski świat. Roman Gulczyński, który...

Opublikowany przez EWINNER Gwardia Wrocław Niedziela, 17 stycznia 2021

- Romek to był walczak. Dynamiczny zawodnik, bardzo skoczny, silny. Jego zaletą było też to, że potrafił słuchać bardziej doświadczonych kolegów. Wyciągał szybko wnioski i rozwijał się, przy każdym meczu dając zespołowi coraz więcej. Idealnie wkomponował się w tamtą drużynę Gwardii, która grała w PLS. "Gulczas" był jej ważną częścią. Byliśmy zlepkiem indywidualności, który stworzył naprawdę fajny monolit - mówi Wojciech Szczurowski. Jeden z członków wrocławskiej drużyny, walczącej w dzisiejszej PlusLidze (wtedy Polska Liga Siatkówki) na początku XXI wieku.

Ze sportem we krwi

Gulczyński pomógł również w postawieniu ważnego, sportowego kroku Cuprum Lubin. W 2011 roku wywalczył awans na pierwszoligowy poziom. Trzy lata później zespół z Dolnego Śląska zawitał w PlusLidze. Gulczyński jednak zrezygnował z występów na ogólnopolskim poziomie. - Pamiętam jak ściągaliśmy "Gulczasa" do Lubina. To był dla nas duży transfer, do Cuprum trafiał facet ze sporym doświadczeniem, nawet w PLS. I faktycznie, był liderem. Zawsze otwarty do rozmowy, pozytywnie nastawiony do życia. Pomocny, tworzył świetną atmosferę w drużynie. Po awansie zaczął stawiać na rozwój firmy, współpracował z Kubą Markiewiczem, biznes się fajnie kręcił. Zrozumieliśmy wspólnie, że kursowanie między jego domem, Brzegiem Dolnym, Szczecinem i Lubinem, a przy tym gra w pierwszej lidze, nie ma większego sensu - wspomina były prezes lubińskiego Cuprum, Dariusz Biernat, dodając: - Kiedy tak rozmawiamy i myślę o śmierci Romka, nie mogę sobie tego poukładać. To był zdrowy gość, po prostu brakuje słów...

- Choć nie był kapitanem, zawsze mocno stawał za zespołem. Było kilku młodych siatkarzy, wychowanków i oni nie zarabiali kokosów. Wiem, że mogli się zwrócić do Romka, a on potrafił pomóc w trudnym momencie. Również finansowym. Generalnie jasno mówił o tym co myśli. Nawet jak trener się spóźnił, potrafił to wytknąć. Ale robił to z klasą. Potrafił też szybko rozróżnić, kto mu dobrze, a kto źle życzy. Ale zazwyczaj każdemu dookoła pomagał, tylko nie sobie - dodaje Antosik, który grał z Gulczyńskim w Cuprum.

"Gulczas" świetnie odnajdował się w biznesowych realiach. Rozkręcenie firmy jeszcze w okresie gry w siatkówkę opłaciło się z nawiązką. Gulczyński niedługo później zaczął już działać we własnym biznesie, wspierać wiele sportowych inicjatyw. Dużo dobrego dał siatkówce na Dolnym Śląsku, wspierając m.in. młodzieżową Gwardię Wrocław. W ostatnim czasie mocno zaangażował się również w funkcjonowanie Polskiego Stowarzyszenia Fistballu. Gry łączącej elementy tenisa i siatkówki, w którą zaangażowany jest też były siatkarski reprezentant, Robert Szczerbaniuk.

Memoriał im. Jana Rutyńskiego 2019 w Lubinie. Gulczyński w środku, po jego prawej stronie Antosik (fot. KK Cuprum Lubin)
Memoriał im. Jana Rutyńskiego 2019 w Lubinie. Gulczyński w środku, po jego prawej stronie Antosik (fot. KK Cuprum Lubin)

- Stale związanych z fistballem jest około 20-30 osób w Polsce. Romek mocno pomagał, organizował na przykład zgrupowania reprezentacji w Brzegu Dolnym. Nie było mowy, żeby wziął za to złotówkę, była to dla niego sprawa honorowa. Wiem też, że pomagał w tym sezonie drugoligowej drużynie z Milicza. Romek bardzo cenił życie. I co było niesamowite, nie było dla niego sprawy nie do załatwienia. Potrafił wychodzić ścieżką i po prostu, przekonać kogo trzeba, że warto. Tę energię się czuło i dlatego teraz jest tak ciężko nam wszystkim, którzy go znali - zawiesza głos Antosik.

Męskie łzy

Przyczyny śmierci byłego siatkarza nie są znane. Siatkarskie środowisko jest mocno wstrząśnięte. O śmierci Gulczyńskiego w trakcie transmisji niedzielnego meczu PlusLigi na antenie Polsat Sport, Asseco Resovia Rzeszów - Trefl Gdańsk, poinformował również Jerzy Mielewski.

- Słysząc tę informację w telewizji myślałem, że to jakaś tragiczna pomyłka. Przecież Romek Gulczyński miał jeszcze wiele do zrobienia... Niestety, niedługo później te wieści się potwierdziły - mówi Biernat.

Gulczyński osierocił córkę i syna.

- Z "Gulczasem" można było nie gadać pół roku, a i tak na spotkaniu miałeś z nim super kontakt, jakbyście się widzieli wczoraj. Świetne były nasze spotkania starą paczką Gwardzistów na łódce, robiąc sobie taki "weekendowy rejs po Odrze" – uśmiecha się Szczurowski, dodając: - Rozmawiamy z kolegami z boiska o śmierci Romka i nie potrafimy złożyć jednego sensownego zdania. Naprawdę nie znałem drugiej takiej osoby, o której nikt nie powiedziałby złego słowa. A teraz my, stare chłopy, nie wstydzimy się łez. Bo odszedł świetny człowiek i super kumpel - kończy.

Czytaj także:
Zagraniczne liderki krótkich meczów. Punkty, bloki, asy 16. kolejki Tauron Ligi
Siatkówka. Polacy za granicą: zapracowany weekend Łukasza Wiese, dobry mecz Miłosza Hebdy

Źródło artykułu: