Polska - Niemcy. Restart na pięć setów. Asy w talii Heynena odwróciły losy meczu

PAP / Lech Muszyński / Na zdjęciu: Norbert Huber w ataku
PAP / Lech Muszyński / Na zdjęciu: Norbert Huber w ataku

Polacy przegrywali w Zielonej Górze z Niemcami 0:2, ale gdy na boisko weszli Wilfredo Leon i Bartosz Kurek rywale nie mieli wiele do powiedzenia. W pierwszym międzypaństwowym meczu męskiej siatkówki od początku pandemii Biało-Czerwoni wygrali 3:2.

W tym artykule dowiesz się o:

Ponad pół roku po ostatnim oficjalnym spotkaniu i 281 dni od poprzedniego meczu Biało-Czerwonych temperatura międzynarodowej męskiej siatkówki wreszcie przekroczyła zero stopni. Co prawda ten rok już do końca będzie bardzo chłodny, odczuwalne ocieplenie może nastąpić dopiero w przyszłym sezonie. Tak czy inaczej, długo wyczekiwany restart ukochanej dyscypliny Polaków w jej męskim wydaniu to wydarzenie którym warto się chwalić.

To było co prawda tylko towarzyskie spotkanie, ze skromnym ładunkiem emocjonalnym i bez udziału publiczności (zastąpiło ją około 150 tekturowych awatarów), za to z licznymi sanitarnymi obostrzeniami, jak choćby obowiązek noszenia masek dla wszystkich poza zawodnikami i trenerami. Spotkanie, o którym Artur Szalpuk mówił, że wyznaczanie trendów przez polską siatkówkę jest fajne, ale za rok nikt nie będzie pamiętał, że to starcie Polska - Niemcy w Zielonej Górze, 22 lipca 2020 roku, wznowiło siatkówkę mężczyzn w wydaniu międzynarodowym.

Może za rok rzeczywiście tak będzie, jednak przez najbliższe kilka dni o tym meczu będzie się mówiło w całym siatkarskim świecie. Znów, tak jak po meczach żeńskich reprezentacji Polski i Czech w Wałbrzychu (30 czerwca - 1 lipca) wskażą nas jako wzór. Napiszą, że skoro nam udało się bezpiecznie wrócić do grania, to inni też mogą spróbować.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Malwina Smarzek-Godek i jej nowe hobby

Sam mecz był spektaklem, w którym kilka zwrotów akcji otwarcie zapowiedziano jeszcze przed rozpoczęciem. Trenerzy Vital Heynen i Andrea Giani umówili się na co najmniej cztery sety. Selekcjoner Biało-Czerwonych dużo wcześniej rozpisał role dla swoich graczy na wszystkie cztery tegoroczne spotkania (dwa z Niemcami i dwa z Estonią), a z jego scenariusza na wtorek wynikało, że pierwsze dwa sety zagra grupa młodszych kadrowiczów (Drzyzga, Fornal, Kwolek, Muzaj, Jan Nowakowski, Huber), by potem ustąpić pola bardziej doświadczonym kolegom.

Pierwszy serwis w meczu w absolutnej ciszy wykonał Ruben Schott, pierwszy punkt dla polskiej reprezentacji w 2020 roku zdobył atakiem po prostej Maciej Muzaj. Po tej efektownej akcji Biało-Czerwonych na otwarcie w kolejnych było już sporo błędów. Sam Muzaj zepsuł dwa ataki, brakowało zdecydowania w ataku i dokładności w przyjęciu, przez co Fabian Drzyzga musiał biegać od lewej do prawej strony boiska.
 
A Niemcy? W pierwszym secie spisywali się na tle Polaków zaskakująco dobrze, zwłaszcza jak na zespół wracający na boisko po tak długiej przerwie. Moritz Karlitzek i Simon Hirsch byli trudni do powstrzymania w ataku, w obronie piłki podbijał nawet mierzący 211 centymetrów środkowy Tobias Krick, niemieckie serwisy były mocne i przeważnie celne. To sprawiło, że niemal od początku zespół Heynena miał kilkupunktową stratę do rywali. Gdy w końcówce najpierw Muzaj odbił się od bloku, a w kolejnej akcji Ruben Schott ustrzelił zagrywką Tomasza Fornala Niemcy objęli prowadzenie 22:15 i stało się jasne, że tego seta wygrają. Wygrali bardzo zdecydowanie 25:18.

W drugiej partii gra polskiej drużyny była już trochę lepsza, ale nie na tyle dobra, by oderwać się od Niemców. Kilkukrotnie zawodnicy Heynena wychodzili na dwupunktowe prowadzenie, jednak najczęstszym wynikiem na tablicy wyników był remis. A w decydujących akcjach to nasza ekipa popełniła o jeden błąd więcej - Bartosz Kwolek został zablokowany, rywale zdobyli skromną przewagę, utrzymali ją do końca i wygrali 25:23.

Przed trzecim setem Heynen, zgodnie z przedmeczową zapowiedzią, wymienił aż sześciu graczy - na boisku pojawiły się nasze największe asy - KurekLeon czy Bednorz. Trener Niemców pozostał przy zawodnikach, którzy wygrali dwie pierwsze odsłony, choć szybko zaczął wpuszczać na plac gry zmienników - znanego z występów w Jastrzębskim Węglu Christiana Fromma czy nowego gracza Trefla Gdańsk Moritza Reicherta.

Liderzy polskiego zespołu szybko zepchnęli przeciwników do narożnika. Od stanu 5:3 zdobyli pięć kolejnych punktów, między innymi za sprawą gry blokiem (punkty Leona i Hubera), i od tego momentu mieli pełną kontrolę nad boiskowymi wydarzeniami. Nie ustrzegli się kilku błędów, ale gdy tylko pojawiały się drobne problemy, Grzegorz Łomacz zawsze mógł wystawić do Leona, a ten przeważnie był skuteczny. To on skończył ostatnią akcję seta, w nietypowy dla siebie "łagodny" sposób, i Polacy wygrali 25:17.

Czwarta partia początkowo wyglądała bardzo podobnie do trzeciej, bo nasi zawodnicy cały czas atakowali z wysoka i zbijali piekielnie mocno. Dużą rolę odgrywała też zagrywka - po kolejnych serwisowych bombach Leona i Bednorza Niemcy nie mieli szans na wyprowadzenie regularnych akcji i tracili kolejne punkty. Polacy szybko objęli prowadzenie 9:3, potem było 14:8.

Od tego wyniku Biało-Czerwoni przez kilka minut mieli kłopoty ze zdobywaniem punktów. Przegrali cztery kolejne akcje, a po bloku na Bednorzu Niemcy zbliżyli się na tylko jeden punkt (15:14). I taki bliski dystans pomiędzy walczącymi zespołami utrzymał się już do końca seta. Polacy nie dali sobie jednak wydrzeć zwycięstwa, przy pierwszym setbolu Bednorz ustrzelił serwisem Fromma (25:22) i tym samym wyrównał na 2:2 w setach.

W tie-breaku polski zespół przypomniał o broni, która przez dwa poprzednie sezony prawie nigdy nie zawodziła - o bloku. Dwie punktowe "czapy" Karola Kłosa (w tym jedna jedną ręką) i jedna Bednorza dały mistrzom świata prowadzenie 5:2. Później jeszcze kilka razy nasi siatkarze efektownie zatrzymywali rywali na siatce, atakowali z dobrą skutecznością i dzięki temu utrzymali bezpieczny 4-5 punktowy dystans do samego końca. Wygrali 15:10 i cały mecz 3:2.

W środę Polacy i Niemcy zmierzą się w Zielonej Górze po raz drugi. Później nasi siatkarze zagrają jeszcze dwa mecze z Estonią w Łodzi (26-27 lipca).

Zielona Góra, mecz towarzyski:

Polska - Niemcy 3:2 (18:25, 23:25, 25:17, 25:22, 15:10)

Polska: Fabian Drzyzga, Maciej Muzaj, Tomasz Fornal, Bartosz Kwolek, Norbert Huber, Jan Nowakowski, Damian Wojtaszek (libero) oraz Grzegorz Łomacz, Bartosz Kurek, Wilfredo Leon, Bartosz Bednorz, Karol Kłos, Paweł Zatorski (libero).

Niemcy: Jan Zimmermann, Simon Hirsch, Moritz Karlitzek, Ruben Schott, Tobias Krick, Florian Krage, Julian Zenger (libero) oraz Moritz Reichert, Johannes Tille, Linus Weber, Christian Fromm, Marcus Boehme, Lukas Maase, Anton Brehme, Tim Stohr (libero).

Czytaj także:
Reprezentacja Polski. Konkretny plan na nadchodzące sparingi. "Każdy sobie pogra"
PZPS nie rezygnuje z obecności kibiców na meczach reprezentacji. "Wystąpimy o zgodę na imprezę masową"

Źródło artykułu: