Falasca zmarł nagle dokładnie rok temu - 22 czerwca 2019 roku. Miał 46 lat.
- Pamiętam, że to był dla mnie szok. Nieprawdopodobne, jak czas szybko leci. Już rok bez Miguela - mówi Pliński. Wspomnienie o swoim koledze z boiska, potem trenerze, zaczyna od zwyczajnych rzeczy - od śmiechu Hiszpana, jego donośnym głosie. Od tego, jak kilka jego słów wystarczało, żeby wszyscy w hali "Energia" w Bełchatowie wiedzieli, że Miguel zbliża się do szatni.
- Poza tym jeszcze zawsze będzie mi się z nim kojarzył Rzeszów. Jak mieliśmy tam grać, on z tym swoim fajnym hiszpańskim akcentem mówił, że jedziemy do "Jesiowa" - opowiada utytułowany reprezentant Polski. - Przykro mi, że już nie usłyszę głosu, śmiechu, że nie usłyszę, jak mówi "Jesiów".
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: perfekcyjnie wykonał rzut wolny. Bramkarz bohaterem!
Anastasi, który 13 lat temu do spółki z Falaską sprawił jedną z największych sensacji w historii międzynarodowej siatkówki, mówi z kolei, że to był błyskotliwy umysł, niezwykle inteligentny facet. Dla niego wieloletnia przyjaźń z Hiszpanem w pewnym sensie wciąż trwa - były selekcjoner Biało-Czerwonych w swoim gabinecie w Poggio Rusco ma oprawione w ramkę wspólne zdjęcie z Falascą. - Właśnie na nie patrzę. Wciąż nie mogę się uwierzyć, że mówimy o Miguelu "był" - podkreśla.
Utarł nosa Rosjanom. I to w Moskwie!
Miguel Falasca do Polski trafił dopiero w 2008 roku jako w pełni dojrzały 35-letni siatkarz. Jako gracz zdecydowanie bliższy końca kariery, niż jej początku, ale bez wątpienia z wielką renomą w europejskiej siatkówce. Gracz przez duże G, którego w tamtych latach mogła ściągnąć do PlusLigi tylko znajdująca się u szczytu potęgi PGE Skra Bełchatów. W Bełchatowie znali go zresztą lepiej, niż by chcieli - w poprzednich sezonach Falasca mocno dał się Skrze we znaki w Lidze Mistrzów, gdy grał dla Portolu Drac Palma de Mallorca.
Na długiej liście jego osiągnięć jedno wybijało się wysoko ponad pozostałe - mistrzostwo Europy, wywalczone w 2007 roku z reprezentacją Hiszpanii. Mistrzostwo sensacyjne, bo przed startem turnieju nikt nie postawiłby na ekipę Falaski złamanego grosza. Czołowe europejskie reprezentacje nie chciały grać z nimi sparingów, uważając ich za słabeuszy.
Tymczasem prowadzeni przez Anastasiego Hiszpanie nie dość, że dotarli aż do finału, to jeszcze włożyli w nim rękę do paszczy rosyjskiego niedźwiedzia i wybiwszy kły, wydarli z niej złoto. W Moskwie! Na przekór kilkunastu tysiącom rosyjskich kibiców i sędziemu, który robił, co mógł, żeby wygrali gospodarze.
- Miguel Angel był jednym z dwóch liderów mojej drużyny, obok legendarnego Rafaela Pascuala. I to był fantastyczny lider, przypominał mi pod tym względem Pawła Zagumnego. Bez niego nie zostalibyśmy mistrzami Europy - wspomina Anastasi. - Pokonaliśmy wtedy Rosję 3:2, ale tak naprawdę musieliśmy wygrać pięć setów, bo sędzia był przeciwko nam i dwie partie nam zabrał.
"Andrea, ja jestem spokojny"
Arbiter meczu finałowego doprowadzał wtedy do szewskiej pasji wszystkich hiszpańskich graczy. Falasca nie był wyjątkiem. Miał jednak tę umiejętność, że w ciągu kilku sekund potrafił całkowicie się wyciszyć.
- Pamiętam, że bardzo kłócił się z sędzią i musiałem poprosić o czas. Podszedłem do niego, złapałem go rękami za głowę i powiedziałem "Przestań!". A on spojrzał na mnie i z łagodnym wyrazem twarzy, bardzo opanowanym tonem, odparł: "Nie martw się, Andrea. Wszystko gra, ja się nie denerwuję, jestem spokojny. Tylko z tym sędzią się kłócę". To było dla mnie niesamowite, bo jeszcze chwilę wcześniej Miguel wyglądał na wściekłego, klął i darł się na arbitra. Taką kontrolę nad swoimi emocjami mają tylko najlepsi gracze - podkreśla były selekcjoner reprezentacji Hiszpanii i Polski, teraz trener VERVY Warszawa Orlen Paliwa.
Pomógł Polsce zdobyć mistrzostwo świata
W Bełchatowie Falasca szybko odcisnął swoje piętno na grze najlepszej wówczas polskiej drużyny klubowej. - Jak Miguel przyszedł do Bełchatowa, potrzebowaliśmy kilku miesięcy, żeby się dotrzeć. Jednak jak już się dotarliśmy, rozumieliśmy się bez słów - wspomina Pliński. - To był gracz zespołowy, wszystko robił pod drużynę. Potrafił się dostosować i dogadać z każdym, byle tylko nasza drużyna wygrywała. Do tego profesjonalista pełną gębą, żył siatkówką 24 godziny na dobę. No i świetnie się prowadził, nawet w wieku 40 lat miał ciało 25-latka.
Były środkowy PGE Skry i reprezentacji Polski mówi też o zasługach Falaski dla reprezentacji Polski. Kto wie, czy gdyby nie urodzony w Argentynie Hiszpan Biało-Czerwoni zdobyliby w 2014 roku mistrzostwo świata. Dlaczego? To właśnie przy nim Mariusz Wlazły, MVP tamtego turnieju, nauczył się atakować z szybkich piłek.
- Wcześniej wszyscy uważali, że do Mariusza nie można grać na drugą linię szybko lub bardzo szybko. Dostawał wolniejsze, podwieszone piłki. Miguel to zmienił. Mariusz najpierw nie mógł się przekonać do tej tak zwanej "szprycy". Ale Falasca, który miał genialne odbicie do tyłu, bardzo szybkie, długo go przekonywał i w końcu mu się udało. Wlazły dzięki niemu rozwinął się jako zawodnik i kilka lat później został mistrzem świata, grając z Pawłem Zagumnym właśnie tak, jak wcześniej z Miguelem - opowiada Pliński, obecnie komentator Ligi Mistrzów w telewizji CANAL+.
Najlepsza Skra Bełchatów w historii
Jako zawodnik Falasca zdobył ze Skrą trzy tytuły mistrza Polski (2009, 2010, 2011), trzy razy Puchar Polski (2009, 2011, 2012), zajął 2. i 3. miejsce w Lidze Mistrzów (2012 i 2010). W 2012 roku wyjechał do rosyjskiego Uralu Ufa, ale nie na długo. Po jednym sezonie wrócił do Bełchatowa, ale już jako trener. I świetnie się sprawdził w nowej roli - w swoim debiutanckim sezonie odzyskał dla Skry tytuł mistrzowski po trzech latach przerwy.
- Moim zdaniem w sezonie 2013/2014 Skra Bełchatów pod wodzą Falaski grała najlepszą siatkówkę w swojej historii. I to była zasługa Miguela. Nie miał łatwego zadania, bo musiał posadzić na ławce zawodników, którzy liczyli na grę w pierwszej szóstce. Jednak potrafił sprawić, że każdy czuł się potrzebny i akceptował swoją rolę - zaznacza Pliński.
"To on powinien zostać trenerem Polaków"
Zdaniem wicemistrza świata z 2006 roku Hiszpan mógł być nawet najlepszym trenerem siatkówki w Europie. Doskonale czytał grę, ciągle coś analizował, szukał nowych rozwiązań, detali, które mogą poprawić grę drużyny. No i potrafił dogadywać się z ludźmi, przede wszystkim nie był fałszywy. Nie mówił zawodnikom tego, co chcieli usłyszeć. Mówił im prawdę - chwali zmarłego przed rokiem kolegę Pliński.
Pięciokrotny mistrz Polski w barwach Skry do dziś uważa, że w 2014 roku to nie Stephane Antiga, a właśnie Miguel Angel Falasca był najlepszym kandydatem na stanowisko selekcjonera Biało-Czerwonych. - Powiedziałem to wtedy i podtrzymuję do teraz. Miguel miał zdecydowanie większy potencjał niż Antiga. To on powinien był zostać wtedy trenerem polskiej kadry.
Wstrząsająco bolesna wiadomość
Polski Związek Piłki Siatkowej zaufał jednak Antidze, Falasca dalej pracował w Skrze. Do 2016 roku, gdy odszedł do włoskiej Monzy. Jednak nawet gdy pracował już gdzie indziej, nasze siatkarskie środowisko wciąż traktowało go jak swojego. Tacy już jesteśmy, że na obcokrajowców, którzy spędzą u nas wiele lat - zwłaszcza tych bardzo dobrych - patrzymy z serdecznością i sentymentem. Stają się dla nas bardziej nasi, niż obcy. Dlatego wiadomość z 22 czerwca 2019 roku dla całej polskiej siatkówki była wstrząsająco bolesna.
Tego dnia Miguel Angel Falasca brał udział w uroczystościach ślubnych jednego z członków swojego sztabu szkoleniowego z Monzy. Późnym wieczorem poczuł się źle, poszedł do swojego pokoju w hotelu. - Gdy weszła tam jego żona Esther, nie mogła wyczuć oddechu męża. Pobiegła po Daniela Lecounę (trenera przygotowania fizycznego, z którym współpracował Falasca - przyp. WP SportoweFakty), a ten stwierdził, że Miguel niestety zmarł - opowiada Anastasi. Przyczyną śmierci był atak serca.
Polska siatkówka pamięta
- Dla mnie to był wielki szok. Moja pierwsza myśl: "Dlaczego tak szybko?" - zdradza Pliński. Zaraz potem pomyślał o rodzinie zmarłego. - Oni się tak kochali. Syn Daniel i córka Sara byli bardzo za ojcem. Przychodzili na treningi, na mecze. Rodzice i dzieci często są ze sobą zżyci, ale miałem wrażenie, że ich więź była szczególne silna. Martwiłem się, jak sobie poradzą bez niego. Mam nadzieję, że wszystko u nich w porządku - mówi z obawą w głosie utytułowany polski siatkarz. Gdy za Anastasim przekazujemy mu, że rodzina Falaski ma się dobrze, obawę zastępuje ulga.
- Nie jestem w bliskim kontakcie z rodziną Miguela, ale od czasu do czasu wymieniam wiadomości z jego żoną. Wiem, że sobie radzą. Mieszkają w Maladze, tak jak cała rodzina Miguela, mają tam dom - opowiada były selekcjoner reprezentacji Polski.
W Polsce Falasca zawsze będzie wspominany z wielkim szacunkiem jako siatkarz europejskiego formatu i bardzo dobry trener. Na starcie poprzedniego sezonu ten szacunek pokazała PlusLiga i wszystkie jej kluby. Każdy mecz 1. kolejki rozgrywek zaczynał się od minuty ciszy ku pamięci Hiszpana. PGE Skra Bełchatów zastrzegła numer 10, z którym Falasca występował. Zawieszono go także pod sufitem bełchatowskiej hali "Energia".
Czytaj także:
Kinga Wojtasik: Nasza codzienność przestała istnieć. Ten sezon będzie dla nas pusty [WYWIAD]
PlusLiga. Transfery. MKS Będzin i Cuprum Lubin odkryły kolejne karty. Paweł Woicki pożegnał Indykpol AZS Olsztyn