PlusLiga. Przed Asseco Resovią Rzeszów świetlana przyszłość? Fabian Drzyzga: Klub ma ciekawe pomysły [WYWIAD]

Newspix / Adam Starszynski / Na zdjęciu: Fabian Drzyzga
Newspix / Adam Starszynski / Na zdjęciu: Fabian Drzyzga

- Dlaczego podpisałem dwuletni kontrakt z Asseco Resovią? Rozmowy były konkretne i klub ma ciekawe pomysły na przyszłość. Został przedstawiony plan, który zaakceptowałem - mówi WP SportoweFakty Fabian Drzyzga.

Sebastian Zwiewka, WP SportoweFakty: Niespodziewanie wraca pan po trzech latach do Asseco Resovii Rzeszów. Dlaczego zdecydował się pan na powrót?
Fabian Drzyzga, od następnego sezonu zawodnik Asseco Resovii Rzeszów

: Być może wygląda to na zaskakujący ruch, ale trzeba spojrzeć trochę z innej strony. Zobaczmy, jak wygląda rynek i co się dzieje na świecie. Koronawirus odwrócił wszystko do góry nogami. Z biegiem czasu wyszło tak, że oferta z Rzeszowa okazała się najlepsza pod względem sportowym. Długo się nad nią nie zastanawiałem.

Rozmawiał pan już z trenerem Alberto Giulianim?

Jeszcze nie rozmawialiśmy. Na razie mieliśmy tylko kontakt SMS-owy. Dostałem informację, że w przeciągu kilku dni trener do mnie zadzwoni i na spokojnie porozmawiamy.

ZOBACZ WIDEO: Minister sportu odpowiada na słowa Michała Kubiaka. Jak będzie trenować reprezentacja siatkarzy?

W sezonie 2020/2021 powalczycie o mistrzostwo Polski? Rzeszowski klub chciałby jak najszybciej wrócić na szczyt.

Ostatnio z wynikami nie było najlepiej. Myślę, że rozmowa o celach jest trochę przedwczesna. Wszyscy musimy spotkać się na pierwszym treningu - mam na myśli całą drużynę, trenerów oraz prezesów. Dopiero wtedy przyjdzie odpowiedni moment na dyskusję. Na pewno będziemy się bić o to, żeby gra wyglądała znacznie lepiej niż miało to miejsce w poprzednich rozgrywkach.

Wcześniej wspominał pan o innych propozycjach. Jakie miał pan jeszcze opcje do wyboru?

W ostatnim czasie pojawiły się dwie oferty z ligi włoskiej i jedna z ligi tureckiej. Będąc zawodnikiem Lokomotiwu Nowosybirsk skupiałem się tylko na tym, co mamy do zrobienia w danym momencie i nie zastanawiałem się, gdzie będę grał w przyszłości. Później jeszcze wybuchła epidemia koronawirusa. Powiem szczerze. Jeszcze półtora tygodnia temu byłem na 99 procent przekonany, że nie wrócę do Polski. A jednak wyszło jak wyszło.

Koronawirus odbił się na gospodarce. We Włoszech sytuacja jest tragiczna, więc kluby z tego kraju raczej nie oferują teraz dużych pensji.

Na pewno proponują mniejsze pieniądze. Nie mam jednak wiedzy na ten temat z pierwszej ręki, tylko trochę czytam doniesienia medialne. Któryś z chłopaków mówił, że w tej chwili nie wygląda to kolorowo. Takie kluby jak Leo Shoes Modena czy Cucine Lube Civitanova muszą obcinać kontrakty, więc kryzys dotknął nawet najbogatszych i najlepsze ligi na świecie. Trzeba szanować to, co się ma i podejmować decyzje w mgnieniu oka, bo później oferty mogą zniknąć, jeśli nie będzie tylu pracodawców, co przed pojawieniem się wirusa.

Podpisał pan dwuletni kontrakt. Co zaważyło na pana decyzji?

Konkretne rozmowy i ciekawe pomysły na przyszłość. Został przedstawiony plan, który zaakceptowałem. Doszliśmy również do porozumienia odnośnie warunków finansowych. Bardzo cieszę się, że wróciłem do Rzeszowa, ponieważ w tym mieście mam z rodziną wszystko poukładane - mieszkaliśmy tutaj cztery lata, więc są znajomi, a także mieszkanie. Przez trzy lata musieliśmy się pakować, kombinować, wyjeżdżać, a teraz mamy duży spokój. Naprawdę jest to dla nas ważne - dla osób, które rzadko ruszają się z domu mogą to być błahostki. Ułatwiliśmy sobie życie.

Pamięta pan rzeszowskich kibiców?

Oczywiście, że pamiętam doping i oprawy w trakcie meczu - były niesamowite i niepowtarzalne. Nie mówię tak tylko dlatego, że podpisałem umowę z Asseco Resovią. Naprawdę robiły na mnie wrażenie. Lubię wspominać te wspaniałe lata, biliśmy się z najlepszymi nie tylko w Polsce, ale w całej Europie. Fani zawsze nas wspierali i pomagali, ale również sporo wymagali. Zdarzały się pojedyncze gwizdy, gdy mieliśmy dwa słabsze spotkania. Rzeszowscy kibice są wymagający i przyzwyczajeni do sukcesów. Ostatnie lata nie były dla klubu udane, jednak należy powoli odbudowywać zaufanie. Mam nadzieję, że klub będzie podążał w prawidłowym kierunku i kibice będą z nami na dobre i na złe. W tym momencie ciężko przewidzieć, kiedy wrócą do hali. Oby jak najszybciej, choć trzeba zachować zdrowy rozsądek.

W ostatnich latach działacze Asseco Resovii sprowadzali znane nazwiska, ale boisko brutalnie zweryfikowało ich plany. Nie obawia się pan, że teraz będzie podobnie?

Takie ryzyko jest zawsze podejmowane. Przed sezonem nie da się zagwarantować mistrzostwa Polski, miejsca w czwórce czy utrzymania. Nazwiska to jedno. Najważniejsza jest jednak budowa składu, stabilizacja, "team spirit", a to akurat ciężko zbudować. Kupno pięciu zawodników i gra o najwyższe cele? To nie takie proste. Droga do miejsca na podium jest bardzo długa. Mam nadzieję, że trener, właściciel i prezes zdołają dobrze poukładać te klocki.

Ale raczej pan przyzna, że jest to idealny moment na przebudowę. Przedostatnie miejsce w PlusLidze to ogromny zawód.

To był fatalny sezon. Nie można go nawet nazwać słabym, bo dla takiego klubu słabym wynikiem jest miejsce w środku tabeli, a nie przedostatnie. Władze szybko zareagowały. Myślę, że ruchy były potrzebne. Cieszy, że firma Asseco na czele z Adamem Góralem postanowiła wierzyć w ten klub i dalej inwestować środki finansowe. Przyszłość widać w jasnych barwach. Musimy pamiętać, że co roku na rzeszowski zespół są przeznaczane duże pieniądze. Trzeba to szanować i starać się, aby wszystko działało na najwyższym poziomie. Damy z siebie 100 procent.

Taki klub jak Asseco Resovia zasługuje na miejsce w ścisłej czołówce.

W sporcie nic nie ma za zasługi. Wierzę jednak, że pokażemy cierpliwość, dołożymy dobrą pracę i postawione fundamenty przyniosą w przyszłości jakieś efekty. Nikt nie zagwarantuje odpowiedniego wyniku w pierwszym czy też w drugim roku wspólnej pracy. Trzeba patrzeć przyszłościowo. Jeśli wszystko będzie miało ręce i nogi, to powinno pójść to w dobrą stronę. Najważniejsza jest budowa zespołu z głową, czyli kosmetyczne zmiany. Siatkówka lubi stabilizację.

Grał pan w Olympiakosie Pireus oraz w Lokomotiwie Nowosybirsk. Jaki to był okres w pana karierze?

Mogę powiedzieć, że był to dla mnie dobry czas. Nie narzekam, jeśli spojrzę na wyniki sportowe czy też na doświadczenia życiowe, które zebrałem wraz z moją rodziną. Poznaliśmy dwa różne klimaty, bo była gorąca Grecja i bardzo chłodna Syberia. Dzięki temu doświadczeniu dużo bardziej doceniamy życie w spokojnej Polsce. Wiele nauczyliśmy się przez te trzy lata, złapaliśmy sporo dystansu. Wspominamy ten czas jednak tylko i wyłącznie pozytywnie. Nie wykluczam następnego wyjazdu za granicę. Wszystko jest możliwe, absolutnie się do tego nie zraziliśmy.

A co wspomina pan najlepiej?

Poznanie ludzi innych kultur. Mam kontakt na świeżo z niektórymi chłopakami z Nowosybirska. Jeszcze bliżej jestem z Marko Ivoviciem, który grał ze mną łącznie przez cztery sezony i to w różnych klubach. To są kontakty z ludźmi, których raczej nigdy bym nie spotkał, gdybym nie wyjechał z kraju. Fajne i miłe rzeczy. Miałem też okazję zobaczyć, jak wyglądają ligi od środka - rosyjska zawsze mnie interesowała. Zobaczyłem, jak wygląda i z czym to się je. Wyjazd nie jest niczym strasznym. Wcześniej słyszałem, że człowiek może sobie nie dać rady. Na moim przykładzie widać inaczej. Jak się chce, to można przyzwyczaić się do wszystkiego.

Jest pan już spełnionym sportowcem? Świętował pan mnóstwo sukcesów - trzy mistrzostwa w trzech różnych ligach, wspaniałe osiągnięcia z reprezentacją. Do pełni szczęścia brakuje chyba tylko olimpijskiego złota.

Trzeba mieć marzenia, bo to one motywują do ciężkiej, codziennej pracy. Moim największym jest złoto na igrzyskach olimpijskich, ale zawsze też mówiłem, że chciałbym zagrać kiedyś w lidze brazylijskiej i japońskiej. Ale nie wiem, czy uda się to zrealizować. Japonia? Może być bardzo ciężko. Chyba że zmienię pozycję. A tak zupełnie na poważnie, to wszystko jest możliwe. Mój wiek na pozycji rozgrywającego jeszcze nie jest taki zły. Jeżeli zdrowie pozwoli, to mam przed sobą jeszcze kilka ładnych lat gry.

Obserwował pan regularnie zmagania w PlusLidze? Czy czas panu na to nie pozwalał?

Śledziłem rozgrywki na tyle, ile mogłem. Na przeszkodzie mogło stać kilka rzeczy: internet, sam przecież występowałem w spotkaniach, czy też strefy czasowe. Będąc w Rosji chętnie obejrzałoby się mecz, ale była pora spać. Jak mam możliwość, to chętnie oglądam siatkówkę, bo interesuję się tym sportem. Z informacjami byłem na bieżąco. Koledzy też trochę opowiadali - oko i ucho przystawiłem, żeby zobaczyć lub usłyszeć, co dzieje się w PlusLidze.

Poziom rozgrywek się poprawił?

W ostatnich latach poziom był bardziej wyrównany. Czy się poprawił? Ciężko to stwierdzić, raczej była tendencja, że nie zatrudniano zbyt dużo gwiazd. Włosi i Rosjanie przebijali oferty. Być może teraz rynek się trochę zmieni z powodu koronawirusa i kilka stabilnych polskich klubów pozyska mocniejsze nazwiska. Wtedy będzie jeszcze ciekawiej. Jeżeli dojdą do skutku transfery, o których się mówi, to PlusLiga wskoczy na wyższy poziom.

Marcin Komenda nie odda łatwo pola. Rywalizacja o miejsce w składzie może wam tylko pomóc?

Decyzje podejmuje trener. Ja jestem tylko od tego, aby dawać z siebie 100 procent i prezentować się jak najlepiej - zarówno na treningu, jak i na boisku. Rywalizacja powinna działać na korzyść wszystkich zawodników, lecz w pewnym momencie trzeba zaufać grupie, z którą można dojść do sukcesu - ci zawodnicy biorą na swoje barki ciężar oraz odpowiedzialność. Drużyna buduje się w najtrudniejszych momentach. Niezwykle ważne jest też to, że siatkarz ma swoją rolę do wykonania i nie musi zabijać się na każdym treningu, bo wtedy brakuje werwy i sił na boisku.

Odpoczynek od czasu do czasu powinien się przydać. Igrzyska przełożono na 2021 rok, więc pewnie znowu mecze w PlusLidze będą rozgrywane w systemie środa-sobota.

Z tego co słyszałem, to sezon ma skończyć się w połowie kwietnia. Okres reprezentacyjny ruszy w połowie maja, dlatego będzie czas, aby trochę odetchnąć i zregenerować siły. Nie mam większego problemu z przystosowaniem się do systemu środa-sobota. Nie są to obciążenia, które zwalają z nóg.

Kiedy przyjechał pan do Polski? Strzelam, że prosto do Rzeszowa.

Jakoś na początku kwietnia. Siedzimy w Rzeszowie - w tym mieście żyje się nam bardzo dobrze i niczego więcej nie potrzebujemy. Jak zjawiliśmy się w Polsce, to od razu tutaj przyjechaliśmy.

Nie nudzi się pan w tym okresie? Możliwości mamy bardzo mało.

W ogóle nie narzekam na nudę. Z tego negatywnego okresu dla całego świata staram się wyciągać pozytywy. Nie pamiętam, kiedy miałem tak dużo czasu dla swojej rodziny, czyli dla żony i córki. Siedzimy spokojnie w domu i nie zastanawiam się, co mam zrobić, aby znaleźć dla nich chwilę. Korzystamy z tego pełnymi garściami. Mam nadzieję, że taka epidemia już więcej się nam nie przytrafi, ale ciężko będzie o tyle wolnego czasu w przyszłości. Spędzamy miło czas, ale na świecie dzieją się bardzo złe rzeczy.

Zobacz takżeSiatkówka. PlusLiga bez GKS-u Katowice? "Będziemy o to wnioskować"
Zobacz takżeKoronawirus. Włochom wolno więcej. Andrea Anastasi wreszcie odwiedził mamę. "Byliśmy jak Romeo i Julia"

Źródło artykułu: