- Zrozumiałem, że nie mogę się przejmować tym, że w święta nie ma mnie z najbliższymi. Taka jest nasza praca. Jak skończę karierę, to będę miał na to czas. Teraz mówię ze spokojem, ale na początku było mi ciężko - opowiada ze smutkiem Milan Katić.
Przyjmujący PGE Skry Bełchatów podczas klubowej wigilii "testował" tradycyjne potrawy wigilijne. Nie był to jednak jego pierwszy raz, miał z tym już do czynienia w poprzednich latach. - Jako obcokrajowiec cieszę się z waszego święta, respektuję je. W tym roku w tym terminie byłem w Serbii, bo dostaliśmy kilka dni wolnego. Jednak w "swoje" święta znów nie mogłem być z rodziną - tłumaczy. Tym razem wylądował z PGE Skrą w Perugii.
- W Serbii nie musi być dwunastu potraw na stole, ale mamy swoje specjały. Nie ma też tradycji obdarowywania wszystkich prezentami. Podarki przygotowujemy głównie dla najmłodszych. Najważniejsza jest rodzina i to, że jesteśmy razem - podkreśla Katić.
ZOBACZ WIDEO Kwalifikacje olimpijskie Tokio 2020. Jacek Nawrocki: Nie traktowaliśmy sparingów jako selekcji
W poprzednich latach serbski siatkarz święta spędzał w Bełchatowie. - Staramy się w tych dniach spotykać w naszym-serbskim gronie. Dwa lata temu zaimprowizowaliśmy kolację ze Srećko Lisinacem i Aleksandarem Nedelijkoviciem - wspomina.
Inaczej sprawa ma się z sylwestrem i Nowym Rokiem. Wyznawcy prawosławia świętują je po prostu... dwukrotnie.
Djoković, Jokić i siatkarze
Serbscy siatkarze po wygranej w ME 2019 do kraju wrócili w glorii chwały, witały ich tłumy. - Ostatni sezon w siatkówce był dla nas bardzo dobry. Dziewczyny od lat grają na wysokim poziomie, a my od dłuższego czasu utrzymywaliśmy się w czołówce. Jednak od Ligi Narodów 2016 czegoś nam brakowało, w końcu ponownie pokazaliśmy swój potencjał zdobywając złoto mistrzostw Europy - mówi Katić.
- Wiodącą dyscypliną w Serbii jest jednak piłka nożna, siatkówka zawsze jest w jej cieniu. Oczywiście jesteśmy doceniani, ludzie widzą, że wkładamy serce w naszą grę - dodaje.
Największą wizytówką ostatnich lat jest jednak Novak Djoković. Tenisista, który przez długi czas był liderem rankingu ATP i wygrał 16 turniejów wielkoszlemowych. - Będzie naszą legendą już na zawsze. Aktualnie na pewno jest naszym najlepszym sportowcem. Teraz uwagę zwraca się też na Nikolę Jokicia, który występuje w NBA - tłumaczy.
Przypadek odmienił życie
Sam Katić w dzieciństwie wolał piłkę nożną, trenował ją przez 15 lat. Przez brak paszportu nie mógł pojechać na turniej w Grecji, w którym uczestniczył jego zespół. Zamiast zagranicą, wylądował u brata. Ten zabrał go na trening siatkówki, a trener pochwalił jego umiejętności. Po dwóch tygodniach przekonał się do nowej dyscypliny i kiedy wrócił do domu, oznajmił rodzicom, że chce teraz grać w siatkówkę. Byli w szoku.
- Piłka nożna nadal pozostała w moim sercu. W Serbii kibicuję Crvenej Zvezdzie, a poza tym Arsenal jest moją ulubioną drużyną - opowiada Katić.
Czytaj też:
-> Kwalifikacje olimpijskie Tokio 2020. Bułgaria dobiła Serbów. Igrzyska olimpijskie bez mistrzów Europy
-> Dominika Pawlik: Fatalny kalendarz meczów dla Polek? Takie prawo gospodarza (komentarz)
W swojej karierze grał w swojej ojczyźnie, a potem również w Turcji i stamtąd trafił do Polski. Najpierw przez rok walczył w Bydgoszczy, a następnie przeniósł się do Bełchatowa. Odgrywał także rolę w kadrze, Nikola Grbić nie pomijał go przy powołaniach. Dopiero nowy trener Slobodan Kovac uznał, że nie widzi w zespole dla niego miejsca.
Bałkańska mafia w Polsce
Choć Katić mocno jest związany ze swoim krajem i kolegami z reprezentacji, uznał, że musi po prostu skupić się na PGE Skrze. - Kocham ten klub, ludzi, których tu pracują. Gdybym tak dobrze się tu nie czuł, to nie podchodziłbym do meczów tak emocjonalnie. Nie zawsze wychodzę w szóstce, wiadomo, że chciałbym zawsze grać. Z drugiej strony jest wielu zawodników, którzy chcieliby być na moim miejscu - mówi.
O Serbach żartuje się, że w Polsce są jak bałkańska mafia. W samej PGE Skrze od wielu lat w składzie jest przynajmniej jeden Serb. - Atanasijević, Brdjović, Cupković, Stanković - wylicza Katić. - Vincić - to Słoweniec, ale on jest jak brat. Dalej Lisinac, Nedeljković, ja i teraz Petković, to długa lista. Dobrze się tu czujemy. Ludzie cały czas pamiętają o tych, którzy już przestali grać w Bełchatowie, chciałbym, żeby ze mną było podobnie - zapewnia.
- Zdarza się, że ktoś, kogo nie znam mówi do mnie "brate, co słychać", to bardzo miłe. Brate w dosłownym tłumaczeniu oznacza brat. U nas to pozytywna rzecz, tak mówi się o kimś, z kim nadaje się na tych samych falach. Bywa, że po tym słowie jesteśmy rozpoznawani - śmieje się.
Przyjazne nastawienie, radość na boisku i ogromne serce do gry sprawiają, że polscy kibice uwielbiają Serbów. Widać to choćby podczas ich występów w Polsce. Na doping we wszystkich meczach, poza starciami z Biało-Czerwonymi, zawsze mogą liczyć.