W kilka miesięcy z obiecującej juniorki stała się filarem kadry. "Trzeba w każdej sytuacji pozostać człowiekiem"

WP SportoweFakty / Justyna Serafin / Na zdjęciu: Magdalena Stysiak
WP SportoweFakty / Justyna Serafin / Na zdjęciu: Magdalena Stysiak

Magdalena Stysiak wraz reprezentacją Polski za niespełna tydzień stanie przed ostatnią szansą wywalczenia biletów do Tokio. - Każda z nas wie jaka jest stawka, a każdy sportowiec marzy o tym, by pojechać na igrzyska - mówi Magdalena Stysiak.

[b]

Piotr Woźniak, WP SportoweFakty: W ostatnich miesiącach przechodzi pani prawdziwą szkołę życia. W wieku 19 lat jest pani jedną z czołowych atakujących najlepszej ligi świata. W kadrze jednak pani rola jest nieco inna. [/b]

Magdalena Stysiak, przyjmująca reprezentacji Polski: Czy jest to szkoła życia? To trochę za dużo powiedziane. We Włoszech bardzo szybko się odnalazłam, super się tam czuję, mam wkoło siebie fantastyczne dziewczyny, w zespole zbudowałyśmy świetną atmosferę. Bardzo się cieszę, że dostałam możliwość grania, bo według mnie dla zawodniczki w moim wieku i na obecnym etapie kariery, jest to najważniejsze. Różnica jest taka, że w klubie, przez ostatnie cztery miesiące, gram cały czas na ataku, a tutaj wracając na kadrę muszę szlifować przyjęcie. Uważam, że siatkówką obecnie idzie w taką stronę, że zawsze lepiej dla siatkarki, gdy potrafi więcej i jest bardziej wszechstronna. Takie jest moje zdanie. Jeśli chodzi o mnie to widzę, że mam jeszcze spore rezerwy jeżeli chodzi o obronę i grę w szóstej strefie.

W minionych miesiącach w mediach raczej królowały niepokojące informacje odnośnie polskiej kadry. Tymczasem zapomina się o tym, jak długo nasza reprezentacja musiała czekać, by znaleźć się w najlepszej czwórce europejskich ekip. Należy o tym przypominać?

Tak, zdecydowanie, bo był to bardzo udany rok dla polskiej siatkówki. Nie możemy o tym zapominać. Nastawienie przed turniejem w Holandii jest bojowe, jedziemy walczyć i pokazać swoją najlepszą grę. To będzie klucz do tego, by powalczyć o zwycięstwo. Żadna z drużyn nie jest tutaj bez szans. Czas pokaże, co uda nam się osiągnąć. Każda z nas wie jaka jest stawka, a każdy sportowiec marzy o tym, by pojechać na Igrzyska.

Bułgarki, Holenderki i Azerki to wasze rywalki w fazie grupowej turnieju w Apeldoorn. Która z tych drużyn pani zdaniem będzie najtrudniejszym rywalem "do przejścia"?

Nie możemy lekceważyć żadnego przeciwnika. Tutaj nie ma ekipy, która zdecydowanie odstaje od reszty stawki, a turniej jest krótki. Wiem, od mojej koleżanki z zespołu (Lonneke Sloetjes - przyp.red.), że Holenderki się nas obawiają i vice-versa. Przyjaźnimy się, ale na boisku nie będzie tego widać. To może być jedno z trudniejszych starć, ale na razie to tylko gdybanie.

ZOBACZ WIDEO: Stacja Tokio. Piotr Małachowski zdradził, co będzie robił po zakończeniu kariery

Szczególnie, że w hali na pewno zrobi się "pomarańczowo".

Mam nadzieję, że nasza publiczność także nie zawiedzie. Do Holandii nie jest aż tak daleko z Polski więc liczę na to, że nasi kibice również się tam pojawią.

Wspomniała pani już o Lonneke Sloetjes, z którą w klubie rywalizuje pani na pozycji prawoskrzydłowej. Przed sezonem pewnie mało kto przypuszczał, że po 13. kolejce spotkań Serie A to młoda debiutantka z Polski będzie miała na swoim koncie 167 zdobytych punktów, a Holenderka 94.
 
Jesteśmy traktowane dokładnie tą samą miarą, choć różni nas dziesięć lat. Ostatnio organizowałyśmy nawet taką łączoną imprezę urodzinową, bo mamy urodziny w zbliżonym okresie i nazwałyśmy ją "10 lat". Było śmiesznie, ponieważ obie mamy do siebie spory dystans. Między nami jest jednak tylko i wyłącznie rywalizacja sportowa. "Lonnie" bardzo często dużo mi podpowiada, kiedy jestem na boisku. Ja staram się również dzielić się z nią swoimi obserwacjami. Gra ta z nas, która jest w lepszej dyspozycji, na tym polega siatkówka.

Czy w aklimatyzacji w zespole Savino Del Bene Scandicci pomogła pani Agnieszka Kąkolewska, która już zna realia panujące w Serie A?

Tak. Dla Agnieszki jest to drugi rok gry we Włoszech, choć przed sezonem Aga zmieniła klub. Powiem szczerze, że szybko zaprzyjaźniłam się też z dwiema Serbkami, które występują w Savino Del Bene Scandicci. Umiem Serbski, więc było mi o to bardzo łatwo. Już teraz z ręką na sercu mogę powiedzieć, że z każdą z zawodniczek mogę porozmawiać niemal na każdy temat. Zaskoczyła mnie Meksykanka, Samantha Bricio, to naprawdę szalona dziewczyna, w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Przed przyjazdem do Włoch w życiu bym nie powiedziała, że jest to taki wulkan energii.

Pamiętam, że trafiając do drużyny Grot Budowlanych Łódź z klubu z Polic była pani dość nieśmiała. Zupełnie nie przypominała tej Magdaleny Stysiak, która po wygranej w Łodzi z Włoszkami pewna siebie odpowiadała na pytania dziennikarzy. Psychicznie czuje się pani silniejsza?

Mentalnie zyskałam przez ten rok bardzo dużo. Po odejściu z Chemika i tej "aferze" byłam trochę wycofana. Nie zmienia to jednak faktu, że ja z natury zawsze byłam i jestem otwartą osobą. Nigdy nie miałam trudności z nawiązywaniem kontaktów i to pomogło mi kiedy wyjechałam do Włoch. Może wtedy w Łodzi tak mogło się panu wydawać, ale kieruję się tym, że nieważne kim się jest i gdzie się jest - trzeba w każdej sytuacji pozostać "człowiekiem".

Te ostatnie dwa lata spina ładna klamra. Po zdobyciu brązowego medalu mistrzostw Europy w juniorkach, również w Turcji zagrała pani o brąz europejskiego czempionatu. Ile pozostało z tej Magdaleny Stysiak, która debiutowała w biało-czerwonych barwach?

Myślę, że cały czas jestem tą samą Magdą Stysiak. Poza tym, że zebrałam trochę więcej doświadczenia boiskowego, staram się więcej myśleć na parkiecie. Może co najwyżej przybyło mi jeszcze ze 4 centymetry wzrostu więcej.

Zobacz również:
Dolewanie oliwy do ognia. Historia absurdalnej afery w reprezentacji siatkarek
Rok 2019 dobry dla polskiej siatkówki

Źródło artykułu: