Treść słynnego już listu, napisanego przez polskie siatkarki do działaczy PZPS, powstała we wrześniu. Nieco wcześniej Biało-Czerwone mogły triumfalnie ogłosić odrodzenie drużyny narodowej. Trudno było z tym faktem polemizować, skoro z pozycji przeciętniaka, po wielu latach wycieńczających bojów, powróciliśmy do czołówki Starego Kontynentu. Czwarte miejsce na mistrzostwach Europy, biorąc pod uwagę wcześniejszy awans do Final Six Ligi Narodów, było tym bardziej zasłużone, że osiągnięte po wyczerpującym sezonie. To nie tylko świadczyło o jakości, ale i dojrzałości grającego zespołu. Trudno uwierzyć, że kilka miesięcy później, ktoś próbuje wspomniane osiągnięcia zdyskredytować.
Publikowanie informacji, które powinny pozostać w ściśle określonym gronie, już samo w sobie jest naganne. Nie potępiam dziennikarzy, którzy ujawnili konflikt na linii siatkarki - sztab szkoleniowy, wszak to część pracy mediów. Pozostaje jednak zastanowić się nad tym, czym kierował się ktoś, kto zdecydował się na doniesienie? Wydaje się, że korzyści finansowe okazały się ważniejsze od ogólnonarodowego dobra, a takim w ostatnim czasie okazała się reprezentacja Polski siatkarek. Po wielu latach żeńska ekipa mogła spoglądać na swoich kolegów nie z zazdrością, ale z nadzieją, że w niedługim czasie może im dorównać. Może nie od razu walcząc o mistrzostwo świata, ale medale najważniejszych imprez wydawały się w zasięgu. Celowo używam czasu przeszłego, ponieważ w obecnej sytuacji trudno sobie wyobrazić, że dobra passa może być kontynuowana.
Nic nie ujmując trenerowi Jackowi Nawrockiemu, ostatecznie to zawodniczki przez lata realizowały plan szkoleniowca i to one są przede wszystkim autorkami sukcesów ostatnich lat. Sam trener w swoich wypowiedziach również tego nie ukrywa, choć oczywiście jego zasług nie należy pomijać. Zaskakująca w całej sytuacji wydaje się reakcja władz PZPS. Z wypowiedzi prezesa Jacka Kasprzyka można bowiem wywnioskować, że uzyskane w ostatnich latach wyniki to głównie zasługa selekcjonera i członków sztabu. Jeden z nich stał się zresztą przyczyną protestu ze strony zawodniczek. Trudno się dziwić, nie jest bowiem łatwo budować zaufanie wewnątrz zespołu, jeżeli relacje pomiędzy dwiema stronami zostają zachwiane.
ZOBACZ WIDEO: Robert Lewandowski i Jose Mourinho w jednym klubie? "Potrafi budować relacje z zawodnikami"
Siatkówka. Jacek Nawrocki skomentował zarzuty reprezentantek Polski
Oświadczenie siatkarek reprezentacji Polski ws. współpracy ze sztabem szkoleniowym
Za kilkadziesiąt dni reprezentację Polski siatkarek czeka najważniejszy turniej od czterech lat. Tymczasem zamiast próby szukania kompromisu, mamy próbę zastraszenia. Groźba, od zawsze jest jedynie wyrazem słabości władzy. Miejmy nadzieję, że wypowiedź prezesa PZPS o przykładzie serbskim i możliwości zawieszenia zawodniczek, była jedynie kiepskim dowcipem niż poważną deklaracją. Podobnie wspomniany powrót do korzeni i budowanie zespołu od zera, na bazie młodych zawodniczek. To droga do nikąd, bowiem za kilka lat możemy doczekać się powtórki z rozrywki. Obowiązkiem władz polskiej siatkówki było nie dopuścić, aby fantastyczną atmosferę, jaka zbudowana została wokół zespołu w ostatnich latach zepsuć, poprzez niekontrolowane wycieki do prasy. Tego nie udało się uniknąć. Pora więc po raz kolejny powtórzyć słynne hasło "wszystkie ręce na pokład" i dopowiedzieć, ratujmy co się da!
W obecnej sytuacji niezbędny wydaje się mediator. To musi być ktoś, kto doskonale zrozumie obie strony. Być może któraś reprezentantek sprawdziłaby się w tej roli. Małgorzata Glinka-Mogentale, jak i Katarzyna Skowrońska-Dolata mają wystarczający autorytet, swoje również przeszły w drużynie narodowej. Z nieodżałowanym Andrzejem Niemczykiem nie zawsze było im po drodze, ale ostatecznie kończyło się kompromisem. Umiejętności wybitnego trenera PZPS nigdy w pełni nie wykorzystał. Po zakończeniu pracy z kadrą doświadczony szkoleniowiec nie doczekał się propozycji współpracy. Szkoda, zapewne teraz byłoby łatwiej.
Bardzo źle stało się, że informacja na temat konfliktu w ostatnim czasie stała się tematem numer jeden. Tym gorzej, że część kibiców, bez zagłębiania się w temat, już wydała wyrok. Po raz kolejny na zawodniczkach wiesza się psy, obraża, uznając, że po sukcesie zwyczajnie "sodowa" uderzyła do głowy. Apeluję zatem o spokój i rozwagę w formułowaniu opinii. Prawda zazwyczaj leży pośrodku. Łatwiej też kogoś osądzić niż później przyznać się do błędu. Po porażce na mistrzostwach Europy z Belgią większość fanów skreśliła Biało-Czerwone. Dzień później zespół sensacyjnie pokonał Włoszki. Do błędu potrafili się wówczas przyznać nieliczni. Oby w przypadku konfliktu zawodniczek ze sztabem szkoleniowym, historia się nie powtórzyła. Dlatego nie oceniajmy obu stron, ale trzymajmy kciuki za kompromis.
Jacek Pawłowski
Oglądaj siatkówkę kobiet w Pilocie WP (link sponsorowany)