Jedną z nielicznych osób rzetelnie pracującą nad założeniem nowego klubu jest Lechosław Ochocki. Ciągle szuka przedstawicieli firm i sponsorów, którzy byliby zainteresowani współpracą. Jednak wszystko działa przeciwko niemu.
Po pierwsze nie wiadomo, czy spółka akcyjna otrzymałaby prawo do gry w pierwszej lidze w miejsce dawnego stowarzyszenia. O tym zadecydować ma Polski Związek Piłki Siatkowej w najbliższych dniach. Jeśli decyzja będzie pomyślna nowy podmiot musi być zgłoszony do rozgrywek do 15. lipca.
Na razie nie ma powodów do tego, żeby twierdzić że spółka powstanie. Wspierające klub od wielu lat miasto zerwało umowę ze stowarzyszeniem, dla którego przeznaczone było 200 tys. zł. - Odnoszę wrażenie, że oczekiwania działaczy i kibiców przerastają możliwości samorządu - powiedział prezydent Kalisza Janusz Pęcherz. Trudno się mu dziwić. Miasto nie może bez końca wkładać pieniędzy w drużynę - zakazują tego ustawy. Pieniądze pozostałe w budżecie mają być przekazane innym kaliskim zespołom. Już ustawia się kolejka, a jako pierwsza stoi... KP Calisia, trzecioligowy klub piłkarski.
Głos w tej sprawie zabrał także były prezes SSK Calisia, Wiesław Kostera. - Cesarstwo Rzymskie miało większe tradycje niż siatkarki Calisii i też upadło. Nie chcę, żeby ktoś odebrał to w taki sposób, że los siatkówki jest mi obojętny, ale z drugiej strony zawsze coś się zaczyna i kończy. Czuję się rozgoryczony, tylko że to niczego nie zmieni w sytuacji klubu. Po dziesięciu latach działalności powiedzieliśmy "dość". Teraz inni mają szansę się wykazać. Inna sprawa, czy sobie z tym wyzwaniem poradzą - powiedział.
Z kolei Ochocki nie traci nadziei i do końca walczy o żeńską siatkówkę w Kaliszu. - Bardziej przypomina to żebraninę niż składanie ofert współpracy dwóch poważnych podmiotów - dodaje Kostera. - Spółka akcyjna może powstać, ale bez prawdziwych akcjonariuszy będzie tylko istniała na papierze - zakończył.