Pierwszym rywalem reprezentacji Polski podczas rywalizacji o olimpijskie paszporty będzie sklasyfikowana na 22. miejscu w rankingu FIVB, Tunezja. Po raz ostatni z tym rywalem nasi siatkarze zmierzyli się 8 września 2015 roku, kiedy to na Pucharze Świata rozgrywanym w Japonii zwyciężyli 3:0.
- Dla sympatyków siatkówki w naszym kraju jest to z pewnością najmniej znana reprezentacja spośród tych, które wystąpią w Gdańsku. Trzeba przy tym wspomnieć, że wybór kolejności poszczególnych rywali oraz godziny rozgrywania spotkań zostały ułożone bardzo sensownie i widać w tym myśl. Wejście w turniej meczem z najniżej notowanym rywalem jest dla naszej drużyny bardzo korzystnym rozwiązaniem - rozpoczął Ireneusz Mazur w rozmowie z WP SportoweFakty.
W kolejnym dniu poprzeczka zostanie postawiona zdecydowanie wyżej, bowiem podopieczni Vitala Heynena zagrają z Francją. Dla większości ekspertów oraz kibiców siatkówki będzie to bezpośrednie starcie o przepustkę na igrzyska olimpijskie w Tokio.
ZOBACZ WIDEO: Tokio 2020. Kwalifikacje do igrzysk. Jacek Kasprzyk: Trener Vital Heynen ma cały czas nasze pełne zaufanie
- Napięcie przed tym meczem budowane jest w mediach niemal od początku tegorocznego sezonu reprezentacyjnego. Wiele czynników będzie decydowało o przebiegu tego spotkania. Główną obawą środowiska siatkarskiego w Polsce jest to, w jaki sposób wkomponuje się do gry Wilfredo Leon i czy jesteśmy w stanie zagrać na maksimum możliwości, prezentowanych przez naszych zawodników. Jeśli chodzi o Francuzów, to zwróćmy uwagę na fakt, że w dwóch spotkaniach sparingowych pokonali Amerykanów (3:1 i 3:0). To robi wrażenie. Przypomnijmy jednak, że to my jesteśmy aktualnymi mistrzami świata i to my zagramy przed własną publicznością, przy wspaniałym dopingu polskich kibiców. Rywale muszą mieć to na uwadze - analizował były szkoleniowiec reprezentacji Polski.
Trener Ireneusz Mazur wskazał także mocne strony w grze drużyny, prowadzonej od 2012 roku przez Laurenta Tillie.
- Charakterystyczna dla stylu Francuzów jest niezwykła wszechstronność. Prezentują się przede wszystkim znakomicie w obronie i dysponują potencjałem, uprawniającym ich do siatkówki zarówno siłowej, jak i technicznej. Mają w swoim składzie choćby takie osobowości, jak Earvina Ngapetha, który swoją nieprzewidywalnością pokazał, że potrafi w ważnych momentach dawać drużynie coś ekstra, czy wirtuoza rozegrania Benjamin Toniuttiego. Francuzi posiadają także bardzo regularną, trudną zagrywkę, którą niejednokrotnie odwracali losy ważnych meczów. Te elementy są ich naprawdę mocną stroną - wyjaśnił Mazur.
Na zakończenie gdańskiej rywalizacji o udział w przyszłorocznych igrzyskach olimpijskich w Tokio, Biało-Czerwoni zagrają ze Słowenią. Polacy za wszelką cenę będą chcieli zrewanżować się za porażki, poniesione z tym zespołem podczas Mistrzostw Europy 2015 (2:3) oraz dwa lata później w krakowskiej Tauron Arenie. Wtedy to siatkarze prowadzeni przez Ferdinando De Giorgiego przegrali w walce o ćwierćfinał europejskiego czempionatu 0:3.
- Jest bardzo niewygodny rywal dla naszej reprezentacji. Ich styl gry powoduje, że drużynom przeciwnym naprawdę trudno jest ich „przełamać”. Zawodnicy z tego kraju niezależnie od wyniku spotkania grają zawsze na maksymalnej koncentracji i wydobywają z siebie dodatkowe pokłady energii, nawet mimo niekorzystnego rezultatu. Tym bardziej nie można z nimi grać punkt za punkt. Słoweńcy posiadają bardzo dobrych graczy, jak choćby atakującego Mitję Gaspariniego, czy znanych z parkietów PlusLigi - Alena Pajenka, Tine Urnauta oraz Dejana Vincica. Warto dodać, że w ramach przygotowań do gdańskiego turnieju pokonali Włochów 3:1. Sam wynik pokazuje, że ten mecz dla naszej drużyny nie będzie łatwy - zaznaczył Mazur.
Były trener reprezentacji Polski, a obecnie ekspert Polsatu Sport odniósł się także do systemu rozgrywania olimpijskich kwalifikacji. Z rozkładu grup poszczególnych turniejów interkontynentalnych wynika, że na igrzyskach olimpijskich w Tokio na pewno zabraknie co najmniej jednej z czterech czołowych europejskich reprezentacji - Polski, Francji, Włoch lub Serbii. Na najważniejszej imprezie czterolecia możliwy jest także udział trzech nacji z Ameryki Południowej. Stanie się tak wtedy, gdy zarówno Brazylijczycy, jak i Argentyńczycy okażą się najlepsi w turniejach interkontynentalnych, rozgrywanych w dniach 9-11 sierpnia. Wówczas obie reprezentacje nie będą musiały rywalizować już w kwalifikacjach kontynentalnych, co da tym samym możliwość awansu na igrzyska olimpijskie kolejnej drużynie ze strefy południowo-amerykańskiej.
- W Ameryce Południowej, gdzie dominuje Brazylia, czy w Ameryce Północnej, gdzie prym wiodą Amerykanie nie ma więcej niż dwóch reprezentacji mogących skutecznie walczyć o wyjazd na igrzyska olimpijskie. Dla porównania z Europy możemy wymienić od ośmiu do dziesięciu państw liczących się w światowej siatkówce. Niestety nie mamy z tego tytułu żadnych preferencji i jesteśmy tak samo usytuowani, jak inne kontynenty. Z naszego punktu widzenia najlepsze byłoby powiększenie turnieju olimpijskiego do 16 drużyn. Obecny system kwalifikacji jest nieadekwatny do siatkarskiej rzeczywistości. Warto przypomnieć, że zarówno mistrz świata, jak i mistrzowie kontynentów nie mają zapewnionej przepustki olimpijskiej, w przeciwieństwie do innych sportów zespołowych. Owszem w siatkówce kiedyś też tak było, ale żyjemy w czasach, kiedy pogoń za pieniędzmi władz Światowej Federacji Piłki Siatkowej (FIVB) przechodzi ludzkie pojęcie. Moim zdaniem brakuje w wielu kwestiach porozumienia między tą organizacją a federacją europejską (CEV) – zakończył Ireneusz Mazur.
Czytaj także:
- Tokio 2020. Kwalifikacje do igrzysk. Kubiak odpowiada Francuzom. "Mamy prawo"
- Siatkówka. Koreańczycy złożyli skargę na trenera Rosjanek. Padły oskarżenia o rasizm
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)