Tajki mają od lat opinię zespołu, który mimo oczywistych braków fizycznych jest w stanie postawić się najsilniejszym drużynom świata i napsuć im sporo krwi. Ale kiedy azjatyckiej drużynie przyszło mierzyć się z Serbią, aktualnymi mistrzyniami świata, w ramach eliminacji do turnieju olimpijskiego w Tokio, nie potrafiły tego potwierdzić. Pierwsza partia zakończyła się pewnym zwycięstwem faworytek turnieju we Wrocławiu 25:15, a Serbki wywalczyły sporą przewagę tuż po starcie meczu dzięki zagrywkom Brankicy Mihajlović i Tijany Bosković.
Kwalifikacje Tokio 2020. Paulina Maj Erwardt: Robić wszystko dla celu, a nie dla indywidualności
Mecz nabrał rumieńców w drugiej partii, kiedy wspierane przez rodzimych fanów siatkarki Tajlandii zaczęły przekładać swoje szalone obrony na punkty. Po bloku na nieskutecznej w ataku Mihaljović doszło do remisu 7:7, który wyraźnie wytrącił mistrzynie Europy z równowagi. Tak naprawdę na swoim poziomie grała tylko Bosković, ale nawet ona jedna nie była w stanie zapewnić Serbii bezpiecznej przewagi.
Gdy Pleumjit Thinkaow efektownie zatrzymała słynną atakującą Eczacibasi Stambuł, a Mihaljović wyrzuciła kolejną piłkę w aut (15:18), Zoran Terzić nie zdzierżył i zrugał swoje zawodniczki podczas przerwy. Mały wstrząs pomógł Serbii w doprowadzeniu do remisu po 20, a następnie w skalibrowaniu celowników na najważniejszą część seta. Bałkańskie zawodniczki posyłały wtedy bomby, których nie były w stanie obronić nawet Tajki.
ZOBACZ WIDEO Memoriał Wagnera 2019. Polacy poprawili swój najsłabszy element. To zasługa też Leona
Jakby mało było niespodzianek w spotkaniu, azjatyckie siatkarki zaczęły partię numer trzy od zasłużonego prowadzenia 6:2. Dobrze w mecz wprowadziła się Wilavan Apinyapong, do tego Serbki zbyt często dawały się zaskoczyć blokowi rywala i nie odpowiadały pięknym za nadobne w ten sam sposób. Skupiona na celu kadra Serbii dość szybko wyrównała wynik, a potem wyszła na prowadzenie 14:12 po dwóch efektownych asach serwisowych Mai Ognjenović.
Od tego momentu siatkarki trenera Terzicia zaczęły grać, jak przystało na najlepszy zespół na świecie. Zmęczone rywalki zdobywały punkty coraz trudniej i przydarzały im się błędy wynikające z pośpiechu, do tego coraz lepiej spisywał się blok Serbii i dyrygująca nim Stefana Veljković. Po "monster blocku" Bosković na prawym skrzydle stało się jasne, kto wygra ten mecz, a dzieła dopełniła Veljković, która wiedziała, jak wyciągnąć rękę do środkowej rywali.
Serbia - Tajlandia 3:0 (25:15, 25:22, 25:18)
Serbia: Busa, M. Popović, Mihajlović, Ognjenović, Veljković, Bosković, S. Popović (libero).
Tajlandia: Moksri, Sittirak, Kanthong, Nuekjang, Thinkaow, Tomkom, Pannoy (libero) oraz Apinyapong, Kongyot, Satinklang.
Memoriał Wagnera. Vital Heynen z pierogami na konferencji. Trener złożył deklarację