[b]
Krzysztof Sędzicki, WP SportoweFakty: Na papierze trzeba przyznać, że mieliście drużynę na mistrzostwo Polski, a skończyło się bez nawet awansu do czwórki. Ten wynik to rozczarowanie?[/b]
Mariusz Wlazły kapitan PGE Skry Bełchatów: Z perspektywy występów w Lidze Mistrzów osiągnęliśmy więcej niż zakładano. Awansowaliśmy do najlepszej czwórki drużyn europejskich i jest to dla nas niebywały sukces. Pokonaliśmy zespoły, które były szykowane na zwycięstwo w tegorocznej edycji Ligi Mistrzów, więc pod tym kątem sezon można uznać za udany.
Z tym nie dyskutujemy, ale już na krajowym podwórku...
Każdy z nas mierzył wyżej, ale trzeba pamiętać, że zdobyliśmy Superpuchar Polski, gdzie tworzyliśmy całkiem nową drużynę. Skład był trochę pozmieniany, a zawsze jest trudno, by drużyna od razu wyglądała tak, żeby funkcjonowała jak najlepiej.
Ale zgodzi się pan, że w PlusLidze szóste miejsce to wynik poniżej oczekiwań.
Faktycznie, nie osiągnęliśmy minimum, które sobie założyliśmy. To był trudny sezon ze względu na naszą sytuację zdrowotną. Ja nie pamiętam, żeby w klubie w jednym momencie wypadło tylu zawodników. To jest zastanawiające, że spotkało nas to w jednym czasie.
[color=black]ZOBACZ WIDEO Czy Waldemar Fornalik to najlepszy trener w Polsce? "Nigdy nie przestał być najlepszym"
[/color]
Pojawiają się zarzuty, że to przez nieodpowiednie przygotowanie fizyczne do sezonu.
Ja uważam, że jeśli ktoś nie ma na ten temat wiedzy, nie powinien się wypowiadać. Są ludzie odpowiedzialni za pewne dziedziny i to oni powinni się na ten temat wypowiadać. Jestem zawodnikiem, który podporządkowuje się trenerom i pracy, która wykonują. Ale w sporcie zdarzają się kontuzje mniej lub bardziej poważne. U nas jednak w pewnym momencie było ich bardzo dużo i były one bardzo poważne. To jest zastanawiające.
Czytaj też: Do szybkiego zapomnienia. PGE Skra Bełchatów w sezonie 2018/2019
Z drugiej strony spodobało mi się to, co mówił prezes Konrad Piechocki – tacy zawodnicy jak Renee Teppan, Milan Katić, Piotr Orczyk w pewnym momencie musieli brać odpowiedzialność za wyniki zespołu i wychodziło im to całkiem nieźle.
Gdzieś się czasem uśmiechnęło w sezonie do nas szczęście i fajnie, że mimo tego wszystkiego, co nas spotkało, próbowaliśmy sobie z tym radzić. Trenerzy starali się wyjść z każdego problemu, który nas dotykał, poskładać "puzzelki" i poustawiać tak, żebyśmy jak najlepiej mogli funkcjonować.
Tu jako przykład pojawia się mecz z Berlin Recycling Volleys w Lidze Mistrzów.
Generalnie wielu zawodników, którzy na początku grali mniej w tym sezonie, wchodziło i ciągnęło ten zespół. Pierwszy okres Renee nie należał do udanych, ale widząc jego potencjał, styl grania oraz możliwości na treningach, byłem przekonany, że nam pomoże w tym sezonie. Byłem pewien, że będziemy mogli rozegrać ten sezon wymiennie, niestety w wyniku naszej sytuacji zdrowotnej było zupełnie inaczej. Chciałem, aby nasza zdrowa wymiana boiskowa następowała nie w wyniku doznanych kontuzji, ale dobrej formy. Niestety sprowadziło się to do tego, że byliśmy zmuszeni do łatania dziur w naszym składzie.
I tu znów wracamy do problemów ze zdrowiem...
Tak. Problemy, które nas dotknęły do tej pory są dla mnie dziwne i niespotykane. Nie pamiętam, abym miał przez ostatnie 15 lat mojej kariery zawodniczej tak poważną kontuzje barku. W ogóle nie pamiętam żebym miał jakąkolwiek kontuzje barku. Renee miał trudny początek, ale w pewnym momencie rozegrał się i grał naprawdę super. Pomagał naszemu zespołowi swoją dobrą grą. Wielokrotnie decydował o wyniku danego spotkania, ale niestety w jednym meczu doznał kontuzji pleców. Nasi fizjo robili co mogli, ale w rewanżowym meczu z GKS-em Katowice kontuzja odnowiła się i wyeliminowała go z dalszej gry. Byłem w trakcie rehabilitacji oraz nie byłem siatkarsko przygotowany do jakichkolwiek spotkań, a groźba zerwania ścięgna była bardzo duża. Mimo ryzyka zmieniłem Renee, bo wiedziałem, że nie jest wstanie kontynuować dalszej gry. Musieliśmy sobie w tej sytuacji jakoś poradzić.
W pewnym momencie zdaje się trenowaliście w ósemkę.
Przy kontuzjach nie da się normalnie trenować. Nasza forma oraz fizyczność spada, bo nie jest normalne trenowanie w trakcie rehabilitacji. Wielokrotnie w tym sezonie trenerzy nie mieli komfortu pracy chociażby z ośmioma zawodnikami. Często trudno było zrobić fragmenty gry, bo nie mieliśmy kompletnej szóstki. Wtedy spada efektywność naszych zajęć, dlatego uważam, że mieliśmy wyjątkowy i bardzo ciężki sezon. Zmagaliśmy się z wieloma rzeczami. Graliśmy raz lepiej, raz gorzej, ale ilość napotkanych kontuzji... nie pamiętam takiego sezonu. Pomimo, problemów zdrowotnych wspieraliśmy się, szukaliśmy rozwiązań, cały czas byliśmy drużyną i to dla mnie jako kapitana jest bardzo ważne i rokuje dobrze na przyszłość, ponieważ atmosfera w grupie jest niezwykle istotna.
Na następnej stronie przeczytasz o relacjach Mariusza Wlazłego z Renee Teppanem oraz o powodach, dla których kapitan PGE Skry Bełchatów pozostał w klubie na jeszcze jeden sezon[nextpage]
Zgodzi się pan ze stwierdzeniem, że play-offy w waszym wykonaniu były podsumowaniem waszego sezonu? Dobre, zacięte mecze przeplataliście słabymi i kosztownymi porażkami.
Każdy z nas zakładał inny scenariusz. Sukces w postaci wygranej w Superpucharze Polski dał nam również powód do tego, aby w ten sposób postrzegać nadchodzący sezon. Niestety rzeczywistość przyniosła zupełnie inny scenariusz. W trakcie rozgrywek groziło nam, że nie wejdziemy do pierwszej szóstki i nie będziemy mieć możliwości obronić mistrzowskiego tytułu. To był okres kumulacji wszystkiego, co nas spotkało, ale o tym już wspominałem. Awansowaliśmy do play-off. Każdy z nas cieszył się ogromnie, gdyż po meczu z Zenitem Sankt Petersburg nasze morale oraz przeświadczenie że jesteśmy w optymalnej formie pozwalało nam optymistycznie spojrzeć w przyszłość. Jednak stało się inaczej. Nie graliśmy na naszym poziomie, który reprezentowaliśmy od dłuższego czasu. Nie mieliśmy również możliwości na spokojna pracę. Myślę, że nasze szóste miejsce obrazuje to, co nas spotkało i z czym walczyliśmy nie tylko na boisku.
Jest pan w klubie już kilkanaście lat. Podjął pan decyzję, że zostanie w klubie na jeszcze jeden sezon. Najważniejszym argumentem była dziesiąta gwiazdka?
Jest to moje marzenie. Niewiele brakuje, żeby uzyskać to dziesiąte mistrzostwo Polski, ale pamiętajmy, że marzenie o mistrzostwie Polski ma zapewne każdy siatkarz w naszej lidze. Tak jak powiedziałem na klubowym zakończeniu sezonu, że choć za nami bardzo trudne miesiące i są mieszane uczucia, wierzę w tę grupę, która zostanie tutaj. Tak jak po sezonie, w którym grałem na przyjęciu, mieliśmy piąte miejsce, potrafiliśmy wrócić i wygrać ligę. Z tym potencjałem - bo potencjał jest w tej grupie -przy odrobinie szczęścia i zdrowiu zawodników będziemy jedną z groźniejszych drużyn na parkietach PlusLigi. To również był argument za tym, żebym pozostał w Bełchatowie.
Czytaj też: Karuzela transferowa mknie. Najważniejsze ruchy w PlusLidze przed sezonem 2019/2020
Nie zostaje za to Renee Teppan, który powiedział w jednym z wywiadów, że "szuka drużyny, w której nie będzie takiej legendy jak Mariusz Wlazły" (więcej na ten temat).
Renee jest bardzo dobrym zawodnikiem, praktycznie pod każdym kątem. Miał ciężkie chwile na początku sezonu. Trener dawał mu szanse na zaprezentowanie swoich umiejętności. Bardzo wierzyłem w jego potencjał i liczyłem na jego pomoc. Wiedziałem, że jesteśmy we dwóch w stanie stworzyć w naszej drużynie mocny punkt na pozycji atakującego. Grania było bardzo dużo, a przy naszej dobrej postawie drużyna nie traciłaby na jakości. Nie wiem, co nie zagrało na początku, ale ja byłem pewien, że w pewnym momencie wyjdzie i zacznie prezentować, co potrafi. Pokazywał to na treningach. To jest bardzo dobry zawodnik. To, że tak powiedział, bardzo mnie cieszy, bo to oznacza ogromny szacunek do mojej osoby.
Renee jest prywatnie super człowiekiem. Starałem się mu zawsze pomóc, jeśli tylko widziałem, że potrzebuje wsparcia. Nienawidzę niezdrowej rywalizacji. Zależy mi na stworzeniu takiej relacji, abyśmy dobrze czuli się i wzajemnie sobie pomagali, bo najważniejsza jest drużyna. Renee bardzo nam pomógł, także mnie osobiście również, za co jestem mu wdzięczny. Myślę, że z takim nastawieniem, doświadczeniem, umiejętnościami, będzie to jeden z lepszych zawodników w siatkarskim świecie.
Będzie więc nowy zawodnik na pozycji atakującego.
Fajnie, że przychodzi atakujący, o którym słyszałem wiele dobrego. Jak już wcześniej wspomniałem mam nadzieję, że obaj stworzymy mocny punkt w naszym zespole i że wzajemnie mu pomożemy.
Zespół ten będzie funkcjonował pod nową batutą. To wy będziecie musieli dostosować się do trenera czy on do was? Wszak spora część drużyny zostaje na kolejny sezon.
Każdy sezon rządzi się swoimi prawami. Myślę, że praca w drużynie opiera się na wzajemnym zaufaniu. Każdy trener, który przychodzi do nowego zespołu, musi nawiązać pewną nić porozumienia. Ma pewną filozofię oraz drogę, którą nam na pewno przedstawi. My oczywiście jesteśmy profesjonalistami i ja tak samo jak każdy pójdziemy droga obraną przez trenera i sztab. Bardzo ważne jest zbudowanie pozytywnej i prawdziwej relacji, która opiera się na wzajemnym zaufaniu i szczerości. Nie da się zbudować zespołu z ludzi, gdzie tych elementów nie ma. Nie da się uwierzyć w słuszność idei oraz obranej drogi, jeśli się nie wierzy i nie ufa człowiekowi, który nas prowadzi ta drogą. Jest to trudne zadanie, ale wykonalne. Jeśli chodzi o nasz nowy sztab, to jestem przekonany, że obiorą właściwy kierunek i pomogą nam odzyskać nasz normalny poziom i zbudować zespół, który będzie sięgał wysoko. Jestem przekonany, że nasz zespół obdarzy sztab pełnym zaufaniem i razem będziemy mogli cieszyć się przyjemnością, jaka płynie z gry w piłkę siatkową.