Gdyby sezon zasadniczy kończył się w momencie, kiedy upadała Stocznia, to prawdopodobnie wszystkie wyniki i postawa poszczególnych ekip znalazłyby się w cieniu tej sytuacji. Są kluby, które nie płacą, a mimo to dalej są w lidze (nie tylko naszej), więc wycofanie się Stoczni Szczecin, a wcześniej przedwczesne i masowe rozwiązywanie kontraktów były czymś zaskakującym.
W listopadzie i grudniu nie było innych tematów niż to, co się działo w Szczecinie. Odbywały się kolejne mecze, rozgrywane były Klubowe Mistrzostwa Świata, a wszyscy żyli tym, co działo się z fikcyjną potęgą. Miejmy nadzieję, że będzie to przestrogą dla zawodników i menadżerów, żeby weryfikować marzenia właścicieli klubu.
Runda rewanżowa była już jednak siatkarską ucztą, choć czasem bolesną dla oczu. Emocje, walka o "szóstkę" do samego końca, zrewanżowały jednak wszystko, co złe.
Czytaj też: Michał Kaczmarczyk: Panowie, to już nie jest śmieszne. Ogarnijcie w końcu LSK (komentarz)
ZOBACZ WIDEO Lewandowski o meczu z Łotwą. "Gra do poprawy, ale plan jest wykonany"
ZAKSA Kędzierzyn-Koźle nie wzięła jeńców. Momentami była nudna, choć w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Zespół był skuteczny do bólu, na przekór wszelkim problemom. Drużyna Andrei Gardiniego przegrała w sumie trzy mecze, miała nieco słabszy fragment gry, ale nie była w kryzysie. Czapki z głów, bo przecież to nie wydarzyło się po raz pierwszy.
Choć ONICO Warszawa wzmocniło się po rozpadzie Stoczni, to do tego momentu świetnie spisywało się na parkietach Plusligi. W czołówce cały czas utrzymywał się Jastrzębski Węgiel, choć początek pod wodzą Ferdinando de Giorgiego był może nieco trudny, a sprawy z Salvadorem Hidalgo Olivą zasłaniały wyniki sportowe. Na pewno jednak trzecie miejsce dobrze odzwierciedla to, co działo się z ekipą.
O walce do końca o Top 6 w wykonaniu Aluronu Virtu Warty Zawiercie, PGE Skry Bełchatów i i GKS-u Katowice, zostało napisane już chyba wszystko. Podobnie jak o straconym sezonie Asseco Resovii Rzeszów, która wyglądała, jakby miała się bić o medale, a tymczasem miała na początku sezonu problemy z odniesieniem pierwszego zwycięstwa.
Czytaj też: PGE Skra Bełchatów uciekła spod topora, czyli lekcja o tym, jak uwierzyć w filozofię trenera
Trefl Gdańsk i Indykpol AZS Olsztyn rok temu biły się o medale, a teraz powalczą o 9. miejsce. O ile w przypadku drużyny z Trójmiasta Andrea Anastasi jeszcze przed sezonem powiedział, że to zespół na 10. miejsce (co konsekwentnie jest mu wypominane), tak ekipa z Warmii odstawała na tle rywali kadrowo. Być może za szybko skompletowano nowy skład? A może po prostu budżet na sezon był niższy, by za rok mógł być ponownie wyższy.
Martwi tylko postawa MKS-u Będzin, który znacznie odstawał na tle pozostałych ekip w Pluslidze. Miało być lepiej niż w ostatnich sezonach, a tymczasem okazało się, że nic nie działało tak, jak powinno. Trudno zrzucać całą winę na zawodników, jeśli ci nie mogą się w pełni skupić na grze.
Najlepsze w tym wszystkim jest to, że w play-offach sprawa jest otwarta i miejmy nadzieję, że wszystko to, co złe w tym sezonie, jest już za nami.