Po trzech kolejkach w tabeli przewodzą Gdańskie Lwy, a tuż za nimi plasują się mistrzowie Polski. Oba polskie kluby legitymują się bilansem 2-1, o kolejności decyduje jedynie stosunek setów. Bełchatowianie po ponad miesiącu będą mieli w końcu okazję zaprezentować się przed własną publicznością. Akurat ekipie z Maaseik mają coś do udowodnienia, bo w Belgii ulegli jej 0:3.
- Nie pokazaliśmy odpowiedniego dla nas poziomu. Teraz w Bełchatowie wcale nie będzie łatwiej. Przegraliśmy w Pucharze Polski z ZAKSĄ i po tym meczu skupiliśmy się już tylko na środowym rywalu. Chcemy dać z siebie wszystko i myślimy i przyszłości. Choć nie mamy dobrych wspomnień z Greenyardem, to będziemy walczyć i mam nadzieję, że tym razem zwyciężymy - zapowiedział Milad Ebadipour, przyjmujący PGE Skry.
Wciąż jednak nie wiadomo, czy w spotkaniu wystąpią Mariusz Wlazły i Artur Szalpuk, którzy ostatnio byli wyłączeni z gry z powodu kontuzji. Decyzja o tym, czy zagrają ma zostać podjęta na kilka godzin przed rozpoczęciem meczu. Mimo tego, każdy w drużynie ma świadomość, że mistrz Belgii to rywal w zasięgu.
ZOBACZ WIDEO Lewandowski dąży do doskonałości. Pudło z karnego zirytowało Polaka
- Można powiedzieć, że w środę czeka nas kluczowy mecz w kontekście awansu do kolejnej rundy. Dlatego musimy przede wszystkim skoncentrować się na naszej dobrej grze i nie myśleć o tym, co zdarzyło się w Belgii. Jeśli zagramy na swoim poziomie, to wynik będzie dla nas korzystny - przyznał Grzegorz Łomacz.
Z kolei w Berlinie ekipa Trefla Gdańsk powalczy o podtrzymanie pozycji lidera grupy D. Przypomnijmy, że w grudniu w Ergo Arenie pokonała ona Berlin Recycling Volleys w trzech setach. W rewanżu przeciwnicy będą mieli po swojej stronie fantastyczną publiczność, przed czym przestrzega Ruben Schott, przyjmujący Trefla, który zaczynał swoją karierę w stolicy Niemiec.
- Trybuny Max-Schmeling-Halle niemal zawsze wypełniają się co do ostatniego krzesełka, a fani tworzą tam niesamowitą atmosferę. Bardzo to sprzyja gospodarzom, ale drużynom przeciwnym może przeszkadzać i wybić z rytmu. Bardzo się cieszę, że wylosowaliśmy w fazie grupowej akurat Berlin. Gdy graliśmy w Gdańsku, moja mama i babcia przyjechały na to spotkanie, teraz na pewno na trybunach zasiądzie wielu moich znajomych i najbliżsi - podkreślił.
Gdańszczanie mieli ostatnio dość długą przerwę od grania. W lidze po raz ostatni zaprezentowali się 11 stycznia, kiedy to przegrali z GKS-em Katowice 1:3, zaś w Lidze Mistrzów zagrali pięć dni później i pokonali Greenyard Maaseik w czterech setach. Mecz z ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle został przełożony ze względu na brak dostępności hali, zaś spotkanie z PGE Skrą w PlusLidze - ze względu na tragiczne wydarzenia, jakie miały miejsce w Gdańsku - w połowie stycznia. Teraz więc Gdańskie Lwy dopiero powracają do rytmu meczowego.
- Cieszę się, że zanim udamy się na początku lutego do Bydgoszczy, to zmierzymy się jeszcze w Lidze Mistrzów z Berlinem. To spotkanie będzie bardzo ważne także w kontekście polskiej ligi i powrotu do rytmu meczowego po takiej przerwie - zaznaczył trener Andrea Anastasi.
Co ciekawe, zespół z Trójmiasta udał się na to spotkanie pociągiem. Na mecz wyruszyli we wtorek po godzinie 7:00, a na miejscu zameldowali się w okolicy godziny 13:00. Podróż powrotną rozpoczną dopiero w czwartkowe popołudnie.
PGE Skra Bełchatów - Greenyard Maaseik / środa, 30 stycznia 2019 r., godz. 18:00
Berlin Recycling Volleys - Trefl Gdańsk / środa, 30 stycznia 2019 r., godz. 20:00