Niemal udany debiut Lukasa Tichacka w MKS-ie Będzin. "Musimy unikać błędów"

Materiały prasowe / Wojtek Borkowski / mksbedzin.pl / Na zdjęciu: Lukas Tichacek w barwach MKS-u Będzin
Materiały prasowe / Wojtek Borkowski / mksbedzin.pl / Na zdjęciu: Lukas Tichacek w barwach MKS-u Będzin

Były gracz Stoczni Szczecin swoją grą dał sporo dobrego nowej drużynie, ale mimo to MKS Będzin przegrał po dramatycznym tie-breaku (2:3) z GKS-em Katowice. - Po większej liczbie treningów będzie to wyglądało lepiej - uznał Lukas Tichacek.

Przyjście Lukasa Tichacka do ostatniego w tabeli PlusLigi MKS-u Będzin uznano za wyraźne wzmocnienie składu trenowanego przez Gido Vermeulena, ale Holender postawił w wyjściowej szóstce na GKS Katowice jednak na Tomasza Kowalskiego. Nic dziwnego, bo 36-letni Czech miał za sobą tylko kilka treningów z nowym zespołem, zaś Kowalski był zdecydowanie lepiej zgrany z drużyną.

- Wszyscy wiedzą, co dzieje się obecnie w Stoczni Szczecin. Przez problemy finansowe klub nie był w stanie realizować kontraktów, dlatego trudno było dłużej wytrzymać taką sytuację. Doszło do wypowiedzenia umowy, a następnie otrzymałem ofertę z Będzina i zgodziłem się na nią. Miałem propozycje z zagranicy, ale zależało mi na tym, by zostać w PlusLidze, bo podoba mi się w tym kraju - mówił dla klubowego portalu będzińskiego klubu Tichacek, który zastąpił w MKS-ie Łukasza Kozuba.

Po pierwszym secie, który MKS przegrał 22:25, nowy rozgrywający zagłębiowskiej drużyny pojawił się na parkiecie i nie zszedł z niego aż do samego końca. Będzinianie walczyli z GKS-em długo, bo aż 157 minut, a sam tie-break (26:24!) trwał 32 minuty, dłużej niż jakikolwiek inny set tego spotkania. O wygranej rywala zza miedzy zadecydował as Gonzalo Quirogi, natomiast gracze Gido Vermeulena mogli zejść z boiska z podniesionymi głowami. Nie dali się stłamsić rywalowi i własnym słabościom, a sam Tichacek dał sporo nowej drużynie swoimi zagrywkami i spokojem w najważniejszych chwilach meczu. Czech wykreował na bohatera MKS-u środkowego Mateusza Kowalskiego, który skończył każdy ze swoich 10 ataków w tym starciu.

- Wywalczyliśmy jeden punkt, choć mogliśmy ugrać ich więcej. W piątym secie meczbole były też po naszej stronie i szansa na dwa punkty była bardzo duża. Nie ma co komentować na razie mojej gry po trzech wspólnych treningach z drużyną, wyglądała tak, jak wyglądała. Potrenujemy więcej w przyszłym tygodniu i kolejne mecze będą lepsze. Po prostu robimy za dużo błędów: nie możemy sobie pozwalać na psucie trzech zagrywek z rzędu, kiwki w aut albo na to, by plasy i kiwnięcia przeciwnika wpadały nam tak często w boisko. Czeka nas dużo pracy na treningu, by tego wszystkiego się pozbyć - ocenił nowy zawodnik MKS-u Będzin.

GKS, który przed meczem w Sosnowcu był jedenasty w tabeli PlusLigi i miał nad będzińskim klubem pięć punktów przewagi, mógł po poniedziałkowym boju odetchnąć z ulgą. Gra Ślązaków falowała, a Emanuel Kohut wciąż nie doszedł do pełni zdrowia po urazie kolana, dlatego tym cenniejsze były dwa punkty ugrane w Sosnowcu. - Gramy za chwilę w swojej hali ze Skrą Bełchatów, a to jest dla nas ogromnym atutem, tym bardziej, że w tej rundzie nie graliśmy wielu spotkań na swoim terenie. Te wszystkie emocje po meczu wygranym w taki sposób na pewno dają drużynie pozytywnego kopa, a zmęczenie po długim spotkaniu będzie na drugim miejscu. Przez te nerwy nawet nie pamiętam dokładnie, przy jakim wyniku skończyliśmy piątego seta. Wytrzymaliśmy szalenie ważną końcówkę bez czasów, challenge'ów ani zmian, wygraliśmy to jako drużyna i utrzymaliśmy koncentrację do samego końca - skomentował dla oficjalnej strony klubu trener Piotr Gruszka.

ZOBACZ WIDEO "Podsumowanie tygodnia". Fatalny mecz na szczycie Lotto Ekstraklasy. "Kit zamiast hitu"

Komentarze (0)