Puchar Polski kobiet: Grot Budowlani w finale mimo średniej gry. "Rzadko zdarzała nam się symfonia w grze"

WP SportoweFakty / Justyna Serafin / Na zdjęciu: siatkarki Grot Budowlanych Łódź
WP SportoweFakty / Justyna Serafin / Na zdjęciu: siatkarki Grot Budowlanych Łódź

- Najważniejsze, ze mimo pewnych niepowodzeń, bo nie potrafiliśmy się przeciwstawić drużynie z Radomia w kilku momentach, wygraliśmy ten mecz - mówił o spotkaniu z E.Leclerc Radomką Radom (3:1) trener Grot Budowlanych Łódź - Błażej Krzyształowicz.

Po pewnie wygranej pierwszej partii do 14 mało kto przypuszczał, że łodzianki będą musiały jeszcze przez blisko kolejne dwie godziny walczyć z pierwszoligowcem z Radomia. Drugiego seta przegrały do 22, ale w dwóch kolejnych już udało im się triumfować, choć na pewno nie można napisać o tej wygranej, że przyszła lekko i przyjemnie.

- Tylko pierwszy set przebiegł po naszej myśli. Nasza zła gra skutkowała tym, że było ciężko. Dobrze, że nie zlekceważyłyśmy Radomki, bo mogłyśmy skończyć jak Chemik Police w ćwierćifnale. W czwartym secie robiłyśmy wszystko, by nie doprowadzić do tie-breaka. Powiedziałyśmy sobie, że musimy wytrzymać - mówiła Julia Twardowska, MVP spotkania.

- Rzadko kiedy zdarzała się symfonia, by wszystko współpracowało w jednej chwili. Poszczególne dziewczyny miały momenty, w których to one ciągnęły grę całego zespołu. Poza pierwszym setem nie zazębiło się to tak, by wszystkie sześć zawodniczek się uzupełniało i grało - ocenił trener Błażej Krzyształowicz.

Dużo kłopotów zespołowi z Łodzi sprawiały Oriana Miechowicz oraz Gabriela Borawska, które z każdą kolejną piłką czuły się coraz pewniej. Szkoleniowiec Grot Budowlanych Łódź zwrócił na to uwagę.

- Jestem pod wrażeniem skrzydłowych z Radomia, że na pełnej petardzie strzelały przez nasz blok, dość wysoko, a my nie potrafiliśmy tego zablokować. One przełamywały nasze ręce, przez co mieliśmy spore problemy w systemie blok-obrona. Graliśmy zbyt miękko - skakaliśmy po to, żeby skoczyć, a nie myśleliśmy o tym, żeby zablokować. To nam generowało problemy - powiedział trener wicemistrzyń kraju.

Z kolei łódzkie skrzydłowe miały tego dnia problem ze skutecznością. Jedyną, która nie zawodziła była właśnie Twardowska i to ona dostawała najwięcej okazji do atakowania. - To jest przyjemność dostawać piłki i móc je kończyć - oznajmiła po meczu - Oby więcej takich meczów, w których będę mogła pomóc zespołowi. Cieszę się, że tak mi wyszedł ten półfinał - dodała.

Z jaką myślą łodzianki przystępowały do półfinałowego starcia? - Mieliśmy swoje podejście, słowa klucze - unikać nonszalancji oraz asekuranctwa - ujawnił Krzyształowicz - Mieliśmy grać tak, jakby po drugiej stronie stał najlepszy zespół na świecie. A zaczęliśmy grać za miękko. To nie wynikało z naszej nonszalancji. Gdy one na nas naskoczyły, przestraszyliśmy się, a to nie może nam się zdarzać. Ten mecz był osobnym celem. Musiał po prostu być wygrany, byśmy mogli rywalizować dalej o Puchar Polski.

W finale rozgrywek o krajowe trofeum siatkarki z "betkami" na koszulkach spotkają się z ŁKS-em Commercecon Łódź. Zespół Michala Maska zagra bez podstawowej rozgrywającej Lucie Muhlsteinovej, ale zdaniem trenera Krzyształowicza to nie zwiększa szans na zwycięstwo jego drużyny.

- Lucie rzeczywiście kreowała tę grę. Mało była zmieniana, ale nie jest to moim zdaniem żaden handicap dla nas. Nawet mecze w Nysie pokazały, że są to bardzo emocjonalne boje. Całkiem inaczej to wygląda w pucharze, gdzie przegrywasz i nie dostajesz drugiej szansy - stwierdził.

- Motywować nas dodatkowo nie trzeba. Na pewno będziemy chciały się odkuć za porażkę 0:3 w lidze. Mam nadzieję, że Puchar trafi w nasze ręce - zakończyła Julia Twardowska.

Derby Łodzi w finale rozgrywek o Puchar Polski rozpoczną się w Nysie o 14:45.

ZOBACZ WIDEO Ronaldo bohaterem Realu [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Źródło artykułu: