W Indykpol-u AZS-ie Olsztyn Wojciech Grzyb grał w latach 2000 - 2008. Bardzo zżył się z tym klubem i mecze z nim są dla niego sentymentalne. - Na pewno jest to wyjątkowe spotkanie - przyznał środkowy, reprezentujący obecnie barwy Trefla Gdańsk. - Z jednej strony, zawsze na nie czekam, z drugiej, jest mi trudniej, bo staram się bardziej mobilizować - wyjaśnił.
Te dwie drużyny zmierzyły się ze sobą w 24. kolejce PlusLigi. Pomimo przegrania pierwszych dwóch setów, gdańszczanie wrócili do walki w trzeciej partii i ostatecznie zwyciężyli 3:2. - Tym razem niestety zaliczyłem falstart i pierwsze dwa sety w moim wykonaniu nie były zbyt ciekawe - przyznał krytycznie Grzyb. - Nie miałem zbyt wielu okazji do ataku, w polu serwisowym nie prezentowałem się dobrze. Po ponownym wejściu na boisku zacząłem jednak dostawać więcej piłek do ataku i to na pewno pomogło mi się odbudować - opowiadał środkowy, który zakończył spotkanie z 86-procentową skutecznością w ataku i trzema punktowymi blokami.
Doświadczony zawodnik nie wahał się długo z odpowiedzią na pytanie, co było kluczem do wygranej. - Na pewno dobra zmiana Michała Kozłowskiego, który ma po prostu zupełnie inną charakterystykę gry niż TJ Sanders. Dał dużo komfortu atakującym i od trzeciego seta graliśmy bardzo dobrze - chwalił kolegę.
Zwycięstwo pozwoliło gdańszczanom umocnić się na zajmowanej przez nich czwartej lokacie w tabeli. - Wolelibyśmy wygrywać za trzy punkty, ale w wypadku Indykpolu AZS-u Olsztyn brałbym te dwa w ciemno. Nasze ostatnie trzy spotkania kończyły się w tie-breaku, co pokazuje, że to zawsze są wyrównane starcia. Dla nas to zwycięstwo jest kolejnym krokiem do celu, czyli zapewnienia sobie gry w fazie play-off, ale i olsztynianom ten jeden punkt przyda się w tabeli. Oni też walczą o czołową "szóstkę" - podsumował Wojciech Grzyb.
ZOBACZ WIDEO Prezes PZPS: Vital Heynen został wybrany znaczącą większością głosów