- Gratulacje dla rywala będą najlepszym komentarzem tego meczu. Nie mam więcej słów na ten temat - mówił chwilę po spotkaniu PGE Skry z Sada Cruizero kapitan bełchatowian, Mariusz Wlazły.
Polski zespół w finałach Klubowych Mistrzostwach Świata siatkarzy nie miał za wiele do powiedzenia. Najpierw w półfinale poległ z Cucine Lube Civitanova 0:3, a w niedzielę w starciu o brąz rozgrywek takim samym stosunkiem setów przegrał z Sadą. Mimo tych samych wyników, drugi z meczów z pewnością bardziej zapadnie w pamięć PGE Skrze.
Bełchatowianie odbili się od Brazylijczyków jak od ściany, potwierdzając tezę, że polskie zespoły nie są gotowe na rywali opierających się na siłowej siatkówce. Byli gorsi od przyjezdnych w każdym elemencie, a najgorzej prezentowali się w ofensywie.
- Rywal dał nam bardzo dobrą lekcję siatkówki. Jednak przyznaję, że jestem szczęśliwy, ponieważ mierzyliśmy się z trzema najlepszymi drużynami świata. Z Cucine Lube, Zenitem Kazaniem i w niedzielę z Sadą. Musimy wypełnić te różnicę, którą poczuliśmy mierząc się z tymi zespołami. Teraz pozostaje nam tylko powziąć kroki w tym kierunku - skomentował całość turnieju w wykonaniu PGE Skry trener Roberto Piazza.
ZOBACZ WIDEO Srećko Lisinac tłumaczy, za co dostał czerwoną kartkę. "Sędzia nie może jej dać w takim momencie"
Choć żółto-czarni doszli aż do fazy finałowej KMŚ i rozgrywek w Tauron Arenie Kraków, przegrali wszystkie spotkania z przeciwnikami światowego topu do zera. Podobnie jak ZAKSA Kędzierzyn-Koźle, która zakończyła swoją przygodę z zawodami już na fazie grupowej, nie może ocenić turnieju pozytywnie. Trzy drużyny z podium zawodów - Sada Cruizero, Zenit Kazań oraz Cucine Lube Civitanova okazały się być poza zasięgiem Polaków.
Ostatecznych triumfatorów Klubowych Mistrzostw Świata wyłoni włosko-rosyjskie finałowe starcie, które rozpocznie się o godzinie 20:30.