Po śmierci Arkadiusza Gołasia płakali wszyscy

Arkadiusz Gołaś zmarł 16 września 2005 roku. Jechał właśnie wraz z żoną do Włoch, do swojego nowego klubu. Nigdy nie dotarł na miejsce. Nakładem wydawnictwa SQN ukazała się książka wspominająca siatkarza.

W tym artykule dowiesz się o:

Arkadiusz Gołaś podpisał kontrakt z Lube Banca Macerata. Po sezonie reprezentacyjnym pożegnał się z rodziną i w podróż udał się ze świeżo upieczoną małżonką, Agnieszką. Niedaleko Klagenfurtu samochód uderzył w betonową podstawę ściany dźwiękochłonnej. Zmarł na miejscu.

Książka "Arkadiusz Gołaś. Przerwana podróż" autorstwa Piotra Bąka ukazała się w listopadzie. Autor, dzięki rozmowom ze związanymi z siatkarzem ludźmi stworzył jego portret, ukazujący, jak niezwykłym był sportowcem, a przede wszystkim człowiekiem.

Fragment książki:

Za każdym razem, gdy Krzysiek Stelmach przypomina sobie ten dzień, ma łzy w oczach. Telefon zadzwonił, gdy jechali na turniej w Rzeszowie. W czwórkę - on, jego brat Andrzej, Krzysiek Ignaczak i Damian Dacewicz. Siedzący z tyłu "Igła" wyciągnął komputer, chcąc pokazać reszcie zdjęcia ze ślubu Arka. Otworzył laptop i wraz z Dacewiczem zaczęli przeglądać fotki sprzed zaledwie trzech miesięcy. Wspomnienia, śmiech. I nagle telefon. Ignaczak słyszy głos w słuchawce i po chwili blednie. Zaczyna histeryzować, płakać, miotać się na siedzeniu. Koledzy nie wiedzą, co się stało, i szybko zjeżdżają na pobocze. Nie mogą zrozumieć, o co chodzi, bo Krzysiek nie jest w stanie niczego z siebie wydusić. Dopiero gdy trochę się opanowuje i wstrzymuje szloch, mówi pozostałym, że właśnie otrzymał informację o śmierci Arka Gołasia. Po chwili płaczą już wszyscy...

Wkrótce o wypadku dowiedziała się cała Polska. Jest wieczór 16 września 2005 roku, w telewizyjnej Jedynce trwają Wiadomości. Prowadzący serwis sportowy Jacek Kurowski zawiesza głos: "Arkadiusz Gołaś nie żyje. Reprezentant Polski zginął w wypadku samochodowym w Austrii. Miał ogromny talent, a przed sobą całe życie. Niestety, zostało ono nagle przerwane. Do tragedii doszło niedaleko miejscowości Griffen, koło Klagenfurtu. Auto Gołasia uderzyło w betonową podstawę ściany dźwiękochłonnej. Siatkarz zginął na miejscu, towarzysząca mu żona jest w szpitalu. Arkadiusz Gołaś miał 24 lata. Jechał do Włoch, do siedziby swojego nowego klubu - Lube Banca Macerata. Jego śmierć poruszyła nas wszystkich".

"To są chwile, których się nie zapomina. Do końca życia..." - zawiesza głos Kasia, siostra Arka. Mimo upływu lat wcale nie jest łatwiej mówić o tym, co stało się 16 września. Dzień przed wypadkiem, wracając od rodziców z Ostrołęki, Arek ze swoją żoną Agnieszką podjechali do Kasi, dosłownie na pięć minut. Pokazali jej nowiutki samochód, pogadali przez chwilę, a potem Arek powiedział po prostu: "Do zobaczenia!". Następnego dnia Kasia pojechała do Ostrołęki, skąd miała odebrać tatę i odwieźć go na lotnisko w Warszawie - leciał za granicę w delegację. Wyjeżdżała już z rodzinnego miasta, siedząc obok taty na fotelu pasażera, gdy zadzwoniła ich znajoma. Powiedziała, że chce rozmawiać z ojcem Kasi, ale gdy usłyszała, że to on prowadzi, wykrztusiła, że gdzieś w internecie znalazła informację o śmierci Arka.

Gdy tylko weszli do domu, wszystko stało się jasne. "Zobaczyłam mamę, która płakała w fotelu, i zrozumiałam, że to wszystko prawda i że ona już wie" - wspomina siostra Arka. - Nie wiem nawet, skąd się dowiedziała, nigdy jej o to nie zapytałam. Po prostu wstałam i wyszłam z domu. Pobiegłam do mojej koleżanki i siedziałam u niej. Na stronie Onetu pojawiło się czarne tło. Niby je widziałam, ale byłam jakby w innym świecie. Później wiele osób mówiło mi, że tamtego dnia z nimi rozmawiałam, lecz ja pamiętam tylko jedną z nich. Mój mózg wszystko wyparł". Zapamiętała jednak, że tata nie mógł zasnąć i całą noc przesiedział w fotelu. Z pomocą przybyła im rodzina, lecz nikt z najbliższych Arka nie potrafi sobie przypomnieć szczegółów tamtych dni.

Źródło artykułu: