Dramatyczny półfinał dla Resovii
Półfinałowa rywalizacja Skry Bełchatów z Jastrzębskim Węglem zakończyła się już w trzech spotkaniach, w których podopieczni Roberto Santillego zdobyli tylko dwie partie. Znacznie więcej emocji niż sportowa rywalizacja wzbudziła kontrowersyjna decyzja sędziów w meczu numer 2, kiedy arbitrzy dopiero po dłuższym czasie zorientowali się, że na boisku przebywa niewłaściwy zawodnik i zadecydowali o odebraniu Jastrzębskiemu Węglowi pięciu punktów.
Znacznie więcej emocji przyniósł drugi półfinał, gdzie rywalizowały ze sobą Asseco Resovia Rzeszów i ZAKSA Kędzierzyn-Koźle. W fazie zasadniczej to kędzierzynianie dwukrotnie okazali się lepsi, jednak po dwóch spotkaniach II rundy play off, kiedy rywalizacja przeniosła się do Rzeszowa, w meczach był remis 1:1.
Dwa spotkania rozegrane w miniony piątek i sobotę w Rzeszowie na długo pozostaną w pamięci kibiców jednego i drugiego zespołu. Pierwsze, głównie z powodu kontuzji. W piątkowym meczu odnowiły się bowiem kontuzje Jakuba Novotnego i Terenca Martina, które wyeliminowały ich z gry również w sobotnim spotkaniu. W drużynie Resovii już w pierwszym secie boisko opuścił Łukasz Perłowski, który zerwał przyczepy mięśni barku i będzie pauzował przez najbliższe kilka miesięcy.
Drugi mecz rozstrzygnął się w dramatycznych okolicznościach. Do ostatnich minut szala zwycięstwa przechylała się to na jedną to na drugą stronę. W tie-breaku to ZAKSA prowadziła 11:8, jednak gospodarze doprowadzili do wyrównania i rozstrzygnęli spotkanie na swoją korzyść, kończąc tym samym rywalizację. - Piękniejszego zwycięstwa nie można sobie było wymarzyć - podkreślał atakujący Resovii Mikko Oivanen, który w sobotnim meczu spisał się fantastycznie. - Sportowo to my awansowaliśmy i my będziemy grali o złoto, jednak zaangażowaniem, wolą walki i determinacją zawodnicy z Kędzierzyna na równi zasłużyli na to, żeby się tam znaleźć - zaznaczał kapitan rzeszowskiego zespołu Paweł Papke
W finale - zgodnie z przewidywaniami
Sprawdziły się więc przedsezonowe typy wielu ekspertów, którzy w finale widzieli zespoły PGE Skry Bełchatów i Asseco Resovii Rzeszów - drużyny z największymi budżetami i największym potencjałem. W finałowej rywalizacji faworyt może być tylko jeden - jest nim obrońca mistrzowskiego tytułu, który z Resovią jeszcze nie przegrał, co więcej, na ostatnie 13 spotkań aż 12 wygrał 3:0. Siatkarze rzeszowskiego zespołu, chociaż zrealizowali już postawiony przed nimi przed sezonem cel zapewniają, że chcą powalczyć o odebranie Skrze mistrzowskiego tytułu. - Mamy już srebro, chcemy jeszcze - mówi Bartosz Gawryszewski.- Jesteśmy w dobrej dyspozycji, więc wszystko jest możliwe - dodaje atakujący Mikko Oivanen.
W zespole Skry do spotkań z Resovią podchodzą z dużą rezerwą. - To, że tyle razy pokonaliśmy Resovię nie ma znaczenia - mówił niedawno Jacek Nawrocki w rozmowie z portalem plusliga.pl. - Rzeszowski zespół był budowany z zamiarem sięgnięcia po złoto. Tak się składa, że my mamy taki sam cel - dodawał.
Której z drużyn zabraknie na podium?
Resovia i Skra mogą być już pewne medali mistrzostw Polski. Takiego komfortu nie mają zespołu ZAKSY Kędzierzyn-Koźle i Jastrzębskiego Węgla, z których jeden będzie musiał zadowolić się najgorszym dla każdego zawodnika miejscem 4.
Oba zespoły znajdują się w zgoła odmiennej sytuacji. ZAKSA zrealizowała już postawiony przed sezonem cel poprawienia lokaty z ubiegłego roku. Miejsce na podium byłoby niewątpliwie ogromnym sukcesem tego zbudowanego za stosunkowo nieduże pieniądze zespołu dowodzonego przez charyzmatycznego Krzysztofa Stelmacha. - Nie spoczniemy na laurach i będziemy walczyć o brąz w tym sezonie i o najwyższe cele w kolejnym - zapewniał szkoleniowiec na konferencji po meczach z Resovią.
Znacznie cięższa sytuacja jest w drużynie Jastrzębskiego Węgla. W ubiegłym sezonie śląski zespół zajął lokatę poza podium a niewykluczone, że w tym sezonie, po znacznych wzmocnieniach, sytuacja może się powtórzyć. Jastrzębianie w meczach ze Skrą nie podjęli praktycznie większej walki. - W wielu elementach zagraliśmy najgorszy mecz w sezonie - mówił po trzecim spotkaniu ze Skrą trener Roberto Santilli. - Musimy się otrząsnąć i grać o trzecie miejsce - mówił po przegranej rywalizacji ze Skrą kapitan Jastrzębskiego Węgla Robert Prygiel.
Chociaż w lidze JW dwukrotnie pokonał ZAKSĘ, teraz jastrzębską drużynę czeka niezwykle trudne zadanie. Jeżeli kędzierzyński zespół w spotkaniach o 3. miejsce zagra tak, jak w Rzeszowie, wydaje się, że to on jest faworytem rywalizacji.
Challenge Cup - w Częstochowie czy w Olsztynie?
W rywalizacji o miejsce 5-8 emocje były trochę mniejsze, a wszystko skończyło się również zgodnie z przewidywaniami. O miejsce 5., premiowane występami w Challenge Cup zagrają (pierwszy mecz już we wtorek) Domex Tytan AZS Częstochowa i AZS UMW Olsztyn. Olsztynianie w dwóch pojedynkach uporali się z Delectą Bydgoszcz, chociaż spotkania były bardzo wyrównane. - Doszło do końcówek i przegraliśmy je w fatalny sposób - jak choćby w ostatnim, czwartym secie. Wygrał zespół lepszy, bo jeżeli wygrywa się sześć razy - już teraz nieistotne w jakim stylu i wg jakiego scenariusza - to nie jest przypadek - komentował po meczu trener Delecty Waldemar Wspaniały.
Trzy spotkania trwała rywalizacja pomiędzy Domexem Tytan AZS Częstochowa a J.W. Construction Osram AZS Politechniką Warszawską. Akademicy ze stolicy, chociaż nie byli faworytami rywalizacji, napsuli sporo nerwów drużynie Radosława Panasa, w spotkaniu numer dwa wygrywając pod Jasną Górą 3:2. W trzecim spotkaniu o niespodziance juz nie było mowy. - Nie potrafiliśmy utrzymać rytmu gry i przede wszystkim pozwalaliśmy sobie na błędy -skwitował krótko trener Politechniki Ireneusz Mazur.
Nie ulega wątpliwości, że pomimo przedsezonowych problemów zespoły z Częstochowy i Olsztyna miały większe ambicje niż walka o lokatę numer 5. Pewne jest jednak, że oba zespoły zrobią wszystko, by przynajmniej częściowo wynagrodzić sobie nieudany sezon, zapewniając sobie prawo gry w Challenge Cup.
Dla częstochowian, którzy w tym sezonie doszli do ćwierćfinału Ligi Mistrzów występy w przyszłym sezonie na europejskich arenach byłyby szczególnie cenne. - Mam nadzieję, ze uda nam się postawić kropkę nad "i" i kontynuować serię dwudziestu lat gry w europejskich pucharach. To jest ważne dla tych chłopców, którzy spróbowali tego miodu w tym roku i na pewno będą chcieli się jeszcze na europejskich arenach zaprezentować - mówił trener Radosław Panas. Podobne aspiracje ma jednak także olsztyński AZS. - Mam nadzieję, że w przyszłym sezonie będzie w Olsztynie skrojony na miarę możliwości, który pokaże się w Europie skuteczniej niż w tym sezonie - mówił trener Mariusz Sordyl w rozmowie z portalem wm.pl
* Wykorzystane wypowiedzi zostały zebrane przez korespondentów portalu SportoweFakty.pl.