Sebastian Pawlik: To było wielkie wyróżnienie pracować z taką grupą zawodników

Materiały prasowe / FIVB / Reprezentacja Polski juniorów 2017
Materiały prasowe / FIVB / Reprezentacja Polski juniorów 2017

W niedzielę trener Pawlik i jego podopieczni wygrali swój ostatni mecz w historii i zostali mistrzami świata juniorów. - Jestem bardzo szczęśliwy, ale i bardzo zmęczony - przyznał tuż po spotkaniu w Brnie nieco oszołomiony szkoleniowiec.

Tuż po dekoracji medalowej i zdjęciach grupowych szczęśliwi świeżo upieczeni mistrzowie świata juniorów pobiegli na trybuny pokazywać rodzinom medale i puchar. - Tylko go nie zgubcie tym razem - krzyknął za nimi szkoleniowiec.

[b]

Ola Piskorska, WP SportoweFakty: Jak to "nie zgubcie tym razem"? Czyli jakiś już zgubili?[/b]

Sebastian Pawlik: Dwa lata temu po zdobyciu mistrzostwa świata kadetów w Argentynie zostaliśmy zaproszeni do Ministerstwa Sportu. Przyszliśmy oczywiście z medalami i z pucharem, który chłopaki postawili na kominku przed ceremonią gratulacji i piciem kawy z panem ministrem. Szukaliśmy go potem wszędzie przez kilka miesięcy, aż się okazało, że nikt go nie zabrał z powrotem i on nadal tam stoi. Nikt się nie zorientował, pewnie pasował do wystroju.

Wracając do tego pucharu i tego tytułu mistrzów świata juniorów, dociera to już do pana?

Powoli tak. Bardzo się cieszę, że się udało osiągnąć to, co zaplanowaliśmy sobie z całą drużyną i o czym marzyliśmy. Sportowo ten finał był znacznie mniej wymagający niż półfinał, ale emocjonalnie oba spotkanie były dla mnie bardzo wyczerpujące.

Czuje pan zmęczenie?

Jak emocje powoli zaczynają ze mnie schodzić, to czuję coraz mocniejsze zmęczenie. Zarywaliśmy noce na oglądanie meczów rywali i jak najlepsze przygotowanie taktyczne odpraw. Na takiej imprezie jest się w pracy właściwie 24 godziny na dobę i na koniec zmęczenie jest już mocno odczuwalne. Zwłaszcza jak adrenalina zaczyna opadać.

ZOBACZ WIDEO Bartosz Kwolek: Jeszcze nie wierzę, że to koniec tej drużyny

Obawiał się pan trochę tego finału? 

Wszyscy mieliśmy w pamięci mistrzostwa świata kadetów, gdzie po wygranej z Iranem w półfinale już sobie właściwie wieszaliśmy złoto na szyi. A tymczasem niespodziewanie Argentyna w finale sprawiła nam ogromne problemy i ledwo z nimi wygraliśmy. To była przestroga i lekcja, która pozwoliła nam nie zlekceważyć Kuby teraz.

Poza nielekceważeniem rywala, co było najważniejsze w meczu finałowym?

Zagraliśmy bardzo pewnie od początku do końca. Świetnie prowadził grę Łukasz Kozub, który korzystał z bardzo dobrego przyjęcia. Mógł spokojnie rozdzielać piłki, tak żeby zgubić blok, dzięki czemu atakującym grało się łatwiej. Trochę się obawialiśmy Kuby, bo jest zupełnie nieobliczalna, a z Rosją zagrała doskonałe spotkanie, ale kontrolowaliśmy mecz od pierwszego do ostatniego gwizdka.

Finał i półfinał to były ostatnie z waszych 48 zwycięstw, ale za to obejrzała je w telewizji cała siatkarska Polska. 

To było dla mnie wielkie wyróżnienie pracować z taką grupą. Bardzo się cieszę, że tyle osób mogło nas wreszcie obejrzeć i nam kibicowało. Jest mi bardzo miło, że ludzie doceniają to, co osiągnęliśmy.

Mimo transmisji spora grupa kibiców przyjechała do Brna dopingować was osobiście. Pomagało?

To prawda, kibice z Polski stworzyli świetną atmosferę na trybunach i dzięki nim czuliśmy się, jakbyśmy naprawdę grali u siebie. Po tych wszystkich meczach w pustej hali to bardzo przyjemne. Zaskoczyło mnie trochę, że aż tylu osobom chciało się przyjechać, żeby nas dopingować.

Przed turniejem pana zawodnicy otwarcie mówili, że jadą po złoto, ale pan do końca tonował nastroje. Nie chciał pan dodatkowo nadmuchiwać balonika?

Wierzyłem w złoto i wiedziałem, że mamy na nie szanse, ale tonowałem nastroje przed wyjazdem do Czech głównie ze względu na problemy zdrowotne chłopaków. Tomek Fornal przez dwa tygodnie nie skakał i prawie tak samo długo nie trenował w ogóle, na pewno pokazałby tu o wiele więcej gdyby nie ta kontuzja. Z kolanem miał też problemy Bartek Kwolek. Kuba Ziobrowski z powodu problemów z barkiem pierwszy raz mocno zaatakował w czwartkowym meczu z Iranem, cały czas jechał na lekach przeciwbólowych. Na szczęście w ataku dobrze zastępował go Damian Domagała, kiedy było to potrzebne. Dlatego właśnie miałem obawy co do wyniku, bo wiedziałem, że nie jesteśmy w optymalnej formie i nie przetrenowaliśmy okresu przygotowawczego, tak jak planowaliśmy.

Ale nie optymalną formą i nie umiejętnościami stricte siatkarskimi pana zespół wygrał to złoto i wszystkie poprzednie. Chyba jednak charakterem?

To prawda, tym od zawsze nadrabialiśmy wszystkie niedociągnięcia sportowe czy fizyczne. Kiedy mecz nam się nie układał, kiedy nie graliśmy swojej siatkówki, to serduchem i charakterem potrafiliśmy wyjść z każdej opresji. I wygrać. Mam nadzieję, że wszyscy moi chłopcy trafią do seniorskiej reprezentacji, czego im życzę z całego serca. Mają potencjał, mają wielkie możliwości i jeżeli nie przestaną ciężko pracować, to myślę, że będziemy ich znowu oglądać w koszulkach reprezentacji Polski.

Źródło artykułu: