Siatkarki Dynama Krasnodar w tragicznej sytuacji. "Za co kupić jedzenie?"

Zawodniczki klubu z Krasnodaru wysyłają listy do władz okręgu i siatkarskiej federacji, ale powoli tracą nadzieję na odzyskanie zaległych pieniędzy. Dramatycznie brzmiały słowa Jeleny Gendel w wywiadzie dla portalu R-Sport.

Z każdym dniem sytuacja męskiego i żeńskiego Dynama Krasnodara wygląda coraz gorzej. Najpierw spotkanie Superligi z Jenisejem Krasnojarsk zbojkotowali siatkarze, potem na parkiet przeciwko Dynamu Kazań nie wyszły siatkarki prowadzone przez Konstantina Uszakowa. Obie sekcje liczą na to, że tak zdecydowane kroki zostaną w końcu zauważone przez władze klubu, które nagle zapadły się pod ziemię i nie zamierzają odpowiadać na najbardziej palące pytania.

- Trudno było podjąć taką decyzję. To był ostatni krzyk rozpaczy. Nigdy bym nie pomyślała, że kiedykolwiek w karierze będę musiała brać w czym takim udział. Ale po rozmowach z trenerami uznałyśmy, że jest najwyższy czas, by podjąć taki krok. Przez siedem miesięcy trenowałyśmy i grałyśmy bez żadnych pensji, nie było żadnej odpowiedzi na nasze pytania. Poza tym chciałyśmy wesprzeć chłopaków z klubu, którzy dzień wcześniej nie wyszli na mecz z Jenisejem. Kiedy ogłosiłyśmy naszą decyzję kibicom, wszystkie popłakałyśmy się potem w szatni - tak w wywiadzie dla R-Sport mówiła Elena Gendel, była zawodniczka klubów z Białegostoku i Piły.

Coraz więcej byłych siatkarek krasnodarskiego Dynama wygrywa procesy z byłym klubem, do Nikołaja Patruszewa, przewodniczącego rady nadzorczej Rosyjskiej Federacji Siatkówki, doszły listy od przedstawicieli klubu opisujące całą sytuację. Gubernator Kraju Krasnodarskiego też został poinformowany o tym, co od siedmiu miesięcy trapi cały klub, ale władze regionu nie kwapią się z pomocą.

- To problemy, które interesują dziennikarzy, a nie naszych pracodawców czy lokalne władze. Same sobie wynajmujemy mieszkania. Gdyby nam opłacano pożywienie i czynsze, byłoby łatwiej radzić sobie z sytuacją. Ale pewnym rzeczy nie rozwiążemy teraz bez pieniędzy. Na przykład: co mamy jeść? Niektóre z nas mają własne oszczędności, pomagają nam od czasu do czasu mężowie i rodzice. Ale mówiąc szczerze, już jesteśmy spłukane. Zalegamy z czynszami za mieszkanie na wiele miesięcy, nie umiemy teraz myśleć o treningach czy meczach, tylko musimy rozwiązywać najbardziej podstawowe problemy. Gdyby ktoś z klubowej "góry" przyszedł i obiecał, że te kwestie bierze na siebie klub, byłoby łatwiej. A tak żyjemy bez większych nadziei, trudno nam spać, normalnie żyć - opowiadała Białorusinka.

ZOBACZ WIDEO De Giorgi o decyzji PZPS: Poczułem radość i dumę

Promyczek nadziei pojawił się w ostatni wtorek, po spotkaniu siatkarek i siatkarzy Dynama z wicegubernatorem Kraju Krasnodarskiego i lokalnym ministrem sportu. Do 10 lutego na koncie klubu mają pojawić się pieniądze od dwóch głównych sponsorów, Czernomortransnieftu i Rosnieftu, łącznie ma być to 70 milionów rubli. Całkowite zadłużenie klubu to aż 275 milionów rubli, czyli 18,5 miliona złotych; nie wiadomo, czy jakakolwiek kwota pójdzie na uregulowanie zaległości wobec sportowców. Tatiana Koszeliewa, była siatkarka Dynama, miała otrzymać w grudniu zeszłego roku większość zaległych wypłat. Gendel z koleżankami wiedziały o tym i też czekały na przelewy, ale na próżno.

- Długo rozmawiałyśmy o sprawie związku zawodowego. W innych krajach istnieją takie stowarzyszenia, które bronią praw zawodników. Ale u nas tego brakuje: klub może nałożyć dowolne sankcje na gracza, a my, siatkarze, jesteśmy bezsilni. Co z tego, że rozwiążę kontrakt z klubem, jeśli bez zgody prezesa nie będę mogła przejść do innej drużyny? Nie daj Boże, pokłócę się z kimś z władz klubu i wtedy taka osoba powie: nie, nie pozwolę ci zmienić klubu, nie będzie mojego podpisu. I o takich przepisach dowiadujesz się jedynie w takich sytuacjach - w wypowiedziach zawodniczki Dynama nietrudno usłyszeć rozżalenie. Nie jest wykluczone, że po 10 lutego dojdzie do kolejnych zbojkotowanych gier.

Komentarze (0)