WP SportoweFakty: Co się z wami stało po dwóch wygranych setach z PTPS Piła?
Paulina Maj-Erwardt: W każdym elemencie zagrałyśmy troszeczkę gorzej i zanotowałyśmy za dużo błędów własnych, trochę przy pomocy sędziego, który w newralgicznych momentach nie pomagał, tylko wręcz utrudniał. I tak to się potoczyło, że zadecydował dopiero piąty set. Dobrze, że chociaż wygrałyśmy i dwa punkty są po naszej stronie.
Czy w zespole mogło się coś rozregulować po porażce z Chemikiem Police w poprzedniej kolejce?
- To nie tak. Jak grałyśmy z meczu na mecz to naprawdę fajnie nam szło. Koncentrowałyśmy się na najbliższym przeciwniku, on był dla nas najważniejszy i wtedy grałyśmy bardzo dobrze. Niestety, zaczęło się dziać koło nas za dużo, wiele osób zaczęło wręczać nam już medale. Powinniśmy wszyscy podchodzić do tego na spokojnie. Została jeszcze cała runda. Musimy dobrze zagrać rewanże, a nie uda nam się to, jeśli myśleć będziemy tylko o tym, że musimy zdobyć drugie miejsce albo zrobić to czy to. Nie, my możemy. Staramy się i chcemy to zrobić, ale nic nie musimy. Nie dysponujemy takim potencjałem jak Chemik, który ma dwie równorzędne szóstki i może je co mecz zmieniać. Jesteśmy w innej sytuacji.
W jakim sensie?
- W meczu z PTPS wypadła nam Gabi Polańska. Fajnie, że dobrze zastąpiła ją Sylwia Pelc, ale zostajemy bez jednej zawodniczki do treningów. Musimy borykać się ze swoimi problemami, ale jeśli w naszych szeregach będzie spokój, jak na początku, to damy sobie radę. Za dużo jest nakręcania się i pompowania balonika.
Jak wygląda sytuacja wewnątrz zespołu? Atmosfera nie zaczęła się psuć?
- Na pewno jest tak, że jak nie czujemy się do końca dobrze to i pewność siebie gdzieś tam ucieka i w niektórych momentach na boisku jest ciężej. Fajnie, że między nami jest tak, że w tych gorszych momentach, mimo wszystko, wspieramy się wzajemnie, dlatego w miarę to jeszcze wygląda. Nie ma pretensji, pomagamy sobie, a gdy ktoś ma słabszy moment, robimy co w naszej mocy, by z tego wyszedł. Próbujemy funkcjonować na tyle, na ile się da.
ZOBACZ WIDEO Ferdinando De Giorgi: Młodych trzeba uczyć, jak się pracuje w pierwszej reprezentacji
Przed świętami czeka was jeszcze jeden mecz ligowy - z niewygodnym Pałacem Bydgoszcz. Jak podchodzicie do tego spotkania?
- Pałacanki w starciu z nami nie będą miały nic do stracenia, podobnie jak siatkarki PTPS, które momentami odbijały nogą, ręką i kilka piłek podbiły przez przypadek. Tak samo zagrają na pewno bydgoszczanki. Nie dość, że to jest mecz tuż przed świętami to jeszcze u nich. Mam akurat takie szczęście, że już trzeci raz jadę do nich tuż przed świętami. Zawsze stawiały trudne warunki, więc trzeba będzie się na ten mecz porządnie skoncentrować, bo może być jeszcze trudniej niż w rywalizacji z zespołem z Piły.
Przyda się wam przerwa świąteczno-noworoczna?
- Myślę, że tak, nam wszystkim. Każdy powinien ochłonąć i wrócić dalej do pracy, skupić się na treningach i odzyskać tę radość z gry z początku sezonu, kiedy cieszyłyśmy się z tego jak gramy, a nie tak, jak jest teraz, kiedy nagle wszystko musimy. Żadna z nas nie może pozwolić sobie na błąd, bo od razu jest to źle odbierane. Jak wrócimy do tego, co było dobre, na pewno będzie lepiej.
Czy pani w czasie świąt Bożego Narodzenia ma zamiar kompletnie odciąć się od siatkówki?
- Tak. Za dużo tego wszystkiego. Doszła jeszcze ta poniedziałkowa szopka w wykonaniu wszystkich, od trenera drużyny przeciwnej do sędziów. Nie o to chodzi w sporcie.
Przy tak intensywnym graniu odpoczynek od siebie też powinien drużynie pomóc.
- Oczywiście. Pobędziemy trochę z najbliższymi, naładujemy baterie. Tak naprawdę, to właśnie rodzina i zdrowie są najważniejszymi aspektami życia i na tym się skupiamy. Potrzebujemy tego wyjątkowego czasu.
Rozmawiał Marcin Olczyk