Pierwszy mecz nowego sezonu PlusLigi rozgrywany w hali Torwar miał być wielkim show i siatkarskim świętem w stolicy. Tymczasem widowisko było, ale ze strony tylko jednej drużyny. Z wyjątkiem trzeciego, najbardziej zaciętego seta, Asseco Resovia Rzeszów dosyć gładko poradziła sobie z ONICO AZS Politechniką Warszawską. - Spodziewaliśmy się ciężkiego meczu. Wiedzieliśmy, że rywale dobrze zagrywają. Wszystko, co przewidywaliśmy, rzeszowianie zaprezentowali na parkiecie. Niestety nie udało nam się temu przeciwstawić. To był pierwszy mecz w sezonie, jak to się mówi, pierwsze śliwki robaczywki - skomentował przebieg spotkania Waldemar Świrydowicz, środkowy AZS-u.
Najbardziej wyrównana gra była w secie trzecim. Podopieczni Andrzeja Kowala spuścili nieco z tonu, co od razu wykorzystali akademicy i mieli nawet trzypunktowe prowadzenie. Być może siatkarzy z Rzeszowa zdekoncentrowała nieco dziesięciominutowa przerwa, która od tego sezonu jest obowiązkowa pomiędzy drugim i trzecim setem. - Możliwe, że przy stanie 2:0 to wybiło Resovię z rytmu i ta sytuacja tylko wyszła na naszą korzyść. Dla mnie osobiście taka przerwa jest okazją do wyciszenia, ale czy takie rozwiązanie będzie mieć więcej plusów czy minusów, zobaczymy po dziesięciu rozegranych kolejkach - stwierdził zawodnik Politechniki.
W całym spotkaniu wyraźnie na korzyść rywala zarysowała się przewaga w jednym elemencie, zagrywce. Rzeszowianie aż osiem razy punktowali bezpośrednio zza dziewiątego metra, a warszawianie raz i w dodatku popełnili przy tym o wiele więcej błędów. - Rywal dobrze zagrywał i przede wszystkim mało psuł. Zagrywka jednak ustawia grę, bo może odrzucić przeciwnika od siatki i wtedy środkowym łatwiej jest ustawić blok. My sami niestety w ogóle nie zagrywaliśmy w tym meczu - żałował.
Siatkarze AZS-u Politechniki w tym sezonie wszystkie mecze rozgrywać będą na Torwarze, na co dzień trenują zaś w Arenie Ursynów. Ale zdaniem Waldemara Świrydowicza, trenowanie w innej hali wcale nie miało wpływu na dyspozycję na zagrywce w tym spotkaniu. – Osobiście to mi się tutaj lepiej gra, zawsze zresztą wolałem ten obiekt. Nie wiem, co na to pozostali koledzy z drużyny. Władze klubu tak zadecydowały i musimy tu grać. Trzeba do tego podejść optymistycznie, że tu może przyjść więcej ludzi na mecz i oby tak było - wyraził nadzieję środkowy warszawskiej drużyny.
ZOBACZ WIDEO: Szalona walka Narkuna na KSW: jestem nieprzewidywalny
Na pewno jak warszawski klub będzie odnosił sukcesy, to widzów na trybunach będzie więcej. Trzeba jednak pamiętać, że w stolicy z frekwencją nigdy nie było łatwo. - Wynik na pewno przyciągnie kibiców, na razie jest początek sezonu i zobaczymy. Władze naszego klubu się starają to wszystko "rozhulać" i rozreklamować. Przyjdzie pierwszy mecz z mniej głośnym rywalem, dajmy na to z Effectorem Kielce i zobaczymy, czy te zabiegi przyniosą pożądany skutek. Ale nawet jak przyjdzie mniej kibiców, to też musimy grać - zauważył siatkarz Politechniki.
Podopieczni Jakuba Bednaruka zaczęli sezon z wysokiego C, bo od meczu z aktualnym wicemistrzem Polski. Jednak w kolejnych spotkaniach teoretycznie powinno być im łatwiej o punkty, bo zagrają z dziewiątą w ubiegłym sezonie Łuczniczką Bydgoszcz, a następnie z beniaminkiem, Espadonem Szczecin. - Teoretycznie będzie łatwiej o wygraną, a co naprawdę będzie, o tym się przekonamy. Zawsze walczymy o zwycięstwo. Przygotowujemy się na sto procent i wiemy, że ze wszystkimi musimy walczyć o punkty, tym bardziej z takimi zespołami jak Łuczniczka czy AZS Częstochowa. Trzeba grać, nikt nam tu nic nie da za darmo. Trzeba ileś ataków oddać, ileś razy się rzucić do piłki. Co zaś ugramy z drużynami z górnej półki jak Resovia czy Skra, to będzie nasze. Lepsza wygrana nawet w gorszym stylu, niż porażka po ładnej grze -podsumował swoją wypowiedź Waldemar Świrydowicz.