Paulina Maj-Erwardt: Sytuacja w lidze uległa zmianie

Jedna z najbardziej utytułowanych polskich libero, Paulina Maj-Erwardt, latem przeniosła się Chemika Police do Budowlanych Łódź. W rozmowie z serwisem WP SportoweFakty wielokrotna reprezentantka Polski wyjaśnia jak do tego doszło.

WP SportoweFakty: Jak to się stało, że znalazła się pani w Łodzi? Długo zastanawiała się pani nad ofertą Budowlanych?

Paulina Maj-Erwardt: Nie. Dostałam propozycję i przemyślałam ją sobie na spokojnie, analizując jej plusy i minusy. Pozytywów było znacznie więcej, więc postanowiłam skorzystać z możliwości dołączenia do drużyny Budowlanych.

Dlaczego zdecydowała się pani odejść z zespołu mistrza Polski?

- Tej sprawy wolałabym przez dłuższy czas nie komentować.

Wróćmy w takim razie do plusów, które nakłoniły panią do przenosin do Łodzi. Prezes Chudzik nie pierwszy raz próbował ściągnąć panią do Budowlanych. Co sprawiło, że tym razem ta sztuka mu się udała?


- Trwało to faktycznie kilka lat, ale zawsze mieliśmy dobrą relację i prezes rozumiał i szanował moje inne wybory. Na pewno wielkim plusem będzie to, że będę mogła grać, a tego mi najbardziej brakowało w poprzednim sezonie. Budowlani to bardzo fajna ekipa, która według mnie jest w stanie walczyć w tym sezonie o medale i pokazać się z dobrej strony na arenie międzynarodowej, bo to że zagramy w Europie też jest na pewno istotne. Mam nadzieję, że w Pucharze CEV wypadniemy jak najlepiej. Z Muszynianką nie byliśmy faworytem, a jednak udało się te rozgrywki wygrać, dlatego teraz podejść musimy do sprawy podobnie.

Czy w rozmowach z prezesem przed podpisaniem kontraktu pojawiał się temat celów na najbliższą przyszłość? Budowlani poprzedni sezon zakończyli na niezłym, piątym miejscu, ale dla zawodniczki pani formatu nie byłby to pewnie zadowalający wynik.


- Miewałam w swojej karierze różne sezony. Byłam w klubach, które raz walczyły o medale, a w innych sezonach kończyły zmagania na przykład na piątym miejscu, więc to uczucie nie jest mi obce. Wiadomo jednak, że ambicje moje, dziewczyn czy kibiców z Łodzi są duże, a apetyt rośnie w miarę jedzenia. Sytuacja w lidze trochę się pozmieniała. Wydaje się, że z grona faworytów w walce o medale odpadł PGE Atom Trefl Sopot. Nikt przed sezonem krążków oczywiście nie rozdaje, ale według mnie wyglądamy dobrze na papierze i postaramy się przełożyć to później na grę. Strefa medalowa jest niewątpliwie w zasięgu ręki i będziemy dążyć do tego, by się w niej znaleźć, bo na pewno nas na to stać.

Przez większość poprzedniego sezonu Chemik Police prowadzony był przez doświadczonego Włocha, Giuseppe Cuccariniego. W końcówce zastąpił go jednak młody Jakub Głuszak. Czy dostrzegła pani jakieś różnice w pracy z trenerskimi przedstawicielami dwóch różnych epok?


- Trzeba pamiętać, że ta sytuacja w Chemiku trwała krótko, bo zmiana nastąpiła pod koniec sezonu. Trener Głuszak nie chciał dużo zmieniać, bo to nie był dobry czas na takie ruchy, więc trudno powiedzieć, jak prowadziłby zespół od początku, gdyby miał taką okazję. Raczej kontynuował więc pracę poprzednika, z niewielkimi zmianami. Inna sprawa, że w Chemiku grały tak doświadczone zawodniczki, że nie wymagały jakichś wyjątkowych treningów czy wskazówek. Dlatego współpraca do końca szła sprawnie i łagodnie, co potwierdzały wyniki. Z drugiej strony, na polskim podwórku ten zespół musiał wygrać, nie było wyjścia.

Jak w takim razie zapatruje się pani na współpracę z młodym trenerem w Budowlanych Łódź? Z Błażejem Krzyształowiczem miała już pani okazję pracować w reprezentacji, w której jest asystentem Jacka Nawrockiego.


- Błażeja znam bardzo długo, bo razem chodziliśmy do szkoły, więc od ładnych paru lat mamy ze sobą różną styczność. W reprezentacji pokazywał swoje najlepsze strony. Podobało mi się jego podejście do pracy, do pewnych niuansów. Myślę, że podobnie odbieramy siatkówkę w tym zakresie. Jestem przekonana, że w relacji trener - zawodniczka między nami wszystko będzie grało, niezależnie od naszych prywatnych kontaktów. Na boisku Błażej jest trenerem, a poza nim kolegą - na pewno oboje podejdziemy do tej współpracy w pełni profesjonalnie.

W tym sezonie nie została pani powołana do reprezentacji. Kontaktował się z panią Jacek Nawrocki?


- Jesteśmy w stałym kontakcie. Wszystko jest między nami w porządku. Ani ja, ani trener nie mamy sobie nic do zarzucenia. Są między nami pewne ustalenia i tego się trzymamy.

Czy w tym roku może jeszcze pani wrócić do kadry?


- Raczej nie, ewentualnie w awaryjnej sytuacji. Gdybym była potrzebna, jestem do dyspozycji. Trzymam kciuki za dziewczyny, które będą grały, bo trzeba młodym zawodniczkom dać jak najwięcej szans gry. To one będą przecież odpowiadać za przyszłość polskiej reprezentacji.

Brak powołania do kadry pozwolił pewnie pani w tym roku wreszcie odpowiednio odpocząć przed ligą.


- Muszę przyznać, że bardzo odpoczęłam. Przede wszystkim naładowałam baterie i zupełnie zresetowałam w głowie te mniej przyjemne sprawy. Jestem pozytywnie nastawiona do nowego sezonu i bardzo się cieszę, że mogę już rozpocząć przygotowania do niego. Trzy miesiące to jednak bardzo dużo czasu. Mimo że w lipcu zaczęłam już się trochę ruszać, to jednak takie indywidualne przygotowania to zupełnie inna sprawa niż treningi z zespołem. Z dziewczynami od razu złapałam dobry kontakt, więc na pewno dobrze to wróży na przyszłość.

Jak wspomina pani rywalizację z ekipą Budowlanych na przestrzeni lat? Chociażby w barwach Muszynianki rozegrała pani z zespołem z Łodzi kilka naprawdę emocjonujących spotkań.


- Zespół Budowlanych zawsze kojarzył mi się jako walczący do końca i bardzo zdeterminowany. Z łodziankami zawsze trzeba było grać z pełnym skupieniem, bo była to drużyna nieprzewidywalna. Wiązało się to oczywiście z tym, że potrafiła zagrać świetnie, ale lepsze występy przeplatała czasem tymi dużo gorszymi. Jeżeli jednak siatkarki Budowlanych grały swoją najlepszą siatkówkę to potrafiły wygrać praktycznie z każdym. Zawsze sprawiały wrażenie fajnego, ale też ciężko pracującego zespołu. Teraz, razem, będziemy dążyć do tego, żeby ustabilizować dobrą grę i równą formę. Musimy wyeliminować falowanie na tyle, by nie schodzić poniżej pewnego poziomu.

Rozmawiał Marcin Olczyk

ZOBACZ WIDEO Marcin Matkowski: żal, że nie wykorzystaliśmy wielu szans (źródło TVP)

{"id":"","title":""}

Komentarze (0)