WP SportoweFakty: Czwarte miejsce w tegorocznej Lidze Światowej na pewno było rozczarowaniem?
Gianlorenzo Blengini: Oczywiście, zawsze jak się przegrywa, zwłaszcza tak ważny mecz, jest duże rozczarowanie. Zależało nam na tym, by dobrze zakończyć tegoroczną Ligę Światową, zwłaszcza, że wygrana z Francją dawałaby nam medal. Ale taki jest sport. Trzeba uszanować wynik, bo rywal był lepszy od nas i zrozumieć, co możemy zrobić lepiej, ponieważ to właśnie z ta drużyną zagramy pierwszy mecz podczas igrzysk olimpijskich.
Jak może pan podsumować występ reprezentacji Włoch w Ligi Światowej?
- Moim zdaniem cały turniej zasługuje na pozytywny bilans. Robiliśmy postępy mało trenując, grając dużo i to w dwóch różnych zestawieniach zawodników. To było celem, bo wiemy, że w Rio nie będziemy mieć dużo alternatyw, jeżeli chodzi o skład. Drużyna będzie bowiem ograniczona do dwunastu siatkarzy. Pierwszą część rozgrywek graliśmy z Iwanem Zajcewem na przyjęciu oraz Luką Vettorim jako podstawowym atakującym, ponieważ taka była potrzeba. Trzeba było jak najwięcej pograć w takim zestawieniu. Później zmieniliśmy wyjściową szóstkę i myślę, że to trzeba zapisać po stronie pozytywów, bo pomimo tych zmian, zakwalifikowaliśmy się do Final Six, a nie zakwalifikowały się drużyny bardziej chwalone, które grały swoim systemem gry od jakiegoś czasu. Poza tym jak dociera się tak daleko, do strefy medalowej, to pomimo porażki, bilans musi być pozytywny.
ZOBACZ WIDEO Grzegorz Łomacz: U nas każdy może zastąpić każdego na boisku i będzie dobrze
Co trzeba było poprawić przed igrzyskami olimpijskimi?
- W tak krótkim czasie można poprawić niektóre aspekty gry, kontynuować pracę na tymi elementami, nad którymi dotychczas pracowaliśmy i które wychodziły coraz lepiej. Mam tutaj na myśli przede wszystkim grę w obronie, pewniejsze granie na styku punkt za punkt. Trzeba było też popracować nad szukaniem rozwiązań w ataku, biorąc pod uwagę grę rywala w takich elementach jak blok i obrona.
Jak wyglądały wasze przygotowania po turnieju Final Six?
- Nie było dużo czasu, zwłaszcza, że pojechaliśmy do Rio bardzo wcześnie. Najpierw zawodnicy dostali kilka dni odpoczynku, potem kilka dni trenowaliśmy i wylecieliśmy do Rio. Tu mieliśmy w sumie dziesięć dni na spokojną pracę. Trzeba sobie jasno powiedzieć, że oprócz pracy na treningu, mamy też cel, z którym musimy się utożsamić, a dotyczy on sfery mentalnej. Rozegramy bardzo trudne spotkania i musimy tak do nich podejść, by podczas walki nic innego nie zaprzątało naszej uwagi, jak tylko sam mecz.
Włochy na turnieju olimpijskim znalazły się w bardzo trudnej grupie. Jaki jest cel na te rozgrywki?
- Celem jest oczywiście zajść w tym turnieju jak najdalej. Jasne, że jesteśmy w takiej grupie, że nie możemy zacząć turnieju na zwolnionych obrotach i rozkręcać z meczu na mecz, ponieważ grupa jest bardzo wymagająca. Jest w niej USA, Brazylia, Kanada, Francja, to są drużyny, które zaszły daleko w tegorocznej Lidze Światowej. Francja zakończyła turniej na trzecim miejscu, Brazylia grała w finale. Jest jeszcze Kanada, która wygrała drugą dywizję i to jest ekipa, na którą też trzeba uważać, bo prezentuje dobrą siatkówkę. W tak trudnym i męczącym turnieju, kiedy ma się ambicje sięgające podium, trzeba będzie się przygotować na to, że zmęczenie trzeba będzie znosić nie tylko jako odczucie fizycznie, ale przede wszystkim psychiczne i podejść do tego z wielkim spokojem.
Wróćmy na chwilę do zeszłego roku, kiedy przejął pan drużynę w bardzo trudnym momencie.
- O tym nie chciałbym mówić. To są rzeczy, które dotyczą przeszłości. Mówmy tylko o teraźniejszości i przyszłości.
Czego pana nauczył ten ostatni rok? W czym praca z reprezentacją różni się od tej w klubie?
- Nie jest aż tak bardzo różna. Jestem szkoleniowcem od wielu lat, tak więc dla mnie oczywiście jest to bardziej emocjonujące zajęcie. To są emocje związane z prowadzeniem reprezentacji kraju, w którym się żyje i w którym się wzrastało. Więc tak, oczywiście, z tego punktu widzenia jest inaczej, ale trenowanie pozostaje trenowaniem.
Rozmawiała Anna Bagińska