Jacek Nawrocki o występie w World Grand Prix: Trzeba patrzeć realnie

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

- Wszystkich, którzy odnoszą się krytycznie do tego, co się stało, odnoszę do rzetelnej oceny potencjału tej drużyny - mówi w rozmowie z portalem WP SportoweFakty trener reprezentacji Polski, Jacek Nawrocki.

W tym artykule dowiesz się o:

W niedzielnym finale II dywizji World Grand Prix Polki przegrały w pięciu setach z reprezentacją Dominikany i nie zakwalifikowały się do elity. Zarówno same siatkarki, sztab szkoleniowy, jak i kibice bardzo żałują, że ta sztuka znów się nie udała, ale trener Jacek Nawrocki przypomina, iż na kadrę należy spojrzeć przez pryzmat m.in. występów w Orlen Lidze.

WP SportoweFakty: Na początek zapytam nieco przewrotnie: czy z Dominikaną byliśmy w stanie wygrać trzy sety? W dwóch pierwszych były zdecydowanie słabsze, ale później zaczęły grać dużo lepiej. Jacek Nawrocki: To nie tylko zależało od naszej gry. To zależało przede wszystkim od gry Dominikanek. One są zespołem przede wszystkim ogranym zarówno w towarzystwie azjatyckim, jak i amerykańskim. Częste kontakty w meczach oficjalnych i nieoficjalnych z Chinkami, Japonkami czy Amerykankami powodują, że to jest zespół ograny. On rzeczywiście nie błyszczał w ostatnich latach, bo wypadały ze składu kluczowe zawodniczki - raz Martinez, raz De La Cruz i one tak naprawdę dopiero od kilku tygodni są w swoim podstawowym składzie. Gdy te dwie zawodniczki są w dobrej dyspozycji, drużyna ma dużą siłę ofensywną i ciężko nam było się przeciwstawić. Pewnie gdyby grały z taką dużą liczbą błędów, jak w pierwszym i drugim secie, byłyby do pokonania, ale w momencie, gdy zagrały swoje, nasz potencjał niestety nie wystarczył. Emocje po finale już opadły? Mocno się pan denerwował w trakcie finału. - Ja jak każdy trener i człowiek, który całą energię wkłada w prowadzenie swojego zespołu, gdzieś w emocjach bardzo żałowałem tej porażki, natomiast kiedy już to chłodne myślenie przychodzi, wtedy analiza pokazuje, że cały czas musimy szukać drogi postępu przede wszystkim na pozycji nr 4., czyli lewoskrzydłowych.

ZOBACZ WIDEO #dziejesienaeuro. Radosław Gilewicz o zwycięstwie z Ukrainą. "Zagraliśmy z bezczelnością"

O to właśnie chciałem zapytać. W Zielonej Górze z Anną Grejman zaczęła Tamara Kaliszuk, później do szóstki wskoczyła Martyna Grajber, a finał w rozpoczęła w niej Emilia Mucha. - To też świadczy o tym, że to poszukiwanie na tej pozycji cały czas trwa. Zawodniczki w lidze pokazują się w miarę z niezłej strony, ale nie możemy też mówić o wielkim poziomie, bo to nie są zawodniczki z czołowych klubów, a raczej ze środka i drugiej części tabeli. Trzeba też oddać to, że zagrały bardzo ambitnie w całej edycji World Grand Prix, ale one nie miały w większości wcześniej kontaktu z siatkarkami pokroju De La Cruz, Martinez, czy z Portoryko Enright czy Cruz. Nie widzę innej drogi, jak dalsze poszukiwanie rozwiązania na tej pozycji. A u tych zawodniczek, które już mamy, trzeba postawić na pracę. Innego wyjścia nie ma. Sporo było pretensji wśród kibiców, że w trzecim secie zwlekał pan ze zmianami dla Joanny Wołosz i Bereniki Tomsi. Dlaczego tak długo zostały na placu gry? - Trzeba spojrzeć w statystyki i zobaczyć, jaki procent wtedy miała Berenika, bo może jak ktoś patrzy w emocjach, to nie widzi, że to była jedyna regularnie punktująca zawodniczka u nas. Wszystkich tych, którzy odnoszą się krytycznie do tego, co się stało, odsyłam do rzetelnej analizy poziomu, jaki my prezentujemy grając w naszej lidze oraz rzetelnej oceny potencjału tej drużyny. Gdyby ten zespół nie doszedł do finału, pojawiłyby się opinie, że to młody zespół, nieograny, że niektóre dziewczyny pierwszy raz grają w reprezentacji. A ponieważ weszły i zrobiły bardzo dużo, to ten ktoś będzie się czepiał trzeciego seta. Ja z kimś takim nie zamierzam rozmawiać. Ale mimo wszystko jednak trochę podaliśmy im rękę, bo przez pierwszą godzinę meczu to my dyktowaliśmy warunki gry. - Podobnie Dominikana zagrała w półfinale. Portorykanki, które są naprawdę nieźle ustawione pod względem taktycznym i technicznym, nie były w stanie przy dobrej grze dobić Dominikanek, choć wygrały pierwszego seta, a w trzecim uległy na przewagi. Nam byłoby zdecydowanie trudniej. W finale przy bardzo dobrym przyjęciu, mało grały środkowe. W poprzednich meczach w Zielonej Górze, Włocławku czy nawet w półfinale w Warnie gra przez Agnieszkę Kąkolewską, Kamilę Ganszczyk czy Magdalenę Hawryłę dawała nam sporo punktów. - Też jestem za tym, by więcej grać pierwszego tempa, lecz też odnoszę to do taktyki w tym meczu. Mając taką siłę ognia, jaką my mieliśmy z lewego skrzydła, nasz przeciwnik cały czas pilnował pierwszego tempa. Każda drużyna na wyższym poziomie - Dominikana, Portoryko - pilnowała naszego pierwszego tempa, bo wiedziała, że nie jesteśmy w stanie skrzywdzić ich atakiem z lewego skrzydła. Dlatego łatwiej im się potem gra. Pilnowanie środka oraz Bereniki Tomsi powodowało, że u przeciwnika była koncentracja na nich, a odpuszczano lewe skrzydło. My czasem rozegranych piłek na lewym skrzydle, nawet przy pojedynczym bloku, mieliśmy niższą skuteczność niż na prawym. To nie jest tak, że mam pretensje do zawodniczek, które grały na lewym skrzydle, bo one z każdym meczem grały coraz lepiej. Ich postawa w porównaniu do tych pierwszych spotkań sparingowych z Niemkami i Czeszkami oraz dojrzałość w grze szły do góry. Przy ich ambitnej postawie i dobrej pracy, one również będą szły do przodu. Niestety w lidze życie nie zmuszało ich do szukania mocnych ataków i do tego, by grać niekonwencjonalnie. Jednak jak ten poziom europejski czy światowy pokazuje, że było to troszeczkę za mało.[nextpage]Czyli problem reprezentacji leży w tym, że siatkarki rozegrały za mało meczów z wymagającymi przeciwniczkami? - To jest podstawowa bolączka. Mówiąc to nie mam pretensji do nikogo. Patrzę z nadzieją, że dziewczyny, na które postawiliśmy, będą szły do przodu. Każde takie spotkanie bardzo nas rozwija. Pewnie, że mecze z Brazylijkami i Amerykankami rozwijałyby nas jeszcze bardziej, ale wszystko przyjdzie w swoim czasie. Najlepiej w moim odczuciu sprawdził się wariant z grą na dwie libero. To nasz najsilniejszy punkt? - Zdecydowanie tak. Myślę, że obie Agaty (Durajczyk i Sawicka - przyp. red.) pokazały charakter i wolę walki wśród dziewczyn, jeśli chodzi o obronę. Uważam, że to było dobre rozwiązanie. Co po tegorocznej edycji World Grand Prix uważa pan za największy plus? - Na boisku byliśmy drużyną, która łatwo się nie poddawała, która walczyła w obronie. Myślę, że coraz bardziej było stosować zamienność w obronie, to jest bardzo ważne. Pojawiło się dużo kreatywności w grze u dziewczyn. Odchodzi się od tego, by ustawiać się tam, gdzie jest napisane na kartce, tylko reaguje się na zachowanie przeciwnika. Bardzo dobrze pokazała się Berenika Tomsia, która udowodniła, że jest atakującą europejskiego formatu. Kilka dziewczyn zasługuje na indywidualne wyróżnienie, ale to dopiero początek naszej drogi i ja się cieszę, że tak wypadliśmy. Oczywiście marzyło mi się wygranie World Grand Prix, ale trzeba patrzeć realnie. Z I dywizji spadną Niemki albo Belgijki. To będą jedne z głównych rywalek w walce o wejście do elity za rok, bo chyba możemy otwarcie powiedzieć, że taki jest nasz cel. - Oczywiście. W tym roku budujemy zespół po to, by za rok być mocniejsi. Myślę, że dziewczyny, na które teraz postawiliśmy, będą miały większą odpowiedzialność w lidze. Graliśmy z tymi Niemkami i myślę, że nie staliśmy na straconej pozycji. Uważam, że na ich tle wypadliśmy całkiem dobrze, choć spotkania zakończyły się remisami. Wiadomo, że będzie ciężko, bo dojdą jeszcze Chorwatki w miejsce Kenijek z III dywizji, ale to dobrze. Będziemy wtedy przed mistrzostwami Europy, a lepiej grać wtedy z mocniejszymi niż ze słabszymi. Analizował już pan materiał z meczów Ligi Europejskiej z Durrës? Wyniki naszej drużyny nie mogą cieszyć. A do tego przyczyniliśmy się do historycznego triumfu reprezentacji Albanii... - Analizować będziemy to wszystko od środy w Szczyrku. Ale pamiętajmy, że ta Albania mając w swoim składzie mało Albanek, bo tam jest Amerykanka i kilka siatkarek ze Skandynawii i Bałkanów, wygrała choćby z Białorusią. Białorusią, która w porównaniu do mistrzostw Europy nie ma tylko jednej czy dwóch zawodniczek. To też o czymś świadczy. To nie jest przypadek. Ta Albania walczyła w dwóch meczach ze Słowacją jak równy z równym.

Na usprawiedliwienie naszych dziewczyn - choć nie usprawiedliwiam ich jeśli chodzi o wynik - powiem, że to były zawodniczki, które nie grały regularnie w swoich klubach. Na przykład Magda Damaske nie rozegrała w sezonie ligowym pełnego spotkania oprócz turnieju finałowego Młodej Ligi. Nasza szóstka była złożona z zawodniczek, które nie były podstawowymi w swoich drużynach. Trzeba zachować umiar w ocenie negatywnej, ponieważ wybraliśmy dziewczyny o ogromnym potencjale, ale w większości to nie one decydują o wynikach w swoich klubach. Teraz może w lidze zaczną odgrywać znaczące role. Ale mają za sobą dwa sezony, gdzie nie grały prawie nic. Bardzo liczę, że to się zmieni.

Rozmawiał Krzysztof Sędzicki (@ksedzicki)

Źródło artykułu: