Malwina Smarzek: Marzę o mistrzostwie Japonii

WP SportoweFakty / Justyna Serafin
WP SportoweFakty / Justyna Serafin

Malwina Smarzek w tym roku została po raz trzeci w karierze powołana do pierwszej reprezentacji Polski. W minioną sobotę we Włocławku przeciwko Kenii (3:0) rozegrała pierwsze całe spotkanie w koszulce z biało-czerwoną flagą.

W tym artykule dowiesz się o:

20-letnia atakująca występująca dotychczas w Legionovii Legionowo w opinii wielu ekspertów może w ciągu kilku lat zostać pierwszą atakującą polskiej kadry. Na razie jednak stara się o tym nie myśleć, tylko dalej pracować i uczyć się od doświadczonych koleżanek.
WP SportoweFakty: Czujesz się bardziej juniorką czy seniorką? Trochę doświadczenia już zebrałaś w ostatnich miesiącach.

Malwina Smarzek: Troszeczkę. Chciałoby się być jeszcze juniorką, ale już nie ma czasu na te juniorskie zagrania i staram się dopasować do tego poziomu seniorskiego. Tutaj trzeba zmieniać swój styl gry i koncentrację, nie można sobie pozwalać na proste błędy.

ZOBACZ WIDEO #dziejesienaeuro. Jerzy Kryszak komentuje remis z Niemcami. "Nie dużo brakowało. O nos!"

Czujesz się już troszkę zawodniczką doświadczoną?

- Kompletnie nie, do doświadczenia mi zupełnie daleko. Tak można mówić o innych dziewczynach w kadrze - Berze (Tomsi - przyp. red.), Agacie (Sawickiej), Asi (Wołosz). Doświadczona będę się czuła pewnie za 10 lat.

W kraju mamy problem jeśli chodzi o atakujące. Jesteś jedną z głównych kandydatek do tego, by być główną zawodniczką na tej pozycji w kadrze. Masz tego świadomość?

- Na razie o tym nie myślę. Staram się brać przykład z Bery w każdym elemencie. Jest trochę moją mentorką w kadrze. Dużo się mogę od niej nauczyć i z tego się cieszę, a tego, co będzie za rok czy za dwa, nie mam w głowie. Tu nie ma ustalonej kolejności, tak naprawdę wszystko zależy ode mnie i od tego, jak będę prezentować się w kadrze.

Czy w twoim przypadku można mówić o jakiejkolwiek świeżości po sezonie klubowym? Byłaś mocno eksploatowana, ale mniej niż rok temu. 

- Sporo było tego grania w Legionowie, ale już nie występowałam już w juniorkach, zagrałam tylko młodą ligę, tak naprawdę sam finał. Nie czuję się jakoś zmęczona. To mój pierwszy sezon, gdzie na kadrze nie mam żadnej kontuzji i nic mi nie dolega, ale cały sezon w klubie rozegrałam bez kontuzji. Przede mną jeszcze kadra U22, więc zobaczymy, jak to będzie.

Kilka twoich koleżanek z Legionovii podjęło naukę na studiach, głównie w Akademii Leona Koźmińskiego. Jak sytuacja wygląda u ciebie?

- Ja tak naprawdę próbowałam wyjechać za granicę, ale niestety się nie udało, choć nie do końca wiadomo, jak to się poukłada. Wiedziałam, że jak zacznę cokolwiek, to tego nie skończę, więc na razie czekam.

Mówiłaś w kilku wywiadach, że jednym z twoich największych marzeń jest mistrzostwo... Japonii. Dlaczego?

- Niedawno pojawiła się taka plotka, że polska siatkarka idzie do Japonii, ale to nie jestem ja. Bardzo bym chciała, to jest moje niezmienne, stałe marzenie i jeśli tylko będę miała taką możliwość, to pewnie skorzystam z takiej oferty. Chociaż na jeden sezon chciałabym tam polecieć. Nie mówię, że sobie poradzę, ale bardzo bym chciała.

Pomówmy trochę o twojej najbliższej przyszłości. Wiemy na razie, że w Legionovii nie zostajesz.

- Jestem w tej chwili zawodniczką Chemika. Teraz czekam na decyzję co do tego, czy będę wypożyczona, a to zależy od tego, czy przyjdzie tam jedna atakująca czy nie. Jeśli tak, to zostanę wypożyczona - tu mamy już większe pole do manewru.

World Grand Prix to okres, gdzie kobieca siatkówka cieszy się chyba największym zainteresowaniem w trakcie całego roku. Czujesz trochę presję związaną z tymi spotkaniami?

- Co roku coś nowego się pojawia, następuje odmłodzenie. Ta kadra jest trochę inna, jest inna koncepcja. Ludzie o tym wiedzą i nas obserwują. Ale ja tej presji chyba aż tak bardzo nie odczuwam, bo ciężar gry nie spoczywa na mnie tak bardzo, jak na przykład na Berze czy Asi.

Mecz z Kenijkami w minioną sobotę to był twój chyba jak dotąd najdłuższy występ w kadrze seniorek. Jak przeżyłaś tamten pojedynek?

- Bardzo się cieszę, że trener dał mi szansę, że mogłam wejść na boisko i zagrać cały mecz od początku do końca. Cieszę się też, że to mnie nie przerosło. Bardzo na to czekałam i bardzo chciałam wejść. Trochę się obawiałam, że przez to, że bardzo chcę, mogłam tę okazję trochę zepsuć, ale myślę, że udało mi się dobrze zaprezentować.

W Warnie czeka was najpierw z Bułgarkami, a potem z kimś z pary Dominikana - Portoryko. Nie jest tajemnicą, że nie jesteście faworytkami turnieju finałowego. Łatwiej będzie się grało z taką myślą?

- Trener powtarza, że w każdym meczu nie jesteśmy faworytkami. Chyba lepiej się gra z takim podejściem. Ja wierzę, że z tą Bułgarią wygramy, a kolejne spotkanie zagramy z Dominikaną lub z Portoryko. Jeśli trafimy na ten drugi zespół, to... do trzech razy sztuka, prawda?

Rozmawiał Krzysztof Sędzicki (@ksedzicki)

Źródło artykułu: